Nie chcemy fotopaństwa - nawoływał Janusz Palikot do swoich zwolenników. Lider Ruchu Palikota w masce Donalda Tuska jeździł po warszawskich ulicach w proteście przeciwko zwiększającej się liczbie fotoradarów. Członkowie Ruchu założyli także maski ministra finansów Jacka Rostowskiego, oraz ministra transportu Sławomira Nowaka. Jak zapowiadali, będą łamać prędkość przed fotoradarami w proteście przeciwko polityce rządu.

Janusz Palikot podkreślał, że łamanie przepisów, w ramach happeningu jest akcją obywatelskiego nieposłuszeństwa, które ma powstrzymać państwo od nieliczenia się ze zdaniem obywateli.

Tymczasem poseł Jacek Protasiewicz z Platformy Obywatelskiej tłumaczył, że wszelkie protesty z pewnością ustaną, gdyż większa liczba fotoradarów poprawi bezpieczeństwo na polskich drogach.

Stanisław Żelichowski z PSL podkreśla, że dochód z mandatów nie powinien być jednak uwzględniany w projekcie budżetu. Jego zdaniem fotoradary często są ustawiane w złych miejscach: "w malinach, krzakach", a nie w czarnych punktach.

Adam Hoffman z PiS mówił, że poprzez zwiększenie liczby fotoradarów rząd łupi kierowców. Podkreślił, że pieniądze z mandatów są niewłaściwie wydawane. Jego zdaniem powinny one trafiać na budowę dróg.

Jerzy Wenderlich z SLD twierdził natomiast, że rząd powinien zająć się ściąganiem podatków od tych, którzy ich nie płacą, a nie łatać finanse wyciąganiem pieniędzy z kieszeni Polaków.