Dodatkowe cięcia finansowe w trakcie kampanii wyborczej mogłyby zaszkodzić urzędującemu prezydentowi, gdyby nie to, że i tak nie ma on praktycznie żadnych szans na reelekcję. Francja, która w ostatnich latach miała problemy z dotrzymywaniem uzgodnień z Brukselą w sprawie redukcji deficytu budżetowego, w tym zamierza je wypełnić i wprowadzić dodatkowe oszczędności. Ich ubocznym skutkiem będzie wprawdzie dalszy spadek popularności Francois Hollande’a, ale na niemal równo rok przed pierwszą turą wyborów prezydenckich jego szanse na reelekcję i tak są znikome.
W marcu tylko 17 proc. Francuzów dobrze oceniało Francois Hollande’a. Z Marine Le Pen wyraźnie przegrywa / Dziennik Gazeta Prawna
Aby zrealizować założony plan zbijania deficytu, Francja musi w tym roku zaoszczędzić 3,8 mld euro ponad to, co już zatwierdzono w budżecie, a w przyszłym roku – dodatkowe 5 mld – poinformowało w ubiegłym tygodniu ministerstwo finansów. Ta korekta jest spowodowana niższą niż się spodziewano inflacją. W budżecie zakładano, że wyniesie ona 1 proc., a teraz resort finansów przewiduje tylko 0,1 proc. To z kolei powoduje mniejsze wpływy podatkowe. Cięcia, których szczegółów na razie nie sprecyzowano, pozwolą na obniżenie deficytu budżetowego z 3,5 proc. na koniec ubiegłego roku do 3,3 proc. w tym roku i 2,7 proc. w 2017 r.
Jeśli się to uda, Francja po raz pierwszy od 2007 r. miałaby deficyt poniżej maksymalnego dopuszczanego przez Brukselę poziomu 3 proc. PKB. Choć to, że się uda, też jeszcze nie jest pewne, bo wiele zależy od wzrostu gospodarczego, a w tej kwestii są rozbieżności. Ministerstwo finansów potwierdziło, że w tym i przyszłym roku spodziewa się go na poziomie 1,5 proc. (w 2015 r. było to 1,2 proc.), ale dzień wcześniej Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił w prognozie, że będzie to odpowiednio 1,1 oraz 1,3 proc. Gorzej jest natomiast z długiem publicznym, bo tu na zejście w wyobrażalnej przyszłości poniżej dozwolonego poziomu 60 proc. PKB nie ma szans. Na koniec zeszłego roku wyniósł on 95,7 proc. i jedynym pozytywem jest to, że będzie się zwiększał wolniej niż dotychczas. Według założeń resortu finansów w tym roku wyniesie 96,2 proc.
Francja miała zejść z deficytem poniżej 3 proc. PKB już w zeszłym roku, ale władze w Paryżu zwróciły się do Komisji Europejskiej – zresztą nie po raz pierwszy – o zgodę na prolongatę tego terminu. Tę zgodę dostały i Komisja nie zdecydowała się na objęcie Francji procedurą nadmiernego deficytu. Łagodne potraktowanie Francji wzbudziło zresztą spore kontrowersje, zwłaszcza wśród tych krajów członkowskich, które przez kolejne lata musiały pod presją Brukseli ostro zaciskać pasa. I miały one sporo racji, bo – jak napisał w ogłoszonym wczoraj sprawozdaniu Europejski Trybunał Obrachunkowy – Komisja Europejska nie była w ostatnich latach konsekwentna w stosowaniu tej procedury, a w stosunku do Francji i Włoch wykazała „duży stopień elastyczności i powściągliwości”.
Przy całej tej elastyczności kolejnego przedłużenia terminu Francja już by raczej nie dostała, dlatego ministerstwo finansów zdecydowało się na dodatkowe cięcia, mimo rozkręcającej się powoli kampanii wyborczej, co siłą rzeczy uderzy w obóz rządzący. Z drugiej strony, notowania Hollande’a są na tyle fatalne, że wiele mu to już nie zaszkodzi. Po krótkim odbiciu po listopadowych zamachach terrorystycznych w Paryżu wskaźnik aprobaty działań francuskiego prezydenta znów zszedł do poprzednich – rekordowo niskich – poziomów. W marcu dobrze oceniało go zaledwie 17 proc. Francuzów, co praktycznie wyklucza sukces wyborczy.
Od najbliższej soboty pozostanie równo rok do pierwszej tury i na razie wygląda na to, że Hollande – jeśli będzie kandydował – nie ma nawet szans na przejście do decydującej rundy. Według opublikowanego w poniedziałek sondażu ośrodka TNS Sofres – OnePoint, niezależnie od tego, kogo ostatecznie wystawią centroprawicowi republikanie, urzędujący prezydent wyraźnie przegrywa zarówno z ich kandydatem, jak i z liderką Frontu Narodowego Marine Le Pen. Przy różnych zestawach kandydatów Hollande dostaje w pierwszej turze od 11 do 16 proc. głosów. Słabe notowania prezydenta skłaniają członków jego Partii Socjalistycznej do coraz głośniejszych rozważań, czy to na pewno on powinien być jej kandydatem.
Pojawiły się nawet głosy, by zorganizować otwarte partyjne prawybory, co w sytuacji, gdy urzędujący prezydent może się ubiegać o reelekcję, jest oczywistym wotum nieufności. Hollande wprawdzie jeszcze nie zadeklarował, że wystartuje, a kiedyś obiecywał, że tego nie zrobi, jeśli podczas pierwszej kadencji nie zmniejszy wyraźnie bezrobocia (co mu się jeszcze nie udało), ale nadmiaru lepszych kandydatów socjaliści nie mają. Aprobata dla premiera Manuela Vallsa jest na podobnym poziomie. Najchętniej ich wyborcy widzieliby w roli kandydata ministra gospodarki Emmanuela Macrona, ten jednak nie jest nawet członkiem Partii Socjalistycznej, niedawno powołał do życia własny ruch polityczny i na razie nie deklaruje prezydenckich ambicji.
Hollande zły, lecz nadmiaru lepszych kandydatów socjaliści nie mają