W dniu bardzo istotnej dla Kremla wizyty Johna Kerry’ego, amerykańskiego sekretarza stanu, w Rosji współpracownicy Borisa Niemcowa ujawnili raport o agresji Kremla przeciwko Ukrainie.
Wczorajszy przylot sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego do Soczi był drugą po niedzielnym pobycie kanclerz Niemiec Angeli Merkel wizytą zachodniego lidera w Rosji. W dniu, gdy opozycja publikuje raport podsumowujący dowody agresji Kremla przeciw Ukrainie, Amerykanie wysyłają sygnał o gotowości do rozmów.
Amerykanin najpierw spotkał się ze swoim miejscowym odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem, który określił rozmowę mianem „cudownej”, by następnie udać się na audiencję u prezydenta Władimira Putina. Do momentu zamknięcia tego wydania DGP nie znaliśmy szczegółów rozmów. Media wśród najważniejszych tematów wymieniały sytuację na Ukrainie. Wizyta przypadła na okres zaostrzenia sytuacji na liniach rozgraniczających siły wojujące na Ukrainie. Analitycy spodziewają się wznowienia działań wojennych.
Działań, w których wezmą zapewne udział również regularne oddziały rosyjskie. Nad raportem, podsumowującym wiedzę na temat udziału Rosji w rozpętywaniu wojny w Zagłębiu Donieckim, do śmierci pracował były wicepremier Boris Niemcow, zamordowany pod murami Kremla 27 lutego. Jego współpracownicy spekulowali, że zabójstwo mogło mieć związek z proukraińskimi poglądami Niemcowa. Wkrótce po śmierci Niemcowa jego mieszkanie i biura zostały przeszukane przez służby specjalne.
Publikacji raportu „Putin. Wojna” nie zatrzymano. Prace nad nim dokończyli współpracownicy Niemcowa na czele z Ilją Jaszynem, którzy wczoraj zaprezentowali efekty swoich starań. Na 65 stronach nie ma wielu nowych informacji. Jest natomiast przekonujące podsumowanie rosyjskiej aktywności, w większości oparte na ujawnionej już wcześniej wiedzy, która ze względu na słabość niepaństwowych mediów w Rosji nie trafiła dotychczas do świadomości rosyjskiego społeczeństwa.
Opozycja stawia tezę, że przygotowania do aneksji Krymu rozpoczęły się, zanim rewolucja 22 lutego 2014 r. zmusiła do ucieczki z kraju Wiktora Janukowycza. – O planach przyłączenia Krymu usłyszałem po raz pierwszy na początku lutego. W tym czasie na terytorium Krymu zaczęli trafiać nasi wojskowi. Budowali umocnienia, żeby – nie daj Boże – nie zaczął się tu Majdan – wspominał 20-letni Aleksiej Karuna, który otrzymał medal za przyłączenie półwyspu. Po Krymie przyszła zaś pora na Zagłębie Donieckie.
Jeden z dowódców polowych pierwszej fazy rebelii, Rosjanin Igor Striełkow, przyznawał publicznie, że to on rozpoczął wojnę z Ukraińcami, wcześniej formując swoje oddziały na Krymie i przerzucając je do niewielkiego Słowiańska. Raport Niemcowa cytuje liczne wypowiedzi przywódców separatystów, którzy opisują wsparcie okazane przez „urlopowiczów” z zagranicy, choć zgodnie z rosyjskim prawem udział urlopowanych żołnierzy w obcych konfliktach zbrojnych jest zabroniony. Do „urlopowiczów” trzeba też doliczyć żołnierzy czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa. Jednym z dowódców kadyrowców na Ukrainie był mjr Apti Bołotchanow, dawny oficer batalionu Jug rosyjskich wojsk wewnętrznych.
W sierpniu 2014 r., gdy ukraińska ofensywa rozczłonkowała tereny opanowane przez rebelię na kilka części, jej przetrwanie zapewniło uderzenie Rosjan, którzy rozbili Ukraińców, dali Donieckiej Republice Ludowej dostęp do morza i zmusili Kijów do rozejmu. Sytuacja powtórzyła się zimą 2015 r., gdy Rosjanie zdobyli m.in. lotnisko w Doniecku i węzeł komunikacyjny w Debalcewem. – Nie wykluczam, że istnieje wariant przejścia na teren obwodów donieckiego i ługańskiego. Wojny nikt oficjalnie nie wypowiadał, ale powinniśmy pomagać na całego – tłumaczył swoim żołnierzom przed ich wysłaniem na Ukrainę ppłk Wiaczesław Okaniew, dowódca 536 brygady rakietowo-artyleryjskiej z obwodu murmańskiego, co jeden z wojskowych nagrał na dyktafon.
„Pomoc na całego” przewidywała także dostawy broni, w tym takiej, której nikt poza Rosją na stanie nie posiada, a zatem nie dało się jej „zdobyć na przeciwniku” bądź „kupić w każdym sklepie z bronią”, jak twierdzi Kreml. Chodzi np. o czołgi T-72B3, zestawy artyleryjskie Tornado-S, zapisane nawet w podpisanych przez Rosję porozumieniach o zawieszeniu broni, czy zestawy rakietowe Pancyr-S1, które co prawda były przez Moskwę eksportowane, ale akurat nie na Ukrainę ani do żadnego z jej sąsiadów. Oraz słynne zestawy Buk, z których 17 lipca 2014 r. zestrzelono malezyjskiego boeinga.
Według informacji zebranych przez Niemcowa – i to jest akurat nowość – rodzinom poległych „urlopowiczów” Rosjan obiecywano 3 mln rubli (220 tys. zł) rekompensaty, ale i nakłaniano do podpisania zobowiązania do zachowania całej sprawy w tajemnicy pod groźbą odpowiedzialności karnej. Odszkodowań nie wypłacono, a żądać ich przed sądem rodziny nie mają prawa – ich polegli byli formalnie na urlopie lub podpisali przed wysłaniem na Ukrainę raport o rezygnacji ze służby wojskowej. Oficjalnie nie byli więc żołnierzami, lecz ochotnikami. W raporcie znalazły się nazwiska niektórych z nich.
Ochotnikami albo wręcz najemnikami, mobilizowanymi za pośrednictwem komend uzupełnień, organizacji weteranów i kozaków. Jak przyznał szef Fundacji Weteranów Specnazu Obwodu Swierdłowskiego Władimir Jefimow, szeregowy „ochotnik” dostaje żołd rzędu 60– –90 tys. rubli (4–6 tys. zł) miesięcznie. – Putin jest bardzo sprytny. Mówi całemu światu, że tu nie ma wojsk. A nam szybciutko: „dawaj, dawaj” – opisywał „Nowej Gaziecie” ranny pod Debalcewem Dorży Batomunkujew z Buriacji, przyznając też, że znaki rozpoznawcze na czołgach zamalowywano jeszcze w azjatyckiej części Rosji.
Według raportu Moskwa wydała na wojnę na Ukrainie 53 mld rubli (3,8 mld zł), nie wliczając w to wydatków na pomoc dla uchodźców czy utrzymanie Krymu. – Nie znam tego raportu, więc nic nie mogę o nim powiedzieć. Mamy inne zadania – powiedział agencji Intierfaks rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.