Pomijam wszystkie czynniki zasadnicze: Trybunał Konstytucyjny czy przepisy dotyczące nieruchomości rolnych i wiele innych spraw. Niedawne przemówienie premier Beaty Szydło wskazywało jawnie na to, że rząd się obraził na opozycję, na media międzynarodowe, na instytucje Unii Europejskiej i jej poszczególnych przedstawicieli. Kiedyś matka w ramach treningu dobrego zachowania uczyła mnie, że „tylko kucharki się obrażają”. Trening okazał się skuteczny. Przez dziesięciolecia nikt mnie nie obraził, co najwyżej z osobą, która miała takie intencje, rozluźniałem stosunki, czasem do zera.



Każdy, kto jest przekonany o swojej wartości i godności, jest immunizowany na obrazę. Ten, kto jest niepewny – przeciwnie. Wszyscy nieustannie go obrażają, gdyż mówią o nim coś złego, a on nie jest pewien, czy to słuszne, czy niesłuszne. Nie mam zamiaru psychologizować, ale PiS lub Jarosław Kaczyński mają od lat skłonność do obrażania się. A jaka jest pierwsza i odruchowa reakcja obrażonego? Obrazić domniemanie obrażającego. Zupełnie tak jak w trakcie awantury, jaka następuje po stłuczce samochodów. Może przejść do rękoczynów, ale najczęściej kończy się na wymyślnych zniewagach formułowanych w niewymyślnym języku.
W imię zasady „ta zniewaga krwi wymaga” zginęło bardzo wielu wybitnych ludzi, jak chociażby Aleksander Puszkin. Jednak, można by sądzić, w demokracji tego rodzaju obraza jest niemożliwa, bo wszyscy jesteśmy równymi obywatelami, a kucharek dawnego typu już nie ma. Nic bardziej mylnego. Obrażanie przeciwnika odbywa się wszędzie, czasem, jak obecnie w Stanach Zjednoczonych, sięga granic przedtem nieznanych.
Jak jednak obrazić się może rząd? Mamy dwie możliwości wyjaśnienia. Albo wejdziemy na trop kompletnie bałamutnego posługiwania się pojęciem „suwerena”, które jest używane obecnie przez wielu w zupełnie różnych znaczeniach, tak że przestało znaczyć cokolwiek, a zdanie „naród jest suwerenem” jest zdaniem pustym. Albo uznamy, że rząd jako całość uległ chorobie pychy i równocześnie chorobie strachu. Te dwa stany wcale się nie wykluczają. Przeciwnie – bardzo łatwo jest uciec od obaw w dumę, pychę czy wyniosłość. Nie jestem pewien, czy czynię dobrze, czy nie błądzę, inni mnie krytykują, więc muszę uznać, że mam sto procent racji, a owi inni są łajdakami.
Pycha i strach to czynniki doskonale znane w historii życia publicznego. Czynniki z reguły po pewnym okresie wiodą na manowce, gdyż uniemożliwiają kontakt z rzeczywistością. Klasyczny przykład to rządy Napoleona w latach 1812–1815, kiedy to geniuszem zawładnęła pycha. Waterloo to wciąż powtarzająca się porażka przepełnionych pychą i obrażalskich. Czy można się ustrzec pychy? Tak.
Są dwa sposoby. Wielu wybitnych pisarzy czy poetów w ogóle nie czytało, z zasady, krytycznych (życzliwych lub nieżyczliwych) uwag na temat swojej twórczości. Wiedzieli swoje i wiedzieli także, co im się udało bardzo dobrze, a co tylko średnio. Jak im się całkiem nie udało, to najczęściej nie drukowali, i dlatego publikowanie papierów pośmiertnych zawsze ma dwuznaczny charakter. Innymi słowy, dysponowali umiejętnością samokrytycyzmu.
Inni, wcale nie uważam tej postawy za gorszą, wdawali się w polemiki, usiłowali wyjaśnić, o co im chodziło, dzięki czemu czasem dowiadujemy się bardzo wiele. Na postawę splendid isolation nie tylko trzeba sobie zasłużyć, ale trzeba mieć również odpowiedni charakter. Jednak w demokracji taka postawa jest wykluczona z zasady. Wobec tego trzeba wdawać się w polemiki, kiedy wydaje się to stosowne i niezbędne.
Dyskusja, debata, rozmowa jest jednak niemożliwa z pozycji „obrażonej kucharki”. Dyskusja wymaga akceptacji drugiej strony, minimum wzajemnej dobrej woli oraz spokojnego posługiwania się słowami. Może więc nieźle by było, żeby nasz rząd się odobraził.