Śmigłowiec izraelskiej armii wczoraj po południu ostrzelał konwój jadący w rejonie Wzgórz Golan, po syryjskiej stronie granicy. Już w kilka godzin później wiadomo było, że wśród ofiar jest jeden z dowódców polowych libańskiego Hezbollahu oraz syn jednego z przywódców grupy, zabitych przed siedmioma laty.
Dzisiaj okazało się, że na miejscu zginęło w sumie 12 osób, a ostrzelany konwój liczył nie dwa, ale trzy samochody. Przedstawiciele irańskiej Gwardii Rewolucyjnej potwierdzili, że w ataku zginął jeden z generałów elitarnej jednostki, Mohammad Ali Allahdahi. Śmierć poniosło także pięciu innych irańskich żołnierzy. To jedna z najpoważniejszych strat wojskowych Iranu w ostatnich latach.
Zarówno szyici z libańskiego Hezbollahu, jak i Iran aktywnie wspierają w walce syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Są też zaciekłymi wrogami Izraela. Sam Izrael od czasu rozpoczęcia syryjskiej wojny domowej już kilkakrotnie atakował cele w Syrii, zazwyczaj związane z Hezbollahem. Izraelscy dowódcy tłumaczą, że armia stara się w ten sposób zapobiec przemytowi syryjskiej broni do Libanu i Iranu.
Libańskie media cytują anonimowych przedstawicieli Hezbollahu, którzy zapowiadają odwet na Izraelu za wczorajszy atak.