Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał Beatę C, teściową Katarzyny W., oskarżoną o zabicie swej półrocznej córki Magdy. Brat i ojciec Katarzyny W. nie pojawili się w sądzie - odmówili składania zeznań.

Teściowa Beata C.

Beata C. zaraz na początku przesłuchania poprosiła sędziego, by ten od razu zaczął zadawać jej konkretne pytania, ponieważ "ciężko jej zebrać myśli".

Tak kobieta dowiedziała się, jak relacjonuje TVN 24, o rzekomym porwaniu wnuczki: "Odebrałam od niego (syna Bartłomieja - red.) telefon, powiedział, żebym usiadła i powiedział, że napadnięto Kasię i porwano Madzię. Pojechaliśmy na miejsce zdarzenia od razu z mężem. Tam na miejscu była karetka, byli policjanci. Synowa była w karetce, pozwolono mi do niej wejść. Ona była cała roztrzęsiona, była z nami jej mama. Wtedy nie dało się tam rozmawiać, tylko ja przytuliłam. Od razu zaczęliśmy działać, skupiliśmy się na poszukiwaniach, na robieniu wszystkiego, by odnaleźć Magdę."

Kobieta zdradziła też, że to ona wraz z mężem zaproponowała Bartłomiejowi i Katarzynie W. poddanie się badaniu wariografem, bez udziału Krzysztofa Rutkowskiego. Miało to "odsunąć" podejrzenia pojawiające się wówczas w mediach o związku rodziców Magdy z jej zniknięciem. "Kasia na propozycję wariografu zareagowała spokojnie, Bartek się zdenerwował. Był przerażony tym, że ktoś podejrzewa ich, a nikt nie szuka Madzi." - powiedziała świadek.

Do badania jednak nie doszło. "Ona przyszła do domu i powiedziała, że badania się nie udały, bo była w zbyt złym stanie. Cała się trzęsła, dygotały jej ręce i nogi. Moją uwagę zwrócił fakt, że ona spokojnie mówiła, usta jej się nie trzęsły. Mąż przyniósł herbatę, postawiłam cukier i ona posłodziła tą herbatą bez problemu, bez żadnego drgania rąk. Wówczas spojrzeliśmy po sobie z mężem." - zeznała Beata C. Wtedy małżeństwo C. nabrało podejrzeń, że Katarzyna W. wie, co się stało z Magdą i o swoich obawach opowiedziało Rutkowskiemu.

Te podejrzenia wzmocniły się jeszcze po "hotelowej prowokacji", gdy detektyw powiedział małżeństwu W., że znalazł świadków, którzy wiedzą, co stało się z dzieckiem. W rzeczywistości byli to podstawieni przez niego ludzie, którzy o sprawie nic nie wiedzieli. "Kasia zareagowała buńczucznie, zaatakowała Krzysztofa: niech sobie świadkowie bronią swojej wersji, a ona będzie broniła swojej." - zeznała Beata C.

Potem w hotelu w Mysłowicach Katarzyna W. przyznała się Rutkowskiemu, że rzekomo upuściła córkę na podłogę. "Poszliśmy do pokoju, gdzie był syn. Wiedział już o podejrzeniu w stronę Kasi i ja musiałam zapytać się syna, czy miał z tym cokolwiek wspólnego. To była kwestia mojego sumienia. Spojrzałam mu w oczy i spytałam, czy ma coś wspólnego z zaginięciem Madzi. Był rozczulony, rozżalony, płakał – mówił: jak mam żyć? co mam zrobić mamo?” - relacjonował TVN 24 zeznania teściowej Katarzyny W.

Świadek opowiedziała też przed sądem o tym, że to z mediów dowiedziała się, że Katarzyna W. przyznała się do rzekomego upuszczenia córki. "Było nam bardzo ciężko, razem z mężem rozmawialiśmy z Bartkiem na drugi dzień. On powiedział na drugi dzień: to jest moja żona, nie zostawię jej z tym teraz. Pomimo żalu, uwierzyliśmy w wersję Kasi i chcieliśmy jej bronić tak jak Bartek, staliśmy za nią murem. Podczas pierwszego spotkania nie byłam w stanie z nią rozmawiać, po prostu ją przytuliłam, żeby wiedziała, że ma wsparcie. Nigdy nie rozmawiałam z nią o tym, co się stało, nie chciałam jej ranić. Uważałam, że to za świeża rana." - powiedziała Beata C.

Sędzia pytał też, czy Katarzyna W. zachowywała się kiedykolwiek negatywnie w stosunku do córki. Beata C. powiedziała, że poza okresem kiedy zostawiła Magdę na dwa tygodnie pod opieką rodziny, oskarżona dobrze opiekowała się córką. Bardziej niepokoiło ją jej późniejsze zachowanie. "Zdumiało mnie też to, że gdy pojechaliśmy do ich mieszkania i trzeba było się spakować i wynieść, ja nie byłam w stanie podejść do łóżeczka i spakować rzeczy wnuczki, a chciałam to zrobić, żeby zaoszczędzić tego Kasi. Ale nie zdążyłam, bo ona to zrobiła sprawnie, nie widziałam u niej jakichkolwiek emocji. Pamiętam wtedy, że jest bardzo twarda, bo mnie to sprawiało ból." - zeznała Beata C.

Teść Sławomir C.

Po Beacie C. zeznaje jej mąż, Sławomir C. Podobnie jak żona poprosił, by sędzia od razu zaczął mu zadawać konkretne pytania.

Świadek wspomniał między innymi do opisywanej już przez jego żonę sytuacji po powrocie Katarzyny W. z badania wariografem, do którego ostatecznie nie doszło. "Żona zrobiła jej herbatę, a ona posłodziła ją, jak gdyby nigdy nic. Ja tego nie wytrzymałem i wyszedłem wtedy z kuchni" - powiedział Sławomir C.

Sławomir C. przyznał, że nawet po ujawnieniu nagrania, na którym Katarzyna W. przyznała się do upuszczenia dziecka, miał jeszcze nadzieję, że dziecko żyje. "Wróciliśmy późno do domu i nie pamiętam, czy z telefonu, czy z telewizji dowiedzieliśmy się, że Madzia nie żyje. Na drugi dzień po zaginięciu żyliśmy nadzieją, że może sprzedała dziecko. Ja z Katarzyna W. nie rozmawiałem o zderzeniach z 24 stycznia. Ja do dziś na ten temat nie rozmawiam, ani z synem, ani z nikim. Jak słyszę Madzia, to albo zmieniam temat albo wychodzę." - powiedział świadek.

Poprzednie przesłuchania

Na poprzedniej rozprawie zeznania złożył sam Bartłomiej W. Ze względu jednak na dużą liczbę pytań do świadka, których nie udało się zadać, jego przesłuchanie będzie kontynuowane w lipcu.

Sąd przesłuchał już połowę zaplanowanych świadków, wśród nich matkę Katarzyny W., dziadków Bartka, jego siostrę, a także kolegów i sąsiadów.

W czerwcu przesłuchani mają zostać także biegli, według których Katarzyna W. udusiła dziecko. Kobieta nie przyznaje się do winy, grozi jej dożywocie.