Roman Giertych w TVN 24 tłumaczył Monice Olejnik co mogłoby się stać, gdyby PiS po raz kolejny doszedł do władzy. "Mogłaby stać się krzywda Polsce. Wyobraźmy sobie, że ministrem sprawiedliwości jest Krystyna Pawłowicz, Antoni Macierewicz ministrem spraw wewnętrznych, a Mariusz Kamiński wicepremierem ds. służb specjalnych. Bałbym się rządów PiS" - powiedział w "Kropce nad i" ten były minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

Zdaniem Giertycha powrót PiS do władzy, z Kaczyński jako premierem i prof. Glińskim jako prezydentem, oznaczałby izolację państwa na arenie międzynarodowej, które znalazłoby się "w sosie patriotyczno-religijnym, ale bez koncepcji reform i odbudowy kraju".

Według byłego wicepremiera w rządzie PiS nie można jednak liczyć na Platformę Obywatelską, na którą Giertych głosował, "bo to była partia centroprawicowa". Teraz - twierdzi Giertych - partia Tuska "skręciła w lewo", co przejawia się w propozycjach związków partnerskich, "umizgach" do Leszka Millera i wprowadzeniu programu in vitro.

Były minister edukacji powtórzył także w TVN 24, że rekonstrukcję rządu Donald Tusk powinien zacząć od samego siebie. Zastąpić mógłby go któryś z pięciu kandydatów, których nazwisk Giertych nie chciał wymienić. Powiedział jedynie, że chodzi o dwóch byłych ministrów i trzech obecnych, którzy mieliby szanse wygrać wybory dla PO. "A jeśli nie, PO przegra stosunkiem 2:1 i to będzie oznaczać, że kolejne wybory samorządowe wygra PiS, a prezydent Bronisław Komorowski będzie miał kłopoty w wyborach prezydenckich" - zaznaczył Giertych w TVN 24.