W Europie rzadko się zdarza, by urzędujący prezydent przegrywał wybory. Bronisław Komorowski może się więc uważać za wielkiego przegranego nie tylko dlatego, że zaczynał kampanię z 60-proc. poparciem w sondażach.
DGP przeanalizował 75 wyborów, które odbyły się na naszym kontynencie w latach 2000–2015. Do Europy zaliczyliśmy – poza państwami, co do których europejskości nie ma wątpliwości – także Rosję, kraje Partnerstwa Wschodniego, należący do UE Cypr, kandydującą do niej Turcję, a także nieuznawane przez część państw Kosowo. Wśród 50 krajów jest jednak 12 monarchii, 10 republik, gdzie prezydentów wybiera się pośrednio (zazwyczaj w parlamencie), oraz trzy kraje posiadające kolegialną głowę państwa. Po takiej selekcji pozostało 25 państw.
Pierwsze zwycięstwo wyborcze niemal gwarantuje prezydentowi przyszłą reelekcję. Spośród 43 głosowań, w których startowali dotychczasowi szefowie państwa, ponownym wyborem zakończyło się 31, z czego w 21 przypadkach II tura w ogóle nie była potrzebna. Część z tych przypadków dotyczy państw niedemokratycznych, jak Azerbejdżan, Białoruś czy Rosja, w których urzędujący prezydenci od 2000 r. wygrywali w sumie siedmiokrotnie. Spośród państw należących dziś do UE reelekcja w I turze miała miejsce w 2010 r. w Austrii, w 2003 r. i 2008 r. na Cyprze oraz w 2001 r. i 2011 r. w Portugalii. A także w Polsce, gdzie w 2000 r. konkurencję rozbił Aleksander Kwaśniewski, otrzymując 54 proc. głosów.
Ciekawe są przypadki Islandii i Irlandii. W tym pierwszym kraju rządzący od 1996 r. Ólafur Ragnar Grímsson dwukrotnie wygrywał wybory bez głosowania. W 2000 r. i 2008 r. do rywalizacji nie zgłosił się żaden rywal, w związku z czym termin urzędowania był mu automatycznie przedłużany na nową kadencję. Do analogicznej sytuacji doszło w 2004 r. w Irlandii, a beneficjentem była Mary McAleese. Z kolei najwyższe poparcie w I turze (87 proc.) otrzymał w 2008 r. azerski prezydent Ilham Aliyev, choć obserwatorzy nie uznali tych wyborów za wolne. Nikt za to nie podaje w wątpliwość 86 proc., które dostał w 2004 r. opisywany już prezydent Islandii.
W drugich turach, które urzędujące głowy państwa wygrywały w 10 na 17 przypadków, do „klubu 80” wszedł jedynie Jacques Chirac, który w atmosferze zjednoczenia przeciwko kandydatowi Frontu Narodowego pokonał Jeana-Marie Le Pena stosunkiem głosów 82:18. Podobny przypadek wydarzył się w 2001 r. w Bułgarii, gdzie Petyr Stojanow przedłużył rządy, pokonując kandydata skrajnej prawicy Wolena Siderowa 76:24. Najbardziej wyrównany był za to wyścig w sąsiedniej Rumunii, gdzie w 2009 r. prawicowy prezydent Traian Băsescu wygrał z socjaldemokratą Mirceą Geoanem, otrzymując 50,3 proc. poparcia. Rumunom daleko do światowego rekordu, który odnotowano w 2000 r. w Republice Zielonego Przylądka. Carlos Veiga przegrał II turę z Pedrem Piresem... dwunastoma głosami. Pires otrzymał dokładnie 50,004 proc. poparcia. Odchodzący szef państwa nie startował, gdyż zakazywał mu tego limit kadencji. Na tym tle 3,1 pkt proc., które zadecydowały o sukcesie Andrzeja Dudy, to znacząca przewaga.
W Europie po 2000 r. tylko raz się zdarzyło, by walczący o reelekcję polityk trafił do II tury i otrzymał w niej mniej niż 40 proc. głosów. Takiej klęski doznał trzy lata temu przywódca Słowenii Danilo Türk. Była ona tym większa, że w dogrywce prezydent otrzymał 61 tys. głosów mniej niż w I turze. Porażka Türka wynikała z przegranych debat, ale także ze skuteczności jego rywala Boruta Pahora w zdobywaniu poparcia odległych ideowo polityków.
Najbardziej kompromitujące są sytuacje, w których prezydent odpada już w I turze; tak się zdarzyło zaledwie pięć razy, czyli w 12 proc. badanych przypadków. Pół biedy, gdy I tura okazuje się rozstrzygająca, jak miało miejsce na Cyprze w 2003 r., gdy Glafkos Kleridis dostał 38 proc. głosów, a prezydentem został Tasos Papadopulos z 51-proc. poparciem, czy w Jugosławii w 2000 r., gdy w następstwie protestów aresztowany potem za zbrodnie wojenne Slobodan Milošević musiał uznać porażkę z demokratą Vojislavem Koštunicą (37,1 proc. do 50,2 proc.).
Trzykrotnie jednak zdarzyło się tak, że prezydent musiał oglądać II turę w telewizji. O pechu może mówić wymieniony Papadopulos, któremu w 2008 r., by wejść do dogrywki, nie wystarczyło 31,8-proc. poparcie. Papadopulosowi zabrakło do drugiego miejsca w I turze zaledwie 7,5 tys. głosów. Dwukrotnie klęska prezydentów była druzgocącą oceną ich rządów. W 2004 r. prezydent Słowacji Rudolf Schuster otrzymał 7,4 proc. Sześć lat później rekordowo złą ocenę wyborców usłyszał Wiktor Juszczenko. Prezydent Ukrainy zajął dopiero piąte miejsce z 5,4-proc. poparciem. W ten sposób rodacy odpłacili mu za zawiedzione nadzieje pomarańczowej rewolucji.

43 tyle razy w latach 2000–2015 urzędujący prezydenci starali się w Europie o reelekcję

31 tyle razy przedłużali swoje urzędowanie w charakterze głowy państwa

12 tyle razy przegrywali wybory