Wynik brytyjskich wyborów powszechnych zaskoczył obserwatorów, którzy tygodniami przepowiadali sytuacje patową - trudności ze skompletowaniem większości i montowaniem koalicji w Izbie Gmin.

Przewidywano nawet sojusz wszystkich partii lewicy, aby odciąć konserwatywnemu premierowi Cameronowi powrót na Downing Street.

Konserwatyści zdobyli jednak ponad połowę mandatów i David Cameron mógł wczesnym popołudniem oznajmić na Downing Street: "Byłem właśnie u Jej Królewskiej Mości i utworzę teraz większościowy rząd konserwatywny." Wieczorem potwierdził stanowiska swoich wypróbowanych ministrów, w tym kanclerza skarbu, George'a Osborne'a. Media uważają, że to na niego spadnie rola negocjowania ustępstw od Unii przed zapowiedzianym za dwa lata referendum na temat dalszego członkostwa.
Tymczasem w Izbie Gmin pojawi się zupełnie nowa potężna siła - szkoccy nacjonaliści, którzy odebrali - głównie labourzystom - aż 50 mandatów w Szkocji. Wybory nie przyniosły podobnego sukcesu UKIP, który wprowadził do parlamentu tylko jednego posła. Zniszczyły też liberałów, którzy z ponad 50 zachowali zaledwie ośmiu. Do
dymisji podali się liderzy aż trzech partii - UKIP, liberałów i labourzystów.