Sąd UE w całości unieważnił decyzję Komisji Europejskiej w sprawie Google’a z marca 2019 r. Chociaż podtrzymał wiele ustaleń Komisji, to stwierdził m.in., że nie wzięła ona pod uwagę wszystkich istotnych okoliczności, gdy dokonywała oceny klauzul umownych, które uznała za nadużycie.
Sprawa dotyczy platformy reklamowej AdSense, którą Google prowadzi od 2003 r., świadcząc m.in. usługę pośrednictwa w reklamie związanej z wyszukiwaniem – AFS (AdSense for Search). Umożliwia ona wydawcom stron internetowych, na których są zintegrowane wyszukiwarki, wyświetlanie reklam powiązanych z zapytaniami użytkowników. Aby korzystać z AFS, wydawcy zawierali z Google'em umowy.
Trzy klauzule
– Problem w tym, że w umowach z wydawcami Google stosował restrykcyjne klauzule – kolejno: wyłączności, najlepszego lokowania i uprzedniej zgody – mówi dr Iga Małobęcka-Szwast, radca prawny i adiunkt z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Skargi na big tech złożyły m.in. Microsoft i Deutsche Telekom. W 2016 r. Komisja wszczęła postępowanie, które w marcu 2019 r. zakończyło się decyzją o ukaraniu Google’a. KE stwierdziła, że nadużywał on swojej pozycji dominującej, stosując w umowach z wydawcami klauzule, które uniemożliwiały jego konkurentom zamieszczanie reklam w wynikach wyszukiwania na tych stronach.
Komisja przeanalizowała setki umów i wskazała, że od 2006 r. Google umieszczał w umowach klauzule wyłączności – tj. zakaz zamieszczania przez współpracujących z nim wydawców reklam z wyników wyszukiwania konkurentów Google'a.
Następnie w marcu 2009 r. big tech zaczął stopniowo odchodzić od klauzul wyłączności i zamiast tego stosował klauzule najlepszego lokowania. Gwarantowały one jego reklamom najwyższe pozycje na liście wyników na danej stronie i określały minimalną wymaganą liczbę reklam Google'a. Przez to – wskazała Komisja – konkurenci Google'a nie mieli możliwości zamieszczania swoich reklam na najlepiej widocznych i najczęściej klikanych miejscach.
Ponadto w marcu 2009 r. Google wprowadził klauzule wymagające jego pisemnej zgody na zmiany w sposobie wyświetlania reklam konkurencji. Dzięki temu mógł sprawdzać atrakcyjność i popularność konkurencyjnych reklam.
W ocenie Komisji powyższe praktyki stanowiły nadużycie pozycji dominującej Google’a na obejmującym Europejski Obszar Gospodarczy rynku pośrednictwa w usługach reklamowych związanych z wyszukiwaniem i uniemożliwiły innym firmom konkurowanie z big techem przy wykorzystaniu swoich atutów. Bruksela stwierdziła, że postępowanie Google'a szkodzi konkurencji i konsumentom oraz zagraża innowacjom.
Niedowiedzione nadużycia
Wczoraj Sąd UE wskazał jednak słabość materiału zgromadzonego przez Komisję. Jak czytamy w orzeczeniu, Komisja nie dowiodła w szczególności, że kwestionowane przez nią klauzule umowne mogły odstraszyć wydawców od korzystania z usług konkurentów Google’a lub że mogły uniemożliwić im dostęp do znacznej części rynku.
Zdaniem sądu KE nie wykazała również, że praktyki Google’a mogły zaszkodzić konsumentom, zniechęcić do innowacji oraz że pomogły big techowi utrzymać i wzmocnić dominującą pozycję rynkową.
– W sprawach o praktyki monopolistyczne ciężar dowodu spoczywa na KE. Musi ona wskazać rynek właściwy, udowodnić pozycję dominującą danego podmiotu i jej nadużywanie – komentuje dr Iga Małobęcka-Szwast.
Sąd UE zgodził się, że KE dobrze ustaliła rynek właściwy i że Google ma na nim pozycję dominującą. Bruksela poległa jednak na trzecim etapie: zdaniem sądu nie udowodniła bowiem nadużywania pozycji dominującej przez Google.
– Zasadniczo zarzuty sądu sprowadzają się do błędów proceduralnych przy zbieraniu i ocenie materiału dowodowego oraz niedochowania wymaganego standardu dowodu – wskazuje Iga Małobęcka-Szwast.
Komisja uznała, że Google dopuścił się trzech odrębnych naruszeń (odpowiadających każdej klauzuli), które łącznie stanowiły pojedyncze i ciągłe naruszenie w okresie od stycznia 2006 r. do września 2016 r.
– Myślę, że chciała w ten sposób uniknąć dzielenia sprawy na odrębne wątki i ułatwić sobie przeprowadzanie dowodu – stwierdza Iga Małobęcka-Szwast. – W ocenie sądu nie wzięła jednak pod uwagę wszystkich istotnych okoliczności – w szczególności czasu trwania naruszeń. Umowy z wydawcami były zawierane na różne okresy, mogły też być indywidualnie negocjowane. Byłyby to więc różne nadużycia, podczas gdy Komisja wrzuciła je do jednego worka – wskazuje.
Komisja może się od wczorajszego wyroku odwołać do Trybunału Sprawiedliwości UE. Do zamknięcia tego wydania DGP nie poinformowała, czy skorzysta z tej drogi.
– To nie jest łatwa sprawa, zwłaszcza że rynek pośrednictwa w zakresie reklam w wyszukiwarkach jest specyficzny. Chociaż należyta staranność przy uzasadnianiu decyzji Komisji musi być zachowana i sąd nie mógł pominąć zidentyfikowanych błędów w argumentacji Komisji – podsumowuje Iga Małobęcka-Szwast.
Google przestał stosować kwestionowane klauzule po tym, jak w 2016 r. Komisja Europejska zgłosiła do nich zastrzeżenia.©℗
orzecznictwo
Podstawa prawna
Wyrok Sądu UE z 18 września 2024 r. w sprawie T-334/19