Konsekwencją kryzysu migracyjnego jest nie tylko spadek notowań Angeli Merkel, lecz także pojawienie się nad Renem populistycznej prawicy. Jednak samej chadecji prawdopodobnie nie będzie ona w stanie zagrozić
Forsowana przez Angelę Merkel polityka przyjmowania do kraju uchodźców i imigrantów nie tylko coraz bardziej odbija się na jej notowaniach, ale też powoduje, że rośnie poparcie dla populistycznej, nieneonazistowskiej prawicy, której do niedawna w Niemczech nie było. Alternatywa dla Niemiec (AfD) regularnie już uzyskuje dwucyfrowe wyniki w sondażach i walczy o pozycję trzeciej co do wielkości partii w kraju.
– To historyczny test dla Europy i chcę – mam nadzieję, że mogę powiedzieć, wszyscy chcemy – by Europa go zdała. Aby tak się stało, my swoją część zrobimy. Mogę tak powiedzieć, bo częścią tożsamości naszego kraju jest robienie wielkich rzeczy – mówiła niemiecka kanclerz, otwierając wczoraj dwudniowy kongres chadeckiej CDU w Karlsruhe.
Kwestia imigracji jest tam jednym z absolutnie najważniejszych tematów, bo wielu polityków chadecji – z liderem siostrzanej bawarskiej CSU Horstem Seehoferem na czele – otwarcie krytykuje szefową rządu za zbyt szerokie otwieranie granic. Kilka dni temu podano, że liczba złożonych od początku roku wniosków o azyl w Niemczech przekroczyła już milion. Przed startem kongresu obu stronom udało się wypracować kompromis i w dokumencie końcowym partia zobowiąże się do podjęcia działań w celu powstrzymania niekontrolowanego napływu uchodźców. Ale bez określania ich maksymalnej liczby, co byłoby swego rodzaju wotum nieufności dla Merkel.
Nie zmienia to jednak faktu, że takie wotum coraz częściej wyrażają obywatele Niemiec. Odsetek aprobujących działania Merkel, który w pierwszych miesiącach tego roku stale przekraczał 70 proc., w grudniowym badaniu wyniósł 54 proc. (w listopadzie był nawet mniejszy). Dla porównania, aprobata dla Horsta Seehofera – polityka jednak lokalnego – która do niedawna oscylowała wokół 30 proc. w całym kraju, dziś jest o 10 pkt proc. wyższa. Dalej – 40 proc. Niemców popiera politykę migracyjną pani kanclerz, ale 47 proc. jest jej przeciwnych. Aż 48 proc. nie chce, by po następnych wyborach w 2017 r. Merkel dalej stała na czele rządu, podczas gdy chce tego 44 proc.
Co trochę zaskakujące, wyraźny spadek notowań Merkel nie przekłada się na wyniki jej partii. Gdyby wybory odbyły się teraz, chadecja dostałaby 38–39 proc. głosów, czyli zaledwie o 2–3 pkt proc. mniej, niż było to w 2013 r. Wyjaśnieniem jest to, że w Niemczech do niedawna nie było żadnego ugrupowania pomiędzy centroprawicową chadecją a niewielkimi partiami neonazistowskimi, więc wyborcy CDU, którzy obawiają się nadmiernej imigracji, nie mieli praktycznie żadnej alternatywy (wchodząca w skład wielkiej koalicji socjaldemokracja oraz opozycyjne ugrupowania, Lewica i Zieloni, też są za przyjmowaniem imigrantów). To się jednak zmienia – Alternatywa dla Niemiec, która w wyborach w 2013 r. nie przekroczyła 5-proc. progu, teraz dostaje w sondażach 8–10 proc., a w kilku przeprowadzonych w listopadzie i grudniu uplasowała się na trzecim miejscu. Na tym się nie kończą jej plany. – Potencjalnie możemy zdobyć głosy 20 proc. wyborców – mówił na niedawnym kongresie AfD jej współprzewodniczący Joerg Meuthen.
AfD ma zupełnie inne korzenie niż reszta populistycznej prawicy, która zyskuje coraz większe wpływy w Europie. Została założona – w 2012 r. jako grupa nacisku, a na początku 2013 r. jako partia – przez grupę kilkudziesięciu ekonomistów, przedsiębiorców i dziennikarzy, którzy sprzeciwiali się bailoutowi dla Grecji, ale też uważają, że wprowadzenie euro było błędem, opowiadają się za przynajmniej częściowym wprowadzeniem demokracji bezpośredniej w stylu szwajcarskim. Ponieważ większość jej założycieli jest wpływowymi postaciami w życiu publicznym, połowa ma tytuły profesorskie, a większość postulatów dotyczyło gospodarki, więc była partią klasy średniej i nie towarzyszyło jej odium, jakie zwykle jest udziałem populistycznej prawicy. AfD nie weszła do parlamentu, ale w zeszłym roku uzyskała niezły wynik w wyborach europejskich i zdobyła siedem mandatów. W pierwszej połowie tego roku coraz bardziej widoczny podział na dwie frakcje – założycielską, która trzymała się haseł gospodarczych, i zyskującą na znaczeniu populistyczną i antyimigrancką, której przewodzi obecna szefowa partii Franke Petry – zakończyło się odejściem tej pierwszej. Wkrótce potem w Europie zaczął się kryzys migracyjny, który spowodował, że hasła zatrzymania fali imigrantów stały się znacznie bardziej nośne niż sprawa pomocy dla Grecji.
– AfD utrzymuje konsekwentne stanowisko w kwestii uchodźców i migracji. Wyborcy, którzy nie zgadzają się z Merkel, kierują się w stronę AfD, ponieważ wszystkie inne partie opowiadają się za Willkommenskultur (otwieraniem się na imigrantów – red.). Jeśli sprawa uchodźców zostanie rozwiązana, zniknie główny powód, dla którego ludzie na nią głosują – uważa Hermann Binkert, szef ośrodka badania opinii publicznej INSA. – Ale obecnie nie widzę, by kryzys migracyjny miał być rozwiązany – dodaje.
Jeśli Merkel nie zdoła znacząco zmniejszyć liczby przyjeżdżających, to 20-proc. cel, który sobie wyznaczyła AfD, nie jest nierealny. Ale pocieszające dla szefowej rządu jest to, że ma na to jeszcze ponad półtora roku, a na dodatek nie widać w Niemczech polityka, który mógłby być alternatywą dla niej.
Sondaże dają AfD 8–10 proc. poparcia. CDU może liczyć na 39 proc. głosów