Kuratele były rozdawane na prawo i lewo - mówił przed komisją weryfikacyjną aktywista Jan Śpiewak, zeznając w sprawie reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Joteyki. Podkreślał, że sprawa ta jest sztandarowym przykładem tego, jak wyglądała afera reprywatyzacyjna w stolicy.

Komisja weryfikacyjna od godz. 10 we wtorek rozpoznaje sprawę reprywatyzacji kamienicy na Ochocie przy ul. Joteyki 13. Jako świadkowie zostali wezwani m.in. aktywista Jan Śpiewak oraz mec. Bogumiła Górnikowska, która w tej sprawie była kuratorem dla osoby nieznanej z miejsca pobytu. Jak się okazało, spadkobierca nie żyje, a w dniu zwrotu nieruchomości miałby 118 lat.

Śpiewak podkreślał, że sprawą zainteresował się po tym, gdy otrzymał prośbę o pomoc ze strony jednego z lokatorów nieruchomości. "Ta sprawa była dla mnie sprawą dość osobistą, bowiem w tej kamienicy do śmierci mieszkali moi dziadkowie" – podkreślił. Jego zdaniem jest ona również "sztandarowym przykładem tego, jak wyglądała afera reprywatyzacyjna w stolicy".

Jak mówił, wątpliwości wzbudzała tożsamość części spadkobierców czy obecność kuratora w postępowaniu. Podkreślił, że mec. Górnikowska została kuratorem spadku w momencie, gdy jej ojciec Zbigniew Ćwiąkalski pełnił funkcję ministra sprawiedliwości. Śpiewak podkreślał przy tym, że sąd nadał mec. Górnikowskiej "bardzo określone pełnomocnictwa w zakresie postępowania administracyjnego", które jego zdaniem przekroczyła, pełniąc zarząd nad nieruchomością przy ul. Joteyki. "Pani Górnikowska po prostu złamała prawo" - ocenił.

Aktywista podkreślał, że ustalenie, że reprezentowany przez mec. Górnikowską Aleksander Piekarski nie żyje, nie było trudne. "A Górnikowska była kuratorem blisko trzy lata" – wskazał. "Wiem, że te kuratele były – można powiedzieć - rozdawane na prawo i lewo" - stwierdził Śpiewak.

Podkreślił przy tym, że uchylenie kurateli nastąpiło co najmniej 11 miesięcy po tym, gdy ustalono, że mężczyzna nie żyje. "Pytanie też, co robiła p. Górnikowska przez 11 miesięcy, reprezentując osobę, o której było wiadomo, że nie żyje" – dodał.

Według niego, sama Górnikowska przyznawała, że "nie robiła nic", żeby ustalić tożsamość swojego klienta. Podkreślał, że bez jej udziału nie można byłoby zdecydować o podwyżkach czynszu. "Jej podpisy były kluczowe, bez niej ta sprawa nie mogłaby się toczyć" – mówił Śpiewak.

W czasie przesłuchania kilkukrotnie dochodziło do utarczek słownych. Pełnomocnik miasta mec. Bartosz Przeciechowski uznał, że przesłuchanie Śpiewaka przed komisją staje się jego konferencją prasową, a członek komisji Sławomir Potapowicz sugerował, że aktywista powinien wziąć większą odpowiedzialność za swoje wypowiedzi.