Kapitana Wacława Stykowskiego „Hala” oraz podległych mu żołnierzy często opisuje się jako przestępców. Niesłusznie.
W niektórych publikacjach kapitana Wacława Stykowskiego „Hala”, kawalera Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari, zasłużonego żołnierza konspiracji i Powstania Warszawskiego, oraz podległych mu żołnierzy opisuje się jako przestępców. To stwierdzenie krzywdzące i nieznajdujące uzasadnienia w zachowanych dokumentach.
Wacław Stykowski urodził się 1 listopada 1912 r. jako syn Jana i Marianny z domu Gromadzkiej. Rodzina początkowo zamieszkiwała w Pabierowicach k. Grójca, by w 1924 r. przenieść się do Warszawy. W stolicy Wacław Stykowski ukończył III Miejskie Gimnazjum Magistratu m.st. Warszawy (obecnie XXI LO im. Hugona Kołłątaja). Po uzyskaniu matury odbył przeszkolenie w Dywizyjnym Kursie Podchorążych Rezerwy 29. Dywizji Piechoty przy 76. Lidzkim Pułku Piechoty, po czym rozpoczął studia w Szkole Głównej Handlowej. Ukończył je już podczas okupacji, na tajnych kompletach.
W chwili wybuchu wojny Wacław Stykowski nosił dystynkcje podporucznika. Przeszedł cały szlak bojowy Armii Poznań – walczył pod Kutnem, a potem bronił Warszawy. Po kapitulacji załogi stolicy (28 września 1939 r.) udało mu się uniknąć niewoli i od października 1939 r. był jako „Hal” żołnierzem Związku Czynu Zbrojnego. Potem zaś służył w Polskiej Organizacji Zbrojnej. W 1941 r. uzyskał awans na porucznika.
W 1942 r. oddziały Polskiej Organizacji Zbrojnej podporządkowały się Armii Krajowej. Kapitan „Hal” został komendantem 4. Rejonu (Powązki), a potem 2. Rejonu (Koło) Obwodu III Wola Okręgu Warszawa AK. Od marca do lipca 1944 r. służył w kwatermistrzostwie Okręgu Warszawa AK. Tuż przed Powstaniem Warszawskim został ponownie mianowany komendantem 2. Rejonu Obwodu III Wola. Awansowano go też do stopnia kapitana.
Powstanie Warszawskie kpt. „Hal” rozpoczął na Woli. Podległe mu oddziały, skrwawione w walkach z liczniejszym i lepiej uzbrojonym przeciwnikiem, wycofały się nocą z 5 na 6 sierpnia 1944 r. do Śródmieścia Północnego i zajęły pozycje na terenie 4. Rejonu Obwodu I Śródmieście Okręgu Warszawa AK, którym dowodził mjr Stanisław Steczkowski „Zagończyk”.
Kapitan „Hal” (pierwszy od prawej) w rozmowie z por. Eugeniuszem Kwiatkowskim „Jackiem” / Dziennik Gazeta Prawna
Kapitan „Hal” został dowódcą odcinka bojowego północnego. Wraz ze swoimi żołnierzami bronił rejonu ul. Grzybowskiej pomiędzy skrzyżowaniami z ul. Wronią a pl. Grzybowskim. Sztab jednostki i najważniejszy punkt oporu stanowiły magazyny browaru Haberbusch i Schiele przy ul. Ceglanej (obecnie Pereca). Zgromadzony w nich jęczmień był podstawą wyżywienia warszawiaków w oblężonej stolicy.
Dowodzony przez „Hala” odcinek stał się częścią twardego frontu. Nazwa wzięła się stąd, że mimo silnego naporu nieprzyjaciela żołnierze wytrwali na pozycjach do końca powstania.
Sprawa „Błażeja”
Z okresu, kiedy oddziały „Hala” walczyły w Śródmieściu, pochodzą oskarżenia stawiające żołnierzy walczących pod komendą kpt. Stykowskiego w bardzo niekorzystnym świetle. Mieli oni bowiem mordować innych żołnierzy. Jako przykład bardzo często podaje się losy starszego sierżanta „Błażeja”. Miał on zostać zabity na tle szerzej nieznanych osobistych porachunków.
Wszystko zaczęło się 11 września 1944 r. Ulicą Sienną szedł patrol czterech żołnierzy pod dowództwem st. sierż. „Nowiny” z kpr. Edwardem Waligórą („Muchą”). Poszukiwali trumny dla jego poległego brata bliźniaka Władysława (kpr. „Wrony”). Kapral „Mucha” zobaczył doskonale mu znaną twarz. Człowiek ten, noszący podówczas pseudonim „Błażej”, był żołnierzem kompanii rezerwowej wchodzącej w skład II Batalionu Zgrupowania AK „Chrobry II”. Według innej wersji, w chwili kiedy „Mucha” go zauważył, „Błażej” nosił biało-czerwoną opaskę z literami K.B. To pozwala założyć, że służył w podporządkowanym dowództwu Armii Krajowej Korpusie Bezpieczeństwa.
„Błażej” założył mundur, kiedy rozpoczął służbę w Policji Państwowej. Po rozpoczęciu okupacji wstąpił do Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa, potocznie zwanej „granatową” (od koloru mundurów). W 1943 r. „Błażej” został dzielnicowym. Służył wtedy, w stopniu starszego sierżanta, w VIII Komisariacie Policji przy ul. Krochmalnej.
Z dokumentów wynika, że oprócz pilnowania porządku na ulicach, nadużywał swojego stanowiska. Ludzi, co do których żywił podejrzenia, że są członkami konspiracji, zmuszał do opłacania się znacznymi, jak na owe czasy, sumami pieniędzy. W razie odmowy płacenia haraczu groził donosem na gestapo. Jednym z prześladowanych był kpr. „Mucha”. Z początku usiłował rozwiązać problem, dając szykanującemu go podoficerowi 150 zł łapówki i dwa litry samogonu. Niestety, „Błażej” żądał więcej i więcej. „Mucha”, nie mogąc sprostać żądaniom, musiał opuścić zajmowane mieszkanie.
Nic więc dziwnego, że kiedy tylko zobaczył znienawidzonego policjanta, postanowił zatrzymać st. sierż. „Błażeja”. Wywiązała się awantura, w trakcie której „Mucha” i towarzyszący mu żołnierze obrzucali starszego sierżanta inwektywami. Wśród krzyków przejawiały się także oskarżenia o współpracę z gestapo. „Błażej” stanowczo zaprzeczał, jakoby był szpiclem. Po chwili rozemocjonowani żołnierze sięgnęli po broń.
Strzelaninie zapobiegł sierż. Bolesław Kowalski („Gołąb”) z kompanii rezerwowej II Batalionu Zgrupowania AK „Chrobry II”, który właśnie wracał z obchodu barykad. Zaintrygowany krzykami, wszedł na podwórze domu. Nie wiedział, kim był „Błażej”. Nie znał też personaliów żołnierzy, którzy go zatrzymali. Kiedy jednak zobaczył wyciągniętą broń, uznał, że czwórka żołnierzy chce dokonać samosądu. Działał więc szybko. Stanowczo się temu przeciwstawił i rozbroił jednego z podoficerów. Nie mogąc jednak podjąć innych działań, wszystkich żołnierzy odprowadził do dowódcy kompanii rezerwowej Zgrupowania AK „Chrobry II”, kpt. Stanisława Majeckiego („Sęka”).
„Sęk” nie miał jednak dostatecznych kompetencji, żeby rozstrzygnąć spór, i przekazał sprawę do rozpatrzenia żandarmom ze Zgrupowania „Chrobry II”. „Błażej” wraz z oskarżającymi go żołnierzami miał zostać doprowadzony na posterunek żandarmerii w kamienicy przy ul. Siennej 57. Chcąc uniknąć niepotrzebnych ekscesów, „Sęk” przydzielił żołnierzom asystę w postaci sierż. „Gołębia”. Zadbał on o to, żeby piątka żołnierzy bez żadnych przeszkód dotarła na miejsce.
Na posterunku żandarmerii dowodzący patrolem st. sierż. Czesław Kołtun („Nowina”) oświadczył, że „Błażej” wymuszał pieniądze od jednego z jego podkomendnych, mając zapewne na myśli kpr. „Muchę”. Usłyszawszy to, prowadzący sprawę st. bosm. Feliks Krauze („Bystry”) przesłuchał „Błażeja”. Zażądał przy tym złożenia stosownego meldunku. Usłyszał jednak odpowiedź odmowną, a st. sierż. „Nowina”, kpr. „Mucha”, kpr. Piotr Mędrzycki („Dmowski”) oraz strz. Zygmunt Morawski („Kotek”) kategorycznym tonem zażądali wydania zatrzymanego podoficera. W międzyczasie „Mucha” zaczął bić aresztanta, czemu sprzeciwił się „Bystry”.
Na protesty prowadzącego sprawę żandarma wyjaśnili, że mają rozkaz doprowadzić „Błażeja” do sztabu kpt. „Hala”. Odmówili spisania pokwitowania. Wobec tego prowadzący sprawę żandarm wylegitymował st. sierż. „Nowinę”, a następnie złożył meldunek w dowództwie żandarmerii.
Bosman Krauze wydał „Błażeja” ludziom kpt. Stykowskiego. Żołnierze pod dowództwem st. sierż. „Nowiny” wyprowadzili podoficera z posterunku i udali się w kierunku magazynów browarów Haberbusch i Schiele, gdzie znajdowała się kwatera kpt. „Hala”. „Błażej” jednak nigdy tam nie dotarł. Został zastrzelony w okolicach skrzyżowania ul. Siennej i Twardej 11 września 1944 r. około godziny 18.
Śledztwo w sprawie śmierci st. sierż. „Błażeja” zaczęło się niedługo po tym tragicznym wydarzeniu. Z racji tego, że jego śmierć nastąpiła na terenie obsadzonym przez II Batalion Zgrupowania „Chrobry II”, dochodzenie prowadził ppor. Eugeniusz Gajewski („Gaj”), dowódca plutonu żandarmerii Zgrupowania AK „Chrobry II”.
12 września „Gaj” otrzymał meldunek sierż. „Gołębia”. Sugerował w nim, że „Błażej” padł ofiarą samosądu. Nieco bardziej wyważony jest meldunek kpt. „Sępa”, oficera informacyjnego Zgrupowania „Chrobry II”. Można w nim znaleźć informację, iż konwojowany podoficer został zastrzelony w drodze przez żołnierzy kpt. „Hala” po dowiedzeniu jego winy. Mimo trwającego postępowania konwojenci „Błażeja” nie zostali wezwani do złożenia zeznań.
Na podstawie tych dwóch meldunków oraz rzekomych zapisków „Hala” ppor. „Gaj” wywnioskował, że „Błażej” został zlikwidowany z rozkazu kpt. „Hala”. Podstawą egzekucji miały być dowody współpracy „Błażeja” z okupantem, a także brak działania ze strony Wojskowych Sądów Specjalnych. Akta sprawy zostały następnie przesłane do wiadomości por. Piotra Umińskiego („Mazura”), dowódcy plutonu żandarmerii Obwodu I Śródmieście.
„Gaj” nie zapoznał się dokładnie (a może źle go zinterpretował?) z materiałem dowodowym. Na meldunku kpt. „Sępa” jest adnotacja „Hala” datowana na 13 września 1944 r. o godzinie 11.30, a więc na trzy dni przed spisaniem sprawozdania przez „Gaja”. Kapitan Stykowski „Hal” zawiadamiał o tym, że już wcześniej był informowany o ekscesach „Błażeja” i prokuratorzy Wojskowych Sądów Specjalnych rozpoczęli (lub mieli rozpocząć) stosowne procedury dążące do wyjaśnienia sprawy. Tak więc nie ma dowodów na to, że wojskowe sądownictwo nie działało. Z informacji kpt. „Hala” nie można było wyciągnąć wniosków, że chciał on rozwiązać sprawę „Błażeja” we własnym zakresie.
Podporucznik „Gaj” ani żaden z podległych mu żandarmów nie przesłuchał osób, które mogły cokolwiek powiedzieć o ostatnich chwilach „Błażeja”. Kapitan „Sęk” został przesłuchany dopiero 16 września, już po sporządzeniu przez „Gaja” raportu dla por. „Mazura”. Dopiero 20 września 1944 r. przesłuchano konwojentów zmarłego policjanta: st. sierż. „Nowinę”, kpr. „Dmowskiego” oraz st. strz. „Kotka”. „Muchy” nie przesłuchano. Było to najpewniej spowodowane tym, że w dokumentach występuje on jako kpr. Mucha, ps. „Mucha”, a nie jako Edward Waligóra. Śledczy szukali więc niewłaściwej osoby.
Było zbyt późno, żeby te świadectwa mogły coś zmienić. Szkoda, bo zeznania te zawierają nowe spojrzenie na ostatnie chwile starszego sierżanta „Błażeja”.
Z przesłuchań tych wynika, że najbliżej prawdy był meldunek kpt. „Sępa”. Gdy konwojenci wyprowadzili st. sierż. „Błażeja” z posterunku, rozpoczęli kolejne przesłuchanie. Nie wiadomo, jak przebiegało i czym zmusili konwojowanego do mówienia. Pewne jednak jest to, że było dużo bardziej skuteczne. „Błażej” przyznał się do zarzucanych mu czynów. Swoje postępowanie usprawiedliwiał chęcią zarobienia większych pieniędzy. Jak bowiem twierdził, trudno mu było wyżyć z przychodów policjanta.
Wtedy „Błażej” zrozumiał, że wyrok mógł być tylko jeden. Gdy patrol doszedł do skrzyżowania ul. Siennej z Twardą, podjął desperacką próbę ucieczki. Myślał pewnie, że uda mu się ukryć między budynkami. Jeżeli tak, to te nadzieje były daremne. Nie zdążył nawet daleko odbiec, kiedy kpr. „Mucha” kilkakrotnie strzelił. Kule nie zabiły „Błażeja”, lecz ciężko go raniły. Do wijącego się z bólu podoficera strzelił kpr. „Dmowski”, tym samym skracając jego cierpienie. „Nowina”, pomimo dowodzenia patrolem, nie dał rady zapobiec tym wydarzeniom.
Akcja dywersyjna
Parę godzin po śmierci „Błażeja”, ok. 1 w nocy 12 września 1944 r., pięciu powstańców usłyszało strzały, które rozległy się w jednym z okolicznych budynków przy ul. Prostej. Żołnierze patrolu (w którego skład wchodził m.in. kpr. „Dmowski”), kiedy tylko dobiegli na miejsce, zobaczyli wychodzącego z jednego z domów kpr. „Unruga”. Podoficer ten przyznał się do rabunków i zabójstwa kliku ludzi. Po przeszukaniu (podczas którego znaleziono przy nim 6000 zł i inne wartościowe przedmioty pochodzące z rozboju), wobec stwierdzenia faktu rabunku i zabójstwa, został on na miejscu rozstrzelany przez żołnierzy kpt. „Hala”.
Zbrodnia popełniona przez „Unruga” nie była jedyną. Tej samej nocy do piwnic Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców u zbiegu ul. Prostej i Waliców wtargnęło czterech ludzi pod dowództwem człowieka w stopniu kaprala. Nosili oni biało-czerwone opaski. Zastali grupę ludzi, a wśród nich młodą kobietę o nazwisku Sokołowska. Niedługo potem rzekomi żołnierze wrócili i tym razem zabrali ze sobą mężczyznę o niewiadomym nazwisku, który był najprawdopodobniej pochodzenia żydowskiego. Ich zwłoki znaleziono po kilku godzinach. Nosiły ślady rabunku.
Kilkaset metrów dalej znajdowało się kolejne miejsce, gdzie dokonano zbrodni. Po śladach krwi można było wywnioskować, że zwłoki były wleczone do nieodległego dołu po eksplozji pocisku. Tam oprawcy przysypali je piachem. Podobna zbrodnia miała miejsce przy ul. Twardej, w budynku niedaleko bramy getta (okolice dzisiejszego skrzyżowania z ul. Złotą). W piwnicy było kilka ciał kobiet. Kolejne znajdowały się na podwórzu, tuż pod murem. Wszystkie ciała nosiły ślady obrabowania. Po obrażeniach zaś można było wnioskować, że była to egzekucja. Ogólnie doliczono się co najmniej trzynastu zabitych.
O tych wydarzeniach można przeczytać w raporcie, który dowódca II Batalionu Zgrupowania AK „Chrobry II” kpt. Wacław Zagórski („Lech Grzybowski”) przesłał rankiem 12 września 1944 r. do dowodzącego Zgrupowaniem mjr. Zygmunta Brejnaka („Zygmunta”). Nie omieszkał przy tym wspomnieć, że zbrodnie miały najpewniej podłoże rabunkowe i zostały dokonane przez dywersantów na terenie zajętym przez oddziały pod zwierzchnictwem kpt. „Hala”.
Niedługo potem „Zygmunt” odebrał kolejny meldunek, tym razem od kpt. Romana Bornsteina („Borna”). Oficer ten, pełniący funkcję naczelnego lekarza Zgrupowania „Chrobry II”, raportował o przeprowadzeniu operacji na rannym Żydzie, który cudem uszedł rzekomym żołnierzom AK, dokonującym masakry w domu przy ul. Twardej 30. Ów człowiek został potem przesłuchany w szpitalu przy ul. Pańskiej. Odmówił jednak podpisania zeznań, a potem zniknął.
Zeznania te miały więc znikomą wartość, ale wystarczyły, żeby wzbudzić niepewność. Sprawa z każdą chwilą robiła się coraz bardziej poważna, gdyż w żandarmerii odebrano meldunek kpr. „Dmowskiego”, w którym raportował o rozstrzelaniu „Unruga” za jego zbrodnie i rabunki. „Unrug” był jednym z najstarszych stażem żołnierzy kpt. „Hala”. Służył pod jego rozkazami jeszcze w okresie konspiracji. Czyżby więc to żołnierze kpt. „Hala” dokonali zbrodni?
Kapitan Wacław Stykowski podjął działania. Wyprowadził na teren patrole, które miały zaprowadzić porządek. Zaapelował też do mjr. „Zagończyka”, żeby utworzyć sądy polowe. Nie chodziło jednak o Wojskowe Sądy Specjalne. Te bowiem, jak wynika z wcześniejszych meldunków, działały. „Hal” postulował powołanie organów, które osądzałyby cywilów. Okazało się bowiem, że niektórzy cywile zaczęli rabować mienie po zabitych. Nie czekając na wyniki prac śledczych, rozpoczął dochodzenie wewnętrzne.
Oświadczył także, że podlegli mu żołnierze nie odpowiadają za zbrodnie. Zgadzając się poniekąd z meldunkiem kpt. „Lecha Grzybowskiego” z 12 września, zaznaczył, iż jest to akcja dywersyjna mająca na celu sianie fermentu w polskich szeregach i w dalszej perspektywie skompromitowanie żołnierzy Armii Krajowej. „Hal” nie wymyślił sobie owych dywersantów. Ci pojawiali się już na początku września i prowadzili proniemiecką agitację, w wyniku której część osób dało się przekonać do przejścia na stronę Niemców. „Hal” udaremnił te zamiary. Jakiś czas potem zlikwidowano nieprzyjacielskiego szpiega.
Równocześnie trwało śledztwo prowadzone przez żandarmerię. 15 września 1944 r. ppor. „Gaj” poinformował por. „Mazura” o jego wyniku. Z dotychczasowych meldunków oraz z efektów rozpoznania wachm. Stanisława Olechnowcza („Zycha”) oraz plut. Władysława Kutyny („Feniksa”) wnioskował, że mordów faktycznie dokonali dywersanci.
Wydawałoby się więc, że sprawa się zakończyła. Tak się jednak nie stało. Trzy dni po meldunku „Gaja” wpłynął raport oficera kontrwywiadu odcinka zachodniego 4. Rejonu Obwodu I Śródmieście. Posłużył on jako asumpt do dalszego dochodzenia. I tak oto niedługo potem st. żand. pchor. „Kłos” z żandarmerii Obwodu I wywnioskował, że winnymi zabójstw są kpr. „Mucha”, kpr. „Unrug”, st. strz. „Wrona”, a także strzelcy: Robert Kamiński („Francuz”) i Stanisław Surała („Żyd”).
„Francuz” i „Żyd” zostali 21 września 1944 r. przesłuchani przez prokuratora Wojskowego Sądu Specjalnego i kategorycznie zaprzeczyli, jakoby zarówno oni, jak i „Mucha” oraz nieżyjący już „Wrona” wraz z innymi żołnierzami brali udział w bandyckich ekscesach. Zeznawał też ppor. „Gaj”, który mówił, że prowadzone przez niego śledztwo miało charakter wstępny. Nie był też pewien pseudonimów ludzi, których posądzano o zbrodnie. Tego samego dnia prokurator zwolnił „Żyda” i umorzył toczone wobec niego postępowanie. „Francuza” pozostawił w areszcie celem dalszego wyjaśnienia. Nie ma jednak dowodów na to, żeby śledczy wytoczyli mu proces.
Podobnie nie ma dowodów na to, aby „Musze” udowodniono jakiekolwiek przestępstwo. Został w dodatku błędnie zidentyfikowany. W dokumentach występuje on bowiem jako kapral Mucha używający pseudonimu „Mucha”. Taki żołnierz pod komendą „Hala” nie służył. W rzeczywistości, jak wiadomo, „Mucha” nazywał się Edward Waligóra.
Winić nie można także jego brata bliźniaka Władysława Waligóry, czyli kpr. „Wrony”. To on był tym poległym żołnierzem, dla którego szukano trumny, kiedy patrol zauważył st. sierż. „Błażeja”. Tak więc w momencie, kiedy dokonywano mordów, kpr. Władysław Waligóra już nie żył.
Kto zatem był winny zabójstw? Dokumenty pozwalają przyjąć, że rację mieli kpt. „Lech Grzybowski”, kpt. „Hal” oraz ppor. „Gaj”. Mordy były dziełem niemieckich dywersantów udających żołnierzy Armii Krajowej. Ich celem było, oprócz dokonania zabójstw, zdyskredytowanie żołnierzy AK w oczach cywilów. Dywersantem nie był „Unrug”, który najprawdopodobniej chciał wykorzystać zamieszanie do realizacji własnych, niecnych celów. Zapłacił za to najwyższą cenę. Został zastrzelony przez żołnierzy AK.
Przyboczna bojówa
Istnieją publikacje, w których opisuje się kpt. Wacława Stykowskiego („Hala”) jako „gangsterskiego watażkę”, który sformował z wolskich kryminalistów „przyboczną bojówę”. Sugeruje się także, że służący w niej żołnierze parali się działalnością bandycką. Kapitan Stykowski miał nie tylko tolerować ich działalność, ale i sam brać udział w mordowaniu. Ponoć nawet chronił swoich ludzi przed powstańczymi organami ścigania.
Co ciekawe, tego typu fałszywe twierdzenia, tak dobrze znane z czasów minionych, ukazują się w publikacjach, które zagościły na rynku wydawniczym w ostatnich latach, ćwierć wieku po upadku komunizmu. Sugestie te są krzywdzące i oparte na niewiele wartych relacjach. Z dokumentów wynika, że kpt. „Hal” nigdy nie utrudniał pracy organom ścigania.
W oddziałach podległych „Halowi” nie było kryminalistów. Tak się jednak często pisze o oddziale specjalnym (podając pejoratywne określenie: „przyboczna bojówa”), w którym służyli m.in. „Mucha” i „Wrona”. Obaj byli żołnierzami specjalnego oddziału przeznaczonego do realizacji zleceń kpt. „Hala”, takich jak np. rekwizycje. Nie ma dowodów na to, aby ktokolwiek z oddziału specjalnego popełnił jakąkolwiek zbrodnię.
Kapitan Wacław Stykowski był wielokrotnie odznaczonym (m.in. Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych) żołnierzem konspiracji i Powstania Warszawskiego. Po wojnie był więziony przez komunistyczne organy bezpieczeństwa państwa. Zmarł 18 października 1981 r. w Warszawie.
Do dziś ani „Hal”, ani jego żołnierze nie doczekali się oczyszczenia z zarzutów. O ich dobre imię walczy więc między innymi Jacek Wacław Stykowski, syn kapitana „Hala”.
Melduję, że sprawa morderstwa 13 osób przez nieznanych osobników, dokonanych rzekomo przez żołnierzy AK, całkowicie wyjaśniła się.
Z raportu oficera kontrwywiadu, 18.09.1944
„Hal” nie wymyślił sobie owych dywersantów. Ci pojawiali się już na początku września i prowadzili proniemiecką agitację, w wyniku której część osób dało się przekonać do przejścia na stronę Niemców. „Hal” udaremnił te zamiary. Jakiś czas potem zlikwidowano nieprzyjacielskiego szpiega.