Młody Tybetańczyk dokonał w sobotę samospalenia przed klasztorem w prowincji Gansu w północno-zachodnich Chinach - podała agencja Xinhua. Mężczyzna zmarł. To już 17. taki desperacki czyn od tygodnia.

18-letni Tybetańczyk podpalił się w mieście Hezuo, siedzibie tybetańskiej autonomicznej prefektury Gannan.

Tybetańczycy protestują w czasie, kiedy w Pekinie odbywa się XVIII zjazd Komunistycznej Partii Chin, na którym dokona się zmiana pokoleniowa przywódców ChRL. Rzecznik tybetańskiego rządu na uchodźstwie potwierdził, że ostatnie akty samopodpalenia mają związek z trwającym w Pekinie kongresem.

"To wyraźny sygnał dla nowego przywództwa na zjeździe. Powinni oni pokazać, że mają polityczną wolę i mądrość, by rozwiązać problem Tybetu" - oświadczył Lobsang Choedak.

Od marca 2011 roku w zamieszkanych przez Tybetańczyków częściach Chin podpaliło się już prawie 70 osób, w większości mnichów buddyjskich. Większość z nich zmarła.

Rząd w Pekinie twierdzi, że Tybet był zawsze częścią Chin. Jednak według większości Tybetańczyków chińskie rządy grożą zagładą tybetańskiej kultury i religii.

W piątek tysiące Tybetańczyków demonstrowały w okręgu Tongren w prowincji Qinghai, w zachodnich Chinach, przeciwko chińskiej władzy nad Tybetem. Uczestnicy demonstracji żądali wolności dla Tybetańczyków i powrotu do Tybetu ich religijnego przywódcy dalajlamy.