Udało się ustalić nazwiska ponad 57 tys. osób zamordowanych przez hitlerowców. Znaczna część z nich to mieszkańcy Woli.
10 sierpnia 1944 r. Ogród na Wolskiej
„Zwłok było pełno wszędzie. Nie mogli być to tylko mieszkańcy tego domu czy też sąsiedniej posesji. Musiano ludzi zgonić z okolicy lub z pobliskiego dużego domu piętrzącego się po przeciwnej stronie jezdni. Wśród zabitych przeważały zwłoki mężczyzn. Tak było w Hali Mirowskiej, u Franaszka i tu przy studni, i w ogrodzie. Zaczęliśmy się już pocieszać myślą, że w tym masowym mordzie ocalały kobiety i dzieci, ale... Po oczyszczeniu okolic studni i podwórza udaliśmy się na drugą stronę ogrodu. Idąc wzdłuż niewysokiego muru ogrodzenia, gęsto posiekanego kulami, nagle natknęliśmy się na nowy zwał trupów. Musiała to być grupa uchodźców. Świadczyły o tym ubrania pomordowanych, pozakładane palta, płaszcze i rozrzucone wokół tobołki, paczki, walizki. Tu przeważały kobiety i dzieci. Drobne dzieci i niemowlęta spoczywały jeszcze w zaciśniętych skurczem objęciach matek, starsze leżały w pobliżu trzymając jeszcze w rękach poły ich ubrania. Pośrodku tej grupy jak upiorny symbol leżał starszy siwy człowiek. Ręka wysunięta daleko do przodu zaciskała kij, oparty na pobliskich zwłokach, na końcu którego powiewała biała flaga. Poruszana miarowo wiatrem, muskała odwróconą do góry twarz trupa. [...] Zatrzymaliśmy się w bezruchu, sparaliżowani tym widokiem. Uczucie, które nami owładnęło, nie mieściło się już w nienawiści do wroga, wściekłości czy też buntu przed bezprawiem. W okupacyjnej Warszawie wszystko to było chlebem powszednim. Gdzieś głęboko w mózgu rodziło się przerażenie przed człowiekiem. Z oddali dolatujący nas śmiech esesmanów grających w karty zabrzmiał nam teraz w uszach jak szatański chichot”.
Autorem tego wstrząsającego opisu jest Tadeusz Klimaszewski, członek Verbrennungskommando Warschau, oddziału utworzonego przez Niemców z polskich zakładników do zacierania śladów ludobójstwa. Opisywane wydarzenia zaś rozegrały się na Woli w pierwszych dniach sierpnia 1944 r., gdzie w ciągu kilku dni wymordowano kilkadziesiąt tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Przeszły one do historii jako rzeź Woli. Jest to tym bardziej wstrząsająca zbrodnia, że winni nigdy nie zostali ukarani, a główny kat Woli – Gruppenführer SS Heinrich Friedrich „Heinz” Reinefarth – po wojnie przez kilkanaście lat był burmistrzem znanego kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku-Holsztynie, posłem do lokalnego Landtagu i cenionym prawnikiem.
Dzielnica kontrastów
Wola to dzielnica Warszawy o niezwykle bogatej historii. To właśnie na Woli przed czterystu laty ukształtowały się podstawy parlamentaryzmu polskiego. W latach 1575–1764 na jej terenie odbyło się dziesięć wolnych elekcji, na których wybierano polskich królów. Przez wieki Wola była także redutą osłaniającą Warszawę od zachodu. W czasie insurekcji kościuszkowskiej 1794 r. u zbiegu dzisiejszych ulic Wolskiej i Redutowej utworzono fortyfikacje, które podczas powstania listopadowego stały się głównym szańcem obrony dzielnicy, zwanym popularnie Redutą Wolską. We wrześniu 1939 r. Wola ponownie znalazła się na pierwszej linii frontu. W trakcie pięciu lat okrutnej okupacji była świadkiem niemieckiego terroru, łapanek i egzekucji. Z Wolą wiąże się również tragiczna historia warszawskiego getta. Szczególnie dramatycznym okresem w dziejach dzielnicy było jednak Powstanie Warszawskie.
Dawniej Wola była dzielnicą przemysłową, z mnóstwem fabryk i zakładów produkcyjnych, obecnie zmienia swoje oblicze, stając się miejscem, gdzie powstają kolejne nowoczesne biurowce oraz luksusowe osiedla mieszkaniowe. Z pejzażu dzielnicy znikają budynki i kamienice będące świadkami zbrodni. Tym bardziej warto i należy pamiętać o tragicznych wydarzeniach sprzed 72 lat, które wciąż są mało znane i niedostatecznie opisane.
„Każdego mieszkańca należy zabić...”
„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy” – brzmiał rozkaz Hitlera i Reichsführera SS Heinricha Himmlera na wieść o wybuchu walk w Warszawie. Rozkaz ten od pierwszych dni powstania był skrupulatnie realizowany. W różnych dzielnicach miasta dochodziło do egzekucji wziętych do niewoli powstańców i cywilów. Każdą zdobytą dzielnicę pacyfikowano, czemu towarzyszyły mordy, gwałty i podpalenia. Do największych zbrodni doszło jednak na Woli, gdzie w ciągu kilku dni zamordowano kilkadziesiąt tysięcy kobiet, mężczyzn i dzieci.
1 sierpnia 1944 r. do walki przystąpiło jedynie około tysiąPSAV_pictureca słabo uzbrojonych żołnierzy III Obwodu AK Wola. Przewaga wroga była miażdżąca – oddziały niemieckie liczyły około 3,5 tys. doskonale uzbrojonych żołnierzy. Nieprzyjaciel niemal natychmiast przejął inicjatywę, spychając oddziały powstańcze na pozycje obronne. Powstańcom nie udało się opanować strategicznych obiektów w dzielnicy ani zabezpieczyć głównej arterii przelotowej Wolska-Chłodna. Już w nocy z 1 na 2 sierpnia część oddziałów Obwodu Wola wycofało się do Puszczy Kampinoskiej.
Pochówek szczątków zabitych mieszkańców Woli i Ochoty, 1946 r. / Dziennik Gazeta Prawna
W ciągu następnych dni oddziały wroga dążyły do opanowania głównych arterii przelotowych przez Wolę, w celu przebicia się do centrum miasta – Ogrodu Saskiego i dalej do mostu Kierbedzia (obecnie most Śląsko-Dąbrowski). W czwartym dniu powstania na przedmieścia Woli przybyła pospiesznie zorganizowana odsiecz niemiecka. Tego dnia Niemcy po raz pierwszy wprowadzili do walki lotnictwo. Następnego dnia w godzinach rannych wzdłuż ulic Górczewskiej i Wolskiej ruszyło niemieckie natarcie pod dowództwem Gruppenführera SS Heinricha Friedricha „Heinza” Reinefartha. W skład Grupy Bojowej Reinefartha, oprócz jednostek niemieckich, wśród których znaleźli się kryminaliści z brygady Standartenführera SS Oskara Dirlewangera, wchodziły oddziały kolaboranckie złożone z Rosjan, Ukraińców, Azerów i Turkmenów. Ich żołnierze bardziej niż na walce koncentrowali się na gwałtach i grabieży. Brygada Dirlewangera składała się ze zwykłych kryminalistów wyciągniętych z więzień i obozów koncentracyjnych, dezerterów i folksdojczów.
5 sierpnia padły kluczowe barykady przy Górczewskiej i Płockiej, Działdowskiej oraz przy Młynarskiej róg Wolskiej. Sytuacja na Woli stała się tragiczna – straty oddziałów powstańczych sięgnęły 80 proc. zabitych i rannych. Po niespełna tygodniu krwawych walk ostatnie oddziały Obwodu Wola zostały zmuszone do przejścia na Stare Miasto i do Śródmieścia. Jedynie w rejonie cmentarzy wolskich walczyły jeszcze (do 11 sierpnia) elitarne oddziały Kedywu Komendy Głównej AK, tworzące Zgrupowanie „Radosław”.
Od wczesnych godzin rannych 6 sierpnia 1944 r. oddziały Brygady Dirlewangera kontynuowały natarcie na osi Wolska-Chłodna w kierunku pl. Żelaznej Bramy. Po południu odsiecz niemiecka dotarła do Ogrodu Saskiego, gdzie połączyła się z izolowanymi dotychczas oddziałami gen. Reinera Stahela, komendanta wojennego Warszawy. Cała ulica Wolska znalazła się w rękach niemieckich. Z chwilą zepchnięcia formacji powstańczych nieprzyjaciel przystąpił do pacyfikacji dzielnicy.
Rzeź Woli
Już w pierwszych dniach powstania Niemcy dokonali wielu zbrodni na ludności cywilnej. Do największych doszło 5 sierpnia – dzień ten przeszedł do historii jako czarna sobota na Woli. Tego dnia liczba ofiar sięgnęła 20 tys. osób. Ludzi wywlekano z domów i rozstrzeliwano. Mordowane były całe rodziny, dzieci ginęły na oczach rodziców, nie oszczędzano kobiet w ciąży i starców. Wanda Felicja Lurie, która będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, przeżyła zbiorową egzekucję, w której straciła troje dzieci, po wojnie wspominała: „Staliśmy przed bramą fabryki »Ursus«, położonej przy ul. Wolskiej nr 55. (...) Przed bramą fabryki czekaliśmy około godziny. Z podwórza fabryki słychać było strzały, błagania i jęki. (...) Nie mieliśmy wątpliwości, że na terenie fabryki zabijają, nie wiedzieliśmy czy wszystkich. Ja trzymałam się z tyłu, stale się wycofując, w nadziei, że kobietę w ciąży przecież nie zabiją. Zostałam wyprowadzona w ostatniej grupie. Na podwórzu fabryki zobaczyłam zwały trupów do wysokości jednego metra. Trupy leżały w kilku miejscach, po całej lewej i prawej stronie pierwszego podwórza. Wśród trupów rozpoznałam zabitych sąsiadów i znajomych. (...) Gdy pierwsza czwórka dochodziła do miejsca, gdzie leżały trupy, strzelali Niemcy i Ukraińcy w kark od tyłu. Zabici padali, podchodziła następna czwórka, by tak samo zginąć. Bezwładną staruszkę zabito na plecach zięcia, on również zginął. Przy ustawianiu ludzie krzyczeli, błagali lub modlili się. (...) Podeszłam więc w ostatniej czwórce razem z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji, trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą – rączkę starszego synka. Dzieci szły, płacząc i modląc się. Starszy, widząc zabitych, wołał, iż i nas zabiją. W pewnym momencie Ukrainiec stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie. Raniona w głowę kobieta przeżyła, leżąc kilka dni przygnieciona zwłokami rozstrzelanych. Dwa tygodnie później urodziła syna, któremu nadała imię Mścisław. Postać Wandy Felicji Lurie, zwanej „polską Niobe”, stała się symbolem martyrologii mieszkańców Woli.
Dziennik Gazeta Prawna
Masowe egzekucje miały miejsce m.in. w parku Sowińskiego, na terenie zajezdni tramwajowej przy ul. Młynarskiej, w fabrykach Franaszka i Ursus przy ul. Wolskiej, na cmentarzu prawosławnym oraz przy kościołach św. Wawrzyńca i św. Stanisława. Najwięcej ludzi zginęło jednak w rejonie ulic Górczewskiej, Zagłoby i Moczydła, gdzie rozstrzelano blisko 12 tys. mieszkańców Woli.
W masowych egzekucjach ginęli również księża i zakonnicy, m.in. 6 sierpnia rozstrzelano 30 redemptorystów z ul. Karolkowej. Niemcy nie oszczędzili także personelu i pacjentów szpitali – Wolskiego przy Płockiej, św. Łazarza u zbiegu Leszna i Karolkowej oraz Karola i Marii przy Lesznie. Skala zbrodni była tak wielka, że w krótkim czasie zaczęło brakować im amunicji. 5 sierpnia wieczorem Gruppenführer SS Reinefarth zapytywał dowódcę 9. Armii, gen. Nicolausa von Vormanna: „Co mam robić z zatrzymanymi? Mam więcej zatrzymanych niż amunicji”. Na zapytanie zaś o straty odpowiedział: „Straty własne 6 zabitych, 24 ciężko, 12 lekko rannych. Straty przeciwnika – z rozstrzelanymi – ponad 10 000”. Ludobójstwo ludności Woli trwało kilka następnych dni.
Nie można określić dokładnej liczby ofiar rzezi Woli. Szacuje się, że wymordowano wówczas od 40 do 50 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci, paląc następnie ich ciała na ulicach, skwerach i podwórkach Woli. Do zacierania śladów ludobójstwa utworzono specjalny oddział Verbrennungskommando Warschau. Ciała układano w stosy, a następnie polewano benzyną i podpalano. Anna Danuta Sławińska, sanitariuszka AK ze szpitala św. Stanisława, wspominała: „Esesman spogląda na płomienie unoszące się nad barykadą i rzuca w moją stronę: – Schönes Feuer?! (Piękny ogień?!) – Odpowiadam potwierdzeniem i uśmiechem: – Jawohl, schönes Feuer! (Tak jest, piękny ogień!) – Ogień jest rzeczywiście dość efektowny, nie przeczę. Grunt to wzajemne porozumienie i jednomyślna ocena zjawisk – myślę z ironią. Minąwszy Niemca i barykadę, oglądam się jednak, czy nie stanie i nie strzeli mi czasem w plecy. Mój wzrok pada na przeciwną stronę płonącej ściany, widzę w tej chwili to, na co patrzył tamten, mówiąc, że piękny ogień. Na płonących bierwionach i klocach leżą dziesiątki, a może setki ciał. To płoną ludzkie zwłoki. Ogień z tego paliwa tak uradował wzrok esesmana. Ja powiedziałam z uśmiechem: »Tak, piękny ogień« na widok płonących zwłok pomordowanych. Jednym szarpnięciem odwracam głowę i sztywno, automatycznie wchodzę w bramę drugiego podwórka. Nagle znalazłam się na jasno oświetlonej wolnej przestrzeni, a przede mną na pokrytym trawą małym wzniesieniu stał czarny kozioł i patrzył na mnie swoimi dziwnymi oczyma. Diabeł! Ukazał mi się diabeł! (...) Pragnę znaleźć się między ludźmi, powiedzieć komuś, co widziałam, wyspowiadać się z mimowolnego bluźnierstwa”.
Kościół św. Stanisława przy Wolskiej
Ludobójstwo mieszkańców Woli powstrzymała nieco chęć wykorzystania zatrzymanych przy robotach przymusowych. Niemcom zależało na tym, aby jak najprędzej usunąć z Warszawy ludzi, a potem miasto ograbić i zrównać z ziemią. Po 5 sierpnia 1944 r. władze niemieckie rozpoczęły masowe wysiedlanie mieszkańców Warszawy. Na terenie miasta zorganizowano parę punktów zbornych, w których dokonywano wstępnej selekcji. Jeden z nich mieścił się w kościele św. Stanisława parafii św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. Panowały w nim nieludzkie warunki bytowe – brak wody i żywności, szerzące się choroby. Jeszcze w latach 60. można było odczytać na ścianach kościoła napisy wydrapane przez ewakuowanych warszawiaków.
Wysiedleniom towarzyszyły masowe egzekucje. Na terenie przykościelnym Niemcy rozstrzelali około 400 kobiet, mężczyzn i dzieci. Zwłoki pomordowanych palono obok kościoła przy ul. Sokołowskiej. Ksiądz Wacław Murawski, ówczesny proboszcz parafii, wspominał: „W dniu 9 VIII 1944 r. po przybyciu do kościoła zobaczyłem, iż było tam około 5000 osób. Byli to ludzie z ulicy Elektoralnej, Chłodnej, Leszna i innych, przebywał wtedy w kościele ksiądz Jachimowski, kapelan, o którym także ślad zaginął. W prezbiterium leżały położnice, było kilka niemowląt, chorzy leżeli na posadzce. Dr Rawa przypadkowo przebywający w kościele nie mając środków sanitarnych i lekarstw niewiele mógł poradzić. Ludności nie wypuszczano z kościoła dla załatwienia potrzeb naturalnych”. Inny świadek zapamiętał: „Prowadzono nas w grupie kilkuset osób Wronią, Wolską... gdyśmy zbliżali się do kościoła, mężczyźni cywilni usuwali ciała rozstrzelanych na drugą stronę, za kościół (tam podobno przygotowany był stos na spalenie), następnie przychodzili z wiadrami z piaskiem i usuwali ślady krwi spływającej aż do jezdni...”.
Po wstępnej selekcji kolumny wypędzonych, pozbawionych jakiegokolwiek dobytku, doprowadzano na Dworzec Zachodni, gdzie oczekiwały na transport do obozu przejściowego w Pruszkowie, który stał się centralnym punktem ewakuacyjnym. Osoby niezdolne do pracy kierowane były na osiedlenie w głąb Generalnego Gubernatorstwa, resztę wywożono na roboty przymusowe do Rzeszy lub do obozów koncentracyjnych.
Świadectwa zbrodni
Po wojnie, w zbiorowych mogiłach na Cmentarzu Powstańców Warszawy przy ul. Wolskiej, spoczęły szczątki ponad 100 tys. mieszkańców Warszawy, wymordowanych przede wszystkim podczas pacyfikacji Woli. Miejsce to do dziś upamiętnia pomnik Polegli Niepokonani.
W trakcie ekshumacji przeprowadzanych po wojnie przez pracowników Polskiego Czerwonego Krzyża powstawały specjalne protokoły ekshumacyjne, które stanowią szczególne świadectwo zbrodni. W większości przypadków są one bardzo lakoniczne, zawierają podstawowe dane o osobie ekshumowanej, opis jej odzieży oraz odniesionych ran. Często zdarza się, że ofiary ludobójstwa są anonimowe. Lektura dokumentów pozostawia wstrząsające wrażenie. Mówią one znacznie więcej o tym, co wydarzyło się na Woli w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. i w innych rejonach Warszawy niż jakiekolwiek inne materiały.
Protokoły ekshumacyjne stanowią również niezwykły materiał informacyjny o losach tysięcy mieszkańców Warszawy – zarówno powstańców, jak i cywilów. Ten pokaźny zbiór, na który składa się kilkadziesiąt teczek, opatrzonych inicjałami protokolantów, przechowywany jest w Archiwum Biura Informacji i Poszukiwań PCK. Dzięki danym zawartym w tych materiałach dowiadujemy się, gdzie zginęła bądź została pochowana dana osoba. Dokumenty te pozwalają również niejednokrotnie sprostować losy powstańcze wielu ludzi.
Zachowajmy ich w pamięci
Muzeum Powstania Warszawskiego chce przywrócić pamięć o mieszkańcach Warszawy, którzy zginęli lub zaginęli bez wieści w trakcie powstania i po jego upadku. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta, chcemy zawołać ofiary po imieniu, przywracając im nazwiska. Od początku swej działalności muzeum gromadzi wszelkie informacje i materiały dotyczące powstańców i cywilów. Jednym z pierwszych projektów, realizowanych przez MPW, było zebranie blisko 11,5 tys. nazwisk poległych uczestników powstania. Po weryfikacji zostały one wyryte na 156-metrowym Murze Pamięci w Parku Wolności przy muzeum. Obecnie MPW prowadzi intensywne i szeroko zakrojone kwerendy w archiwach i instytucjach kościelnych, gromadzi również ankiety osobowe (zgłoszenie osoby poległej, zmarłej, zaginionej) w celu ustalenia nazwisk cywilnych ofiar powstania. Jak dotąd udało się ustalić nazwiska ponad 57 tys. osób. Znaczna część z nich to pomordowani mieszkańcy Woli. Warto w tym miejscu dodać, że według różnych szacunków w Powstaniu Warszawskim zginęło od 120–130 tys. do nawet 180 tys. osób.
Od czerwca 2016 r. warszawiacy mają możliwość odwiedzenia przygotowanej przez MPW w parku Powstańców Warszawy wystawy plenerowej pt. „Zachowajmy ich w pamięci”, poświęconej cywilnym ofiarom powstania. Na 93 białych słupach widnieją wszystkie ustalone nazwiska cywilów poległych, zmarłych lub zaginionych w powstaniu. Dodatkowo na stronie www.1944.pl muzeum uruchomiło bazę cywilnych ofiar powstania, dzięki której internauci mogą w szybki i łatwy sposób aktualizować oraz weryfikować dane eksponowane na wystawie. Udostępniona baza to największy dostępny zbiór danych osób, które zginęły w Powstaniu Warszawskim.
W ramach tegorocznych obchodów, 5 sierpnia o godz. 18.00, warszawiacy wezmą udział w oficjalnych uroczystościach poświęconych ludności cywilnej Woli, które odbędą się przy Pomniku Pamięci 50 tys. pomordowanych mieszkańców Woli, w rozwidleniu ul. Leszno i al. Solidarności. Następnie zgromadzeni przejdą ulicami Woli w kierunku parku Powstańców Warszawy, gdzie prezentowana jest wspomniana wystawa. Osoby, które wezmą udział w uroczystościach, otrzymają świece, które będą mogły zapalić w wybranym przez siebie miejscu pamięci.
Odpowiedzialni za rzeź Woli nigdy nie zostali ukarani, a główny kat – Gruppenführer SS Heinrich Friedrich „Heinz” Reinefarth – po wojnie przez kilkanaście lat był burmistrzem znanego kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku-Holsztynie, posłem do lokalnego Landtagu i cenionym prawnikiem.