Na trwającym posiedzeniu Sejm rozpatrzy poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wersję, która wyszła z Senatu, eksperci uważają za kompromisową. Czy jednak poprawki Senatu wystarczą, aby nowelę podpisał prezydent Karol Nawrocki?
Nowelizacja ma na celu wdrożenie przepisów unijnego aktu o usługach cyfrowych (DSA). Według przepisów prezes UKE i przewodniczący KRRiT (w przypadku treści wideo) będą mogli blokować internetowe treści naruszające dobra osobiste lub prawa własności intelektualnej, a także te, których rozpowszechnianie wyczerpuje znamiona czynu zabronionego. Od decyzji prezesa UKE i przewodniczącego KRRiT nie jest przewidziane odwołanie, ale autor zablokowanej treści będzie mógł wnieść sprzeciw do sądu powszechnego.
Kluczowa poprawka
W ustawie przyjętej przez Sejm decyzje UKE lub KRRiT o blokowaniu nielegalnych treści w internecie mogły podlegać rygorowi natychmiastowej wykonalności, „jeżeli jest to niezbędne ze względu na rozmiary wyrządzonej lub grożącej szkody albo interes społeczny”. Senat przyjął jednak poprawkę znoszącą klauzulę natychmiastowej wykonalności decyzji prezesa UKE i KRRiT. Teraz decyzje o blokowaniu będą wykonywane dopiero, gdy upłynie termin złożenia sprzeciwu do sądu przez stronę, której treści zostały zablokowane.
To najważniejsza poprawka wprowadzona przez Senat, ponieważ to, czy nadzór nad blokowaniem treści będzie mieć sąd, czy prezes UKE, było punktem spornym między opozycją a rządem.
Prawniczka Dorota Głowacka z fundacji Panoptykon traktuje tę zmianę jako odpowiedź na zarzuty o to, że „decyzje o usuwaniu treści będzie podejmował urzędnik, a nie sąd”. Jej zdaniem zmiana wzmacnia kontrolę sądową nad blokowaniem, sprawiając, że „w razie wniesienia sprzeciwu od decyzji prezesa UKE sporny materiał będzie nadal wisiał w sieci aż do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd”.
Chociaż ekspertka ocenia, że sąd rzeczywiście ma najlepsze kompetencje do tego, aby rozstrzygać sprawy dotyczące wolności słowa, to jej zdaniem poprawka może mieć też negatywne konsekwencje, bo oznacza, że każda sprawa dotycząca blokowania treści, jak zresztą niemal wszystkie obecne spory sądowe, może trwać co najmniej kilka miesięcy. – A w przypadku najpoważniejszych przestępstw, np. tych związanych z rozpowszechnianiem obrazów seksualnego wykorzystywania dzieci, ważne jest, żeby jak najszybciej takie materiały zniknęły z sieci, aby chronić ofiary i jak najbardziej zminimalizować negatywne skutki takiej publikacji – dodaje prawniczka.
Przyjęta poprawka w jej ocenie sprawia, że być może nie każda nielegalna wypowiedź szybko zniknie z sieci, ale za to ograniczone zostaje ryzyko nadmiernej ingerencji w wolność słowa. – Jest to więc niewątpliwie duży ukłon w stronę tych, którzy obawiali się „cenzury”. Jeśli miałoby to uchronić cały projekt przed wyrzuceniem do kosza, wydaje się, że jest to w miarę sensowny kompromis – mówi ekspertka.
W konkretnym zakresie
Z kolei mec. Tomasz Bukowski, współpracownik kancelarii prawnej Media, ekspert ds. regulacji rynku telekomunikacyjnego, ocenia wspomnianą poprawkę pozytywnie, ale tylko jeżeli chodzi o treści zawierające mowę nienawiści, naruszające dobra osobiste lub część praw autorskich. Prawnik zgadza się ze stanowiskiem, że o blokowaniu takich treści powinien rozstrzygać sąd, a nie prezes UKE. Ten zapis, jego zdaniem, zapewni ochronę wolności słowa, ale jednocześnie uważa, że sądy powinny rozstrzygać tego typu sprawy według przyspieszonych procedur. – Polskie sądy nie są przygotowane do szybkich rozstrzygnięć dotyczących spraw w internecie. W ustawie wdrażającej DSA nie ma zapisów o przyspieszeniu i ułatwieniu procedur sądowych – mówi mec. Bukowski.
Uważa jednak, że część spraw z katalogu przestępstw podlegających blokowaniu w internecie nie powinna czekać na rozstrzygnięcie sądowe. Wymienił zachęcanie do samobójstwa oraz wszystkie patologiczne sytuacje uderzające w dzieci. Jego zdaniem prezes UKE powinien móc takie treści blokować od razu. – Powinien być jak policja, która natychmiast reaguje na łamanie prawa i nie musi czekać na zgodę sądu – dodaje mec. Bukowski.
Kompromisowa próba
Prawnik Jakub Szymik, założyciel fundacji Obserwatorium Demokracji Cyfrowej, ocenia, że zmiany wprowadzone do ustawy w toku prac są próbą znalezienia kompromisu rządu z prawą stroną sceny politycznej – PiS i Konfederacją, tak aby ta ustawa przyjęła akceptowalny dla nich kształt. – Nadrzędny cel jest taki, aby uniknąć weta. Myślę, że to dobrze. Rząd z otwartością podchodził do wielu poprawek, które wdrażano w Sejmie i w Senacie – mówił.
Po pracach Sejmu ustawa trafi do podpisu prezydenta, który wcześniej wypowiadał się o niej negatywnie. Rzecznik prezydenta, pytany przez DGP o wersję, którą przyjął Senat, informuje, że prezydent podejmie decyzję, kiedy będzie miał ustawę na biurku.
Szansę na podpisanie ustawy przez Karola Nawrockiego dostrzega mec. Bukowski. W wakacje posłowie PiS złożyli projekt ustawy penalizującej patostreaming. Katalog wskazywanych przez nich treści patostreamowych w dużej mierze pokrywał się z tym zawartym w ustawie wdrażającej DSA. – Posłowie PiS w tej kadencji proponowali więc usunięcie tych samych treści, których usuwanie teraz chce nakazać rząd – zauważył.
Eksperci zwracają uwagę na negatywne skutki ewentualnego weta. Wymieniają m.in. karę, jaka grozi nam za niewdrożenie przepisów. Komisja Europejska pozwała nas do TSUE za niewdrożenie DSA.
Mecenas Bukowski zauważa też, że zawetowanie nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną będzie skutkować brakiem możliwości zwalczania przez Polskę nie tylko treści patostreamowych, ale przede wszystkim nielegalnych.
– Zwłaszcza w dobie wojny informacyjnej z Rosją nie jest to najlepsze rozwiązanie – podkreśla. Zwraca uwagę, że od wielu lat NASK alarmuje o pojawianiu się skrajnie negatywnych treści w internecie, co do których państwo polskie pozostawało bezradne. Dodaje też, że usługodawcy, hostingodawcy, dostawcy internetu potrzebują ustawy, która wprowadzi jednolity, przejrzysty model blokowania treści nielegalnych, bo obecnie te procedury są rozproszone w kilku ustawach.
Obrona interesu
Jest jeszcze jeden problem, który wynika z niewdrożenia przepisów. Chodzi o postępowania, które Komisja Europejska wszczyna np. wobec cyfrowych gigantów, a także o miękkie formy regulacji platform stosowane bezpośrednio przez UE. Za przykład podał karę, którą KE nałożyła na X, a która dotyczy również terytorium Polski.
– Co prawda Urząd Komunikacji Elektronicznej może już uczestniczyć w posiedzeniach Europejskiej Rady ds. Usług Cyfrowych jednak dopóki nie przyjmiemy ustawy, Polska nie będzie miała pełnych i stabilnych narzędzi do reprezentowania interesu obywateli w podobnych postępowaniach – tłumaczy Jakub Szymik.
Rada Ministrów przyjęła uchwałę, która powierza funkcję koordynatora do spraw usług cyfrowych prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej do czasu przyjęcia znowelizowanej ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jednak jego kompetencje są ograniczone. Bierze on udział w pracach dotyczących unijnego rynku usług cyfrowych. Nie może jednak przyjmować skarg na naruszenie DSA od użytkowników i użytkowniczek ani prowadzić postępowań przeciwko platformom i innym dostawcom usług pośrednich.
Uwagę na to zwraca też Dorota Głowacka. W przypadku braku wdrożenia DSA użytkownicy i użytkowniczki z Polski nadal nie będą mieli do kogo zgłaszać naruszenia swoich praw wynikających z DSA, np. inwazyjnych reklam wykorzystujących wrażliwe dane. – Weto oznaczałoby też, że nie będziemy mogli skorzystać z publicznego mechanizmu szybkiego przywracania niesłusznie usuniętych przez platformy treści, który także zaproponowano w tym projekcie – dodaje prawniczka.
Chociaż ustawa nie zawiera przepisów dotyczących zwalczania dezinformacji, to jest ona pierwszym etapem pełnego czyszczenia internetu z patologii.
– Naszej organizacji bardzo zależy, żeby przyjąć ustawę, nawet w tak okrojonej formie, bo największą wartość widzimy w uczestniczeniu w unijnych strukturach, które kształtują politykę cyfrową. Najważniejsze jest, aby głos Polski był słyszalny – ocenia Jakub Szymik.
©℗