Czy wiesz, co stanie się jutro? Pewnie to, co wczoraj. Wstaniesz rano, umyjesz zęby pastą Sensodyne lub Colgate, odprowadzisz dziecko do szkoły, kupisz kawę na wynos, wciśniesz czapkę głębiej na uszy, popędzisz do pracy. Zimno.
A jeśli w ziemię uderzy statek kosmiczny, sprytnie ominąwszy wszelkie satelity i radary? Albo w wyniku jakiegoś potwornie przemyślnego zamachu terrorystycznego padnie elektroniczny system bankowy? Jak wtedy zapłacisz za kawę?
A jeśli Rosja zaatakuje państwa bałtyckie, a NATO nie ruszy palcem?
Runą rynki finansowe?
Rozpadnie się Unia Europejska?
W swojej słynnej książce Nassim Taleb pisał o „Czarnym Łabędziu” – wydarzeniu, którego zawikłany w zwyczajność człowiek, także (a zwłaszcza) ekspert nie jest w stanie przewidzieć. Dlaczego? Bo tragedią umysłu homo sapiens jest chorobliwe, niekontrolowane i toksyczne przywiązanie do wzorca. Aby cokolwiek przewidzieć, szukamy wśród wczorajszych zdarzeń łączącej je reguły – i przenosimy ją w jutro. Sto napotkanych białych łabędzi to jak obietnica od świata, że i następny będzie biały. Sto lat pokoju sugeruje dalszy przyrost populacji białych gołębi. Pozostając przy metaforach ornitologicznych, spójrzmy jeszcze na kurę, która od wyklucia się z jaja żyje w ciepłym kurniku; karmiona przez 364 dni ręką gospodyni wyśmieje każdego, kto jej powie „Hej, jutro odetną ci głowę, oskubią z pierza i wrzucą do zupy – słyszałaś chyba o przyjęciu noworocznym?”
Ha, ha, powie na to zniesmaczona kura, głupoty gadasz – co to w ogóle jest zupa? Tymczasem przyjęcie noworoczne nadchodzi i wesoło wnioskujący przez indukcję ptak (po raz pierwszy opisany zresztą przez Bertranda Russella) ląduje w zupie z teatralnym chlup.
I ludzkość ciągle wpada w jakąś zupę z równie teatralnym chlup. Świat siedział w epistemologicznym kurniku, kiedy w 2001 r. opanowane przez terrorystów samoloty zbliżały się do Manhattanu. Eksperci, od Wall Street przez Waszyngton po najlepsze na świecie uniwersytety, zgodnie dziobali podsypane im ziarno, gdy rozpoczynał się wielki kryzys finansowy w 2008 r. Z liberalno-eksperckiej grzędy można było się tylko śmiać z proroków brexitu i pukać w czoło, gdy ten i ów w trakcie prawyborów prognozował wygraną Trumpa. Dopiero post factum mogliśmy tchnąć w te wydarzenia sens i skorygować nasze utworzone wcześniej wzorce, rozszerzając je tak, by tłumaczyły przebyty szok. Kurnik się więc nieco zwiększył – mieści się w nim teraz na przykład możliwość prezydentury Trumpa. Ale wokół niego wciąż jest niezmierzony świat; wciąż nie mamy pojęcia, skąd przylecą kolejne Czarne Łabędzie – i w jakiej tym razem skończymy zupie.
Trzeba jednak pamiętać, że nieprzewidywalność Czarnego Łabędzia nie jest cechą samego wydarzenia, ale wyłącznie naszego oglądu sprawy. Jeśli kura wyściubi dziób za kurnik albo przeczyta poemat Brzechwy o warzywach, może zorientuje się, że sprawa z zupą jest realna. Bywa, że w powietrzu fruwa wystarczająco dużo danych, by sprytny badacz, nieprzywiązany do wyślizganych przez publiczny dyskurs kategorii, mógł połączyć kropki, rozbielić łabędzia i tym samym go przewidzieć.
Dziś nad naszym kurnikiem, niczym sępy, krążą łabędzie, które są (trochę jak kot Schroedingera) zarazem czarne i białe. Spojrzeć z jednej strony – horyzont jest spokojny. Jutro wstaniemy, tak jak wczoraj; umyjemy zęby, zaprowadzimy dzieci do szkoły... Ale wystarczy lekko przechylić głowę, zjechać w dół ze szczytu krzywej Gaussa, pozwolić sobie na imaginacyjną dezynwolturę, żeby zobaczyć nadchodzący ostateczny rozkład zachodniego liberalizmu, wciąż trudno wyobrażalną, a jednak możliwą dezintegrację Unii Europejskiej czy wojnę z Rosją.
Wielu z nas, bojąc się łatki histeryka, woli jednak za bardzo głowy nie przechylać; komentatorski świat pełen jest więc tez normalizacyjnych, tylko delikatnie proroczych, takich, w których owe wydarzenia nie są traktowane jako realne możliwości, ale jako reductio od absurdum działań polityków (przykład: ten, kto dziś mówi „Putin zniszczy Zachód”, najczęściej nie ma tak naprawdę na myśli tego, że Putin zniszczy Zachód, ale to, że pewne działania, jeśli nie spotkają się z oporem, doprowadzą do częściowego osłabienia niektórych zachodnich instytucji. Albo że Putin jest zły). Nikt nie może się na serio spodziewać hiszpańskiej inkwizycji.
Ale nasza przyszłość zależy od tego, żebyśmy próbowali rozbielać wszelkie możliwe niebezpieczne Czarne Łabędzie. Dlatego naszym obowiązkiem jest ciągle spodziewać się najgorszego – wojny, rozpadu UE, osłabienia NATO. I to spodziewać się naprawdę, nie retorycznie, nie w ramach intelektualnych ćwiczeń, ale na tyle realnie, by siać faktyczną panikę i prowokować prewencję. Może inne kury uznają nas za wariatów – tak się zapewne stanie. Ale, jak pisał Taleb w „Czarnym Łabędziu”, facet, który na tydzień przed 11 września wprowadziłby histeryczną zasadę zamykania na klucz kokpitów samolotowych tuż po starcie, do końca świata pozostałby histerykiem – ale histerykiem, który po dziś dzień cieszyłby się klasycznym widokiem na Manhattan.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej