Dziennik Gazeta Prawna
Przy okazji afer mobbingowych w miejscu pracy pisze się czasem o aurze medialnego rechotu, jaka otacza podobne wydarzenia. Kiedy reakcją będą nie tylko wrzawa i blokujące dyskusję żarty (choćby o tym, że „nie wolno już pochwalić sukienki”), ale też realne, ogólnokrajowe zmiany działań wobec dyskryminacji?
Przepisy i procedury często są martwe. Dlatego trzeba zapytać o masową, a nie jednostkową świadomość koniecznych zmian. Niewolnictwo upadło w Stanach wtedy, gdy biali abolicjoniści stali się prawdziwą siłą. A faktyczna segregacja – gdy nacisk wywarli i czarni aktywiści, i instytucje białych, które na niej coraz wyraźniej traciły. Jest logiczne, że bez udziału wszystkich stron konfliktowej relacji trudno zmienić klimat. A bez takiej zmiany mikroprocedury mogą się okazać powierzchowne.
Kontekst dyskryminacji czy mobbingu pokazuje się w sytuacjach poniżenia kobiety. A jeśli facet występuje w upublicznionej historii „równościowej”, to nie w momencie, gdy jego prawo może być choć w części ograniczone. Mężczyzn pokazuje się w tej dyskusji wyłącznie wtedy, gdy zajmują pozycje uprzywilejowane – szefów, polityków, twórców prawa i firmowych procedur. Autorki podobnych relacji byłyby oburzone sugestią, że zniekształcają rzeczywistość. A jednak wpisując się w ten ton mówienia o dyskryminacji, zakłamują – pewnie nieświadomie – realny świat swojego ojca, syna czy narzeczonego.
Codzienność jest inna, a zaglądając pod powierzchnię schematów, dowiemy się, jak często prawo pozostaje na papierze nie tylko dla kobiet. Usłyszymy o teorii świadczeń rodzinnych – bo w praktyce ojciec wie, że nie może sobie na przerwę w pracy pozwolić. Poznamy mężczyzn, którzy brali urlop wychowawczy na długo przed formalizacją urlopów ojcowskich – choć wymagało to ekwilibrystyki między pracodawcami, a ich kontakt z życiem rodzinnym był okupiony zarobkowaniem w okolicach północy.
Potem sprawy się komplikują i często ten sam człowiek staje się ciężarem. W sądzie rodzinnym dowie się, że właściwie przeszkadza eksmałżonce w wychowaniu według jej standardów. Gdy będzie chciał wyegzekwować prawo dzieci do kontaktu z ojcem, znów okaże się, że to teoria. A zastęp pań kuratorek pokaże mu jego miejsce w szeregu.
Teraz można wrócić do naszych pytań. Kiedy normą będzie obrona słabszych, a reakcja na uliczne czy biurowe chamstwo stanie się automatyczna? Kiedy wystarczy zwykła myśl o tym, że to mogła być moja córka, siostra czy matka? Nie ma łatwych odpowiedzi. Połączone wpływy ustaw, wychowania i szkolnej edukacji działają, ale wciąż zbyt słabo.
Za to znamy odpowiedź na drugą część zagadki, być może ważniejszą: kiedy mobbing przestanie być okazją do medialnych żartów. Stanie się tak wtedy, gdy fakt, że w sądzie rodzinnym orzekają pani sędzia plus dwie ławniczki, będzie oznaczał publiczny obciach. Gdy zareagujemy zażenowaniem na wyrok rozwodowy, dający ojcu dwie godziny albo jeden dzień kontaktu, w zależności od tygodnia. Albo gdy obciach będzie jednogłośną reakcją na dwuletni urlop matki, którego nie może i nie chce dzielić z ojcem.
Kiedyś tak będzie. To nie rozwiąże jeszcze problemu, ale pokaże, że stajemy się społeczeństwem. Podmiotowo traktujemy nie tylko stereotypowe ofiary, ale ludzi w każdym momencie ich realnego życia. Jak daleko jeszcze do tej chwili? ©?