Tania ropa i dołujący rubel nie osłabiły wiary Rosjan w swojego prezydenta
Ceny ropy oscylujące wokół 50 dol. za baryłkę i konieczność spłacenia lub zrolowania do końca roku długu wartego 61 mld dol. to najważniejsze powody niepokoju panującego na rosyjskim rynku. Ale niejedyne. W poniedziałek statystycy z Rosstatu podali, że w II kw. miejscowa gospodarka skurczyła się o 4,6 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku. Władze spodziewały się nieco lepszych wyników – ministerstwo rozwoju regionalnego prognozowało spadek o 4,4 proc. Resort zachowuje przy tym urzędowy optymizm; według niego sytuacja w drugim półroczu się poprawi, a na koniec roku spadek PKB osiągnie 2,8 proc.
Bardziej pesymistyczny pozostaje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który spodziewa się spadku rzędu 3,4 proc., przede wszystkim ze względu na wysoki koszt kapitału, niskie zaufanie inwestorów oraz osłabienie popytu wewnętrznego, wywołane spadkiem płac. To pierwsze jest efektem wysokiej inflacji, która w tym roku może osiągnąć 12 proc., wysokich stóp procentowych (11 proc.) oraz osłabienia rubla. Waluta po trwającym pięć miesięcy odrabianiu strat do dolara znów zaczęła tracić na wartości. W połowie maja dolar kosztował 50 rubli, do wczoraj kurs wzrósł do 64 rubli. Z kolei kurs euro w poniedziałek po raz pierwszy od lutego przekroczył psychologiczną barierę 70 rubli. W ciągu roku rubel osłabił się najmocniej ze wszystkich walut świata.
Niskie zaufanie inwestorów to częściowo wynik wojny na sankcje między Rosją a Zachodem, wywołanej aneksją ukraińskiego Krymu w marcu 2014 r. oraz udziałem w rozpętaniu konfliktu w Zagłębiu Donieckim. Zła sytuacja gospodarcza jest również spowodowana spadkiem cen ropy na światowych rynkach. Wczoraj cena ropy Brent na giełdzie w Londynie zmalała do 50 dol. za baryłkę. Według specjalistów z Banku Światowego to dopiero początek, ponieważ zniesienie sankcji nałożonych na Iran i powrót surowca z tego kraju na światowe rynki powinien doprowadzić do dalszego spadku cen o kolejne 20 proc. albo 10 dol.
W znowelizowanej w marcu wersji rosyjskiego budżetu na bieżący rok przewidziano średnioroczną cenę 50 dol. za baryłkę zamiast 96 dol. sprzed nowelizacji. Równolegle musiano zwiększyć przewidywany deficyt budżetowy z 0,6 proc. PKB do 3,7 proc. PKB. Dziura ma być pokryta ze środków funduszu rezerwowego. – Spadające ceny ropy zmniejszają prawdopodobieństwo oczekiwanego w drugiej połowie roku ożywienia gospodarczego – przyznał w rozmowie z Bloombergiem Aleksiej Diewiatow, główny ekonomista firmy Urałsib Kepitał.
Tymczasem w poniedziałek prezydent Władimir Putin spotkał się z szefową Banku Rosji Elwirą Nabiulliną, aby zastanowić się, w jaki sposób wzmocnić pozycję rubla w odniesieniu do najważniejszych walut świata. Publiczna część spotkania obfitowała we wzajemne zapewnienia o prawidłowym kursie. Rosjanie wciąż wierzą swojemu przywódcy. Według ostatnich badań renomowanego Centrum Lewady 87 proc. popiera politykę Putina. To oznacza co prawda dwupunktowy spadek w porównaniu z czerwcem, ale i tak jest to najlepszy wynik w historii Federacji Rosyjskiej.
Znacznie mniej podoba się Rosjanom procedura niszczenia towarów sprowadzonych do Rosji wbrew embargu nałożonemu na produkty z Zachodu – owoców, sera czy warzyw. W kraju, dla którego jednym z głównych obiektów czci historycznej pozostaje niemiecka blokada Leningradu, która doprowadziła mieszkańców miasta do głodu, sceny z rozjeżdżania buldożerami i podkładania ognia pod zdatną do spożycia żywność nie mogą budzić zrozumienia.
Z badań instytutu CYMES (cieszącego się co prawda znacznie mniejszą renomą niż Lewada) wynika, że utylizację przemytu popiera tylko 9 proc. ankietowanych. Zdjęcia niszczonej żywności kontrastują także z innym sondażem, przeprowadzonym w czerwcu przez fundację Obszczestwiennoje Mnienije. Według niej ze względu na kryzys 39 proc. Rosjan przerzuciło się na tańsze produkty żywnościowe, a kolejne 31 proc. musiało w ogóle zrezygnować z niektórych rodzajów jedzenia.