Certyfikacja przedsiębiorców walczących o zamówienia pozwoli nie tylko zaoszczędzić czas i pieniądze, lecz także może zwiększyć konkurencyjność na rynku. Ma ruszyć już za rok.

Zamiast co kilka miesięcy starać się o kolejne zaświadczenia z urzędów czy banków ważny przez rok certyfikat potwierdzający spełnienia warunków udziału w przetargu. Takie uproszczenie w procedurze przygotowuje Ministerstwo Rozwoju i Technologii. W minionych tygodniu, jak już informowaliśmy w DGP, opublikowało ono Zieloną księgę z założeniami certyfikacji. Zainteresowani dostali 30 dni na odniesienie się do propozycji. Do rozstrzygnięcia został m.in. sposób certyfikacji, ewentualne procedury odwoławcze czy sposób ustalania warunków przez zamawiających.
- Idea jest taka, żeby wykonawca, który raz zostanie sprawdzony, trafiał do specjalnego wykazu, dzięki czemu przystępując do konkretnego przetargu, nie będzie już musiał składać całej dokumentacji na nowo. Jeśli spełnianie przez niego określonych warunków zostanie raz zweryfikowane, to certyfikat będzie to poświadczał - tłumaczy wiceminister rozwoju i technologii Mariusz Golecki.
Zapytani przez DGP eksperci nie mają wątpliwości, że certyfikacja może dobrze wpłynąć na rynek.
- Polskie zamówienia publiczne wciąż bowiem borykają się z formalizmem procedur zamówieniowych, który szczególnie widoczny jest na etapie weryfikacji przesłanek wykluczenia oraz spełnienia warunków udziału w postępowaniu. Certyfikacja oznacza możliwość poddania się dobrowolnemu sprawdzeniu pod kątem braku podstaw wykluczenia z przetargu (warunki negatywne) oraz spełniania warunków udziału w postępowaniu (warunki pozytywne), co sprawia, że wykonawca koncentruje się na przygotowaniu jak najlepszej oferty, nie zaś na kompletowaniu formalnoprawnych dokumentów - przekonuje Tomasz Zalewski, radca prawny i partner w kancelarii Bird & Bird.
Przyjaźniejsze procedury mogłyby poprawić konkurencyjność. Od lat pod względem średniej liczby ofert składanych w przetargach pozostajemy w ogonie Unii Europejskiej. Jedną z częściej wskazywanych przyczyn tego stanu rzeczy jest właśnie przekonanie części przedsiębiorców, że publiczne przetargi są trudne, czasochłonne i kosztowne.
Weryfikacja negatywna i pozytywna
Procedura certyfikacyjna będzie w pełni dobrowolna. Sam przedsiębiorca będzie decydował, czy chce jej się poddać, czy też woli w każdym przetargu na nowo dostarczać komplet dokumentów. Jedną z kluczowych kwestii, którą MRiT chce przesądzić podczas konsultacji, jest zakres certyfikatu.
- Certyfikacja w zakresie braku podstaw wykluczenia powinna dotyczyć wszystkich przesłanek obligatoryjnych i wybranych przez wykonawców przesłanek fakultatywnych. Powinna też wyeliminować lub znacznie ograniczyć problemy związane z wykazaniem, że dany wykonawca dokonał prawidłowo procedury tzw. self-cleaningu - czyli mimo spełnienia się jednej z przesłanek wykluczenia podjął działania naprawcze, wskutek których powinien być traktowany jako rzetelny wykonawca - mówi Tomasz Zalewski.
- Dużo trudniejsza będzie w realizacji certyfikacja spełniania warunków udziału w postępowaniu, gdyż teoretycznie w każdym postępowaniu takie warunki mogą być inne - powinny być bowiem odpowiednie do potrzeb zamawiającego. Tym niemniej jest wiele zamówień typowych, np. dotyczących robót budowlanych określonego rodzaju, dostaw określonych towarów czy typowych usług - zaznacza prawnik.
Jego zdaniem sposobem na uniknięcie tych problemów może być standaryzacja określonych zamówień. To zaś pozwoliłoby na ujednolicenie także samych wymagań, co z kolei wyeliminowałoby inny problem - zbyt wygórowanych żądań stawianych przez niektórych zamawiających.
Autorzy zielonej księgi uznają, że najprościej przeprowadzić kategoryzację robót budowlanych. Do danej grupy (np. prac drogowych) można byłoby przypisać konkretne wymagania. Firmy, które je spełniają, byłyby wpisywane do wykazu, co w sposób automatyczny potwierdzałoby nie tylko brak podstaw do wykluczenia, lecz także spełnienie warunków pozytywnych. Przesądzenia wymagałoby ustalenie, czy przy konkretnych kategoriach zamawiający byliby zobowiązani do stosowania raz ustalonych wymagań, czy też mogliby wykraczać poza nie.
„Ze względu na znaczne zróżnicowanie zakresu usług oraz dostaw nabywanych w ramach zamówień publicznych ich odpowiednia kategoryzacja stanowiłaby największe wyzwanie” - przyznaje MRiT.
Podmioty prywatne i publiczne
Kolejne pytanie, na które mają odpowiedzieć konsultacje, dotyczy tego, kto będzie przeprowadzał certyfikację. Możliwe są różne warianty - podmioty prywatne, publiczne albo też model mieszany. Resort rozwoju wstępnie opowiada się za tym ostatnim rozwiązaniem. Podmioty prywatne przeprowadzałyby certyfikację warunków pozytywnych.
„Wymaga to, obok wiedzy na temat wybranych aspektów prawa zamówień publicznych, przede wszystkim pogłębionej wiedzy z innych obszarów, np. z zakresu budownictwa. Wydaje się, że podmioty prywatne dysponują większą zdolnością do szybkiego pozyskania odpowiednio wykwalifikowanej kadry, co byłoby szczególnie istotne w początkowym okresie funkcjonowania mechanizmu certyfikacji” - przekonuje ministerstwo.
Z kolei podmioty publiczne weryfikowałyby warunki negatywne. To uzasadnione z tego względu, że łatwiej byłoby im korzystać z publicznych baz, np. sprawdzając, czy firma nie zalega z płaceniem podatków lub odprowadzaniem składek za pracowników.
- Każda inicjatywa, która z jednej strony ma ograniczyć nadmierny formalizm w zamówieniach publicznych, a z drugiej ma przyspieszyć i ułatwić proces ubiegania się o zamówienia publiczne, powinna być popierana. Problem z certyfikacją polega jednak na tym, że, po pierwsze nie można zastąpić jednego formalizmu drugim, po drugie zaś konieczne jest zapewnienie odpowiedniej transparentności całego systemu. W pierwszym przypadku certyfikacja zda swój egzamin wtedy, gdy rzeczywiście odciąży administracyjnie zarówno wykonawców, jak i zamawiających. W drugim - niezwykle istotne jest zapewnienie odpowiedniego systemu instytucjonalnego podmiotów odpowiedzialnych za certyfikację - przekonuje prof. Paweł Nowicki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i kancelarii Nowicki Piber Wandzel Radcowie Prawni.
Koszty uzależnione od rodzaju
Procedura ma wyglądać w ten sposób, że przedsiębiorca składałby wniosek o certyfikat, do którego dołączałby dokumenty i oświadczenia na podobnych zasadach, jak czyni to dzisiaj w każdym przetargu. Różnica polegałaby na tym, że tu będzie to robił tylko raz. Zweryfikowany zostanie wpisany do elektronicznego rejestru, do którego dostęp będzie miał każdy zamawiający. Składając ofertę, firma nie będzie już musiała przedstawiać wszystkich tych dokumentów, tylko wskaże certyfikat, a zamawiający sprawdzi jego ważność w bazie. MRiT opowiada się za tym, by wzorem państw takich jak Niemcy, Czechy czy Węgry ważność wygasała po roku. Chyba że zmienią się okoliczności - wówczas firma ma sama powiadamiać podmiot certyfikujący o nowych okolicznościach.
Za certyfikat trzeba będzie zapłacić. W przypadku weryfikacji warunków negatywnych wysokość opłaty ma zależeć od wielkości wykonawcy i zakresu certyfikacji wskazanego we wniosku. Jeśli chodzi o certyfikację warunków pozytywnych, koszty mają być zależne od kategorii (podkategorii) zamówienia objętej wnioskiem o wydanie dokumentu (np. roboty budowlane wodno-kanalizacyjne). Im wyższa kategoria (podkategoria), tym wyższa opłata od wniosku.
„Wynika to z tego, że weryfikacja wymagań dotyczących wyższych kategorii (podkategorii) byłaby bardziej czasochłonna” - tłumaczy MRiT.
W razie odmowy przedsiębiorca będzie mógł się odwołać. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, w jaki sposób. W zielonej księdze przedstawiono trzy możliwe warianty - zaskarżania decyzji do Krajowej Izby Odwoławczej, odwołania się do tego samego podmiotu lub też innego podmiotu certyfikacyjnego. MRiT opowiada się za drugim rozwiązaniem.
„Ogranicza ono bowiem liczbę podmiotów zaangażowanych w system certyfikacji wykonawców. Znacząco wpłynęłoby to na ograniczenie kosztów jego funkcjonowania, a także pozwoliło na szybkie oraz sprawne ponowne rozpoznanie sprawy” - przekonuje.
Zgodnie z założeniami konkurujące firmy nie uczestniczyłyby w procedurze certyfikacji wykonawcy. Mogłyby jednak informować jednostkę certyfikacyjną np. o tym, że zmieniła się sytuacja wykonawcy i przestał spełniać wymagania. Przysługiwać im też będzie prawo kwestionowania certyfikatów przed KIO, na etapie konkretnego przetargu.
Średnio mniej niż trzy oferty na przetarg / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe