Polskie władze zwolniły z kwarantanny przyjezdnych zaszczepionych preparatem zarejestrowanym w UE. W odpowiedzi Węgrzy, którzy podają także szczepionki z Chin i Rosji, usunęli ze swoich dokumentów informację o podanej marce

W sobotę premier Węgier Viktor Orbán wydał rozporządzenie, które zmienia reguły wydawania dokumentów poświadczających przyjęcie szczepionki przeciw COVID-19. Są one wydawane od połowy lutego i dotychczas wpisywano tam także nazwę producenta podanego preparatu. Od ostatniej niedzieli już się tego nie robi, czyli nie da się już zweryfikować, jaką szczepionkę podano konkretnemu obywatelowi. Ma to istotne znaczenie w kontekście unijnym, bo Budapeszt zamówił także preparaty chińskie i rosyjskie, które nie zostały zatwierdzone przez Europejską Agencję Leków.
Rozporządzenie opublikowano cztery dni po tym, jak rząd RP zdecydował, że zwolnione z kwarantanny po przybyciu do Polski będą wyłącznie osoby zaszczepione szczepionką zarejestrowaną w Unii Europejskiej. Wywołało to pewien rezonans na Węgrzech; w mediach można było przeczytać, że ludzie, którym podano Sinopharm albo Sputnik V, nie będą uznawani za zaszczepionych. Stąd zmiana w paszportach szczepionkowych, którą uzasadniono koniecznością walki z dyskryminacją na tle zaordynowanych produktów leczniczych. Węgierski rząd przy tym w oficjalnym przekazie preferuje środki spoza UE. Najważniejsi politycy, w tym premier Viktor Orbán i prezydent János Áder, przyjęli zastrzyki z Chin. Węgry obwiniają Brukselę o zbyt wolne tempo dostaw zachodnich preparatów, choć rząd przyznał, że sam zamówił mniej szczepionek Moderny, niż mógł, bo były droższe niż te od Pfizera.
W Polsce tymczasem trwa dyskusja na temat samej idei wprowadzenia paszportów covidowych. Z jednej strony eksperci podkreślają, że każde działanie, które ograniczy lockdown, zasługuje na uwagę. Z drugiej – wskazują na ryzyka. – Wprowadzenie paszportów czy przepustek umożliwia zaszczepionym powrót do normalnego życia, czyli przyczynia się do niwelowania negatywnych skutków gospodarczych i społecznych pandemii. Rozważania powinniśmy jednak zacząć dopiero wtedy, gdy będzie na to pozwalał odsetek zaszczepionej ludności – mówi nam Kamila Sotomska ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Powstaje pytanie o inne konsekwencje ich wprowadzenia. W naszej ocenie powinniśmy unikać narzucania kolejnych obostrzeń na prowadzenie działalności gospodarczej, a brak paszportu nie powinien prowadzić do negatywnych konsekwencji dla przedsiębiorców, szczególnie że to nie od nich zależy, kiedy zostaną zaszczepieni – ocenia.
Również poszczególne branże dotknięte lockdownem nie chcą godzić się na wykluczenie części potencjalnych klientów. – Selekcja jest kontrowersyjna i wolelibyśmy jej uniknąć. Zdania wewnątrz naszej branży są podzielone, ale osobiście nie przychylałbym się do takiego rozwiązania. Szczepienia są dobrowolne, więc zakazy mogłyby być krzywdzące – wskazuje Tomasz Napiórkowski, założyciel Polskiej Federacji Fitness. Jak dodaje, mogłoby to być nieopłacalne również pod kątem biznesowym. – Z powodu struktury wiekowej większość naszych klientów będzie szczepić się bardzo późno. Nawet zostawiając z boku kontrowersje etyczne i skupiając się na ekonomii, widać, że w takiej sytuacji kluby fitness mogłyby być skazane na zamknięcie nawet do 2022 r. – wskazuje nasz rozmówca.
Hotelarze także sprzeciwiają się wprowadzeniu paszportów. – To fatalny pomysł, który spowoduje, że ludzie, którzy nie zdążą się zaszczepić albo nie będą chcieli tego zrobić, będą traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Sam pomysł przypomina selekcję znaną z najciemniejszych kart historii – przekonuje prezes Polskiej Izby Hotelarzy Marek Łuczyński. Jak wskazuje, pomysł nie jest atrakcyjny biznesowo, bo grozi wykluczeniem znacznej części klientów. – Dobrym pomysłem mogłyby być zachęty do szczepień. Można sobie wyobrazić bon covidowy, który umożliwiałby po zaszczepieniu skorzystanie z usług dotkniętych lockdownem. Nie może to jednak odbywać się na zasadzie represji względem niezaszczepionych – twierdzi.
Wątpliwości mają też organizacje pozarządowe, i to niezależnie od światopoglądu. – Nie wiemy, które z publicznych sfer mogą zostać uznane przez państwa za konieczne, by mogły wymagać okazywania tego typu paszportów. To budzi obawy przed nadmierną, niekoniecznie uzasadnioną, ingerencją – wskazuje Aleksandra Fertlińska z Amnesty International. A Tomasz Chudzinski z Centrum Analiz Legislacyjnych Ordo Iuris dodaje, że takie regulacje mogą rodzić wątpliwości konstytucyjne, związane z wolnością działalności gospodarczej, a także podnoszonym przez przeciwników szczepień zakazem poddawania eksperymentom medycznym bez dobrowolnie wyrażonej zgody. Jak dodaje, mimo wątpliwości samo rozwiązanie może wydawać się niezbędne, jednak by miało sens, konieczne byłoby wprowadzenie go drogą ustawy i przy założeniu, że dla zaszczepionych całkowicie otwarto by gospodarkę. – Ustawodawca powinien unikać kopiowania rozwiązań nadmiernie godzących w prawa i wolności człowieka. Nie wyobrażam sobie np. wprowadzenia w Polsce odpowiednika izraelskiego publicznego rejestru osób zaszczepionych albo, co gorsza, publicznego rejestru osób, które się nie zaszczepiły – podkreśla.
Organizacje pozarządowe mają wątpliwości konstytucyjne