Uniemożliwienie niekontrolowanego powstawania ferm przemysłowych – taki byłby rezultat wejścia w życie nowelizacji ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym wraz z poprawkami wniesionymi przez senatorów.

Zmiany dotyczące zasad lokalizacji ferm przemysłowych były przedmiotem prac także na etapie sejmowym w maju br. Wiceminister rozwoju i technologii Piotr Uściński, po wysłuchaniu próśb obecnych na posiedzeniu komisji sejmowych organizacji społecznych, wyraził zrozumienie problemu. Wyjaśnił jednak, że przyjęcie poprawek musi skonsultować z rządem. Ostatecznie te zgłoszone przez posłankę Hannę Gill-Piątek (niezrzeszona) przepadły w głosowaniu w Sejmie. Przewidywały one, że fermy mogłyby powstawać tylko tam, gdzie będzie to przewidywał miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego (dalej: mpzg).

Problem wrócił na etapie prac w Senacie i izba wyższa przyjęła odpowiednie poprawki. Poza wymogiem zgodności z mpzg senatorowie wprowadzili przepisy, które mają utrudnić takim inwestorom omijanie prawa. Pojawił się też artykuł mówiący, że przestrzeń jest dobrem wspólnym, podlegającym ochronie prawnej. Senatorowie przyjęli poprawki, mimo że strona rządowa była im przeciwna.

Niechęć ze strony rządu to prawdopodobnie efekt skutecznej interwencji resortu rolnictwa, który próbę wprowadzenia ograniczeń dla powstawania ferm traktuje jak zamach na producentów żywności. Polska od lat jest unijnym liderem na rynku hodowli zwierząt, co z jednej strony przynosi miliardy euro, a z drugiej konflikty sąsiedzkie. Nowelizacja miała, wśród wielu innych zadań, sprawić, by tych konfliktów było mniej.

– Fermy są dziś przekleństwem dla sąsiadów, którzy nagle orientują się, że 100 m od nich powstają olbrzymi kurnik czy chlewnia. Prawo strony w postępowaniu administracyjnym dotyczącym budowy ferm przysługuje dziś tylko mieszkańcom żyjącym w promieniu 100 m od planowanej inwestycji. Jest to sytuacja korzystna dla dużych inwestorów i koncernów hodowlanych. Reszta mieszkańców, żeby dowiedzieć się o kontrowersyjnej inwestycji, musi przeczesywać BIP lub tablice informacyjne w urzędzie gminy. W ten sposób strona społeczna jest praktycznie wyłączona z wielu postępowań albo dowiaduje się o inwestycjach zbyt późno – mówi Bartosz Zając ze Stowarzyszenia Otwarte klatki.

Stowarzyszenie podkreśla, że właścicielami ferm przemysłowych są duże firmy, a nie drobni rolnicy.

– Rolnik hodujący kilkaset kur, a nawet taki, który ma gospodarstwo na kilkanaście tysięcy ptaków, nie może konkurować z przemysłowymi fermami, które dziś sięgają kilkuset tysięcy, a nawet miliona brojlerów. Ograniczanie ich działania z uwzględnieniem interesów wszystkich członków społeczności nie jest działaniem przeciwko polskiej wsi – dodaje Zając. Przypomina, że problemem w przypadku bliskiego sąsiedztwa ludzi i zwierząt, a także koncentracji ferm w kilku regionach Polski, są kwestie sanitarna i epidemiologiczna.

Posłanka Gill-Piątek zapytała Ministerstwo Klimatu i Środowiska, jaki jest stan prac nad projektem ustawy antyodorowej. Przepisy miały regulować minimalną odległość od uciążliwych zapachowo inwestycji rolnych. Jak się okazuje po dwóch latach od pojawienia się projektu w wykazie prac legislacyjnych rządu, jest on nadal na etapie uzgodnień międzyresortowych. Ministerstwo tłumaczy to wywołanym wojną w Ukrainie zagrożeniem dla bezpieczeństwa żywnościowego.

Poprawkami Senatu do ustawy nowelizacji ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym posłowie zajmą się na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które zaczyna się 6 lipca br.©℗