Brytyjscy wojskowi oferują bardzo rozbieżne recepty na pokonanie Islamskiego Państwa w Iraku i Syrii, choć wszyscy są zgodni, że zagrożenie jakie stwarza wybiega daleko poza jego obecny zasięg terytorialny. W brytyjskiej tradycji generalicja w służbie czynnej rzadko zabiera głos publicznie, ale robią to za nią emeryci.

Były szef sztabu generalnego, David Richards powiedział dziś telewizji BBC, że Wielka Brytania powinna rozbudować swoją armię i walczyć z dżihadystami nie tylko w Iraku i Syrii, ale i w Jordanii, Nigerii, Afganistanie i Pakistanie. Ale nie chodzi tylko o Wielką Brytanię: "Tu chodzi o świat zachodni, wspólnotę wszystkich dobrych krajów, o coś w rodzaju nowej wersji NATO" - powiedział BBC generał Richards.

Jego były zastępca, generał Jonathan Shaw argumentuje zupełnie odwrotnie. W dzisiejszym wydaniu "Sunday Telegrapha" twierdzi, że Zachód uległ prowokacji i po egzekucjach zakładników dał się wciągnąć w walkę zbrojną, czego chcieli sami islamiści, aby zgalwanizować opinię sunnitów na całym świecie. Tę wojnę powinny prowadzić sunnickie monarchie - Arabia Saudyjska i Katar - uważa generał Shaw. Dodaje, że to one są najbardziej zagrożone przez dżihadyzm, który zrodził ich własny islamizm.

"Sunday Telegraph" zamieszcza też komentarz innego byłego szefa sztabu generalnego, Richarda Dannatta. "Tak zwane Islamskie Państwo i jego demonicznych dżihadystów" - pisze generał Dannatt, można i trzeba pokonać zbrojnie, ale przede wszystkim trzeba zdyskredytować samą ideę kalifatu wśród jej potencjalnych entuzjastów na miejscu i w Europie - oferując im ciekawsze perspektywy.