Poruszyłem bardzo istotny problem tabletek do zmiany płci, proszę go nie trywializować – mówił w Senacie rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. "Chyba wszyscy się zgodzimy, że nie chcielibyśmy, by nasze dzieci padły ofiarą nielegalnego obrotu jakimikolwiek lekami" – podkreślił.

Pawlak przedstawił w piątek w Senacie informację o działalności Biura Rzecznika Praw Dziecka w roku 2019 wraz z uwagami o stanie przestrzegania praw dziecka. Zaznaczał, że jako rzecznik podejmuje działania "zmierzające do ochrony dzieci przed przemocą, okrucieństwem, deprawacją, demoralizacją, wyzyskiem, zaniedbaniem i każdym innym złym traktowaniem".

Jolanta Hibner i Krzysztof Brejza (KO) zapytali o wywiad Pawlaka w TVN24 z 1 września, w którym powiedział, że edukatorzy seksualni "wychwytują dziecko rozchwiane, zaniedbane, którym dają jakieś środki farmakologiczne, żeby zmieniać jego płeć bez wiedzy i zgody rodziców i lekarzy".

Senatorowie chcieli wiedzieć, jakie są to środki, ile było takich przypadków, czy zgłaszali się rodzice dzieci, których płeć została zmieniona, kto te tabletki dokładnie dystrybuował, a także czy to prawda, że Pawlak złożył do prokuratury zawiadomienie w tej sprawie dopiero po wywiadzie.

Rzecznik zwrócił uwagę, że pytania odnoszą się do tego roku, a nie 2019, którego dotyczy jego piątkowe sprawozdanie z działalności. Wyjaśnił, że chodzi o środki farmakologiczne będące syntetycznym odpowiednikiem estradiolu, "czyli hormonu, który działa za pośrednictwem swoistych receptorów na narządy płciowe, gruczoł sutkowy, podwzgórze, przysadkę, warunkując drugo– i trzeciorzędne cechy płciowe".

"Nie będę wymieniał nazwy tych środków. Zawiadomienie do prokuratury zostało złożone, co więcej, na tyle poparte dowodami, że prokuratura wszczęła śledztwo, nie tylko z mojego zawiadomienia, bo także inne osoby zgłosiły proceder nielegalnego obrotu środkami farmakologicznymi, także w odniesieniu do dzieci. Nie tylko to postępowanie jest wszczęte, prowadzone, ale – można powiedzieć – jest rozwojowe" – poinformował.

Dodał, że jego wystąpienie do kilku samorządów, "do jednego szczególnie", jest również na podstawie zgłoszenia rodzica. "Także jest to konkretny przypadek sytuacji konkretnego dziecka" – wyjaśnił.

Doprecyzował, że nigdy nie mówił, że do procederu dystrybuowania dzieciom tabletek dochodziło w szkołach.

"To, czy dotyczy to transaktywistów, edukatorów, gdzie, w jakim miejscu, z jakich serwerów korzystali, z jakich komunikatorów, w jaki sposób pakowali dzieciom do plecaków te środki, bo to element nielegalnego obrotu – takie plecaki z tymi środkami widziałem – to bada prokuratura i to ona będzie wyjaśniała jako organ właściwy te okoliczności" – podkreślił.

Odpowiadając na pytanie, czy to prawda, że złożył zawiadomienie do prokuratury dopiero po wywiadzie, stwierdził: "czy to było przed, czy po, nie ma żadnego znaczenia, znaczenie ma to, że jest to zawiadomienie skuteczne, uprawdopodobnione". Jak mówił, jako rzecznik każdego tygodnia w reakcji na różne problemy przystępuje do spraw sądowych czy prokuratorskich i dzieje się to po analizie akt.

"Nie robię tego pochopnie. Tak też było w tym przypadku. Było to jedno z kilku zawiadomień, które składałem w ciągu ostatnich dni" – powiedział.

Zaapelował, by nie trywializować problemu. "Są takie sprawy, gdy dochodzi i do prawnej modyfikacji (płci – PAP), i medycznej, i farmakologicznej, i fizycznej. (...)Poruszyłem bardzo istotny problem. Chciałbym, żeby ten temat był rozpatrywany w aspekcie trudnych spraw młodzieży, a nie, żeby trywializowano i kpiono z tej sytuacji" – zaznaczył.

"Chyba wszyscy się zgodzimy, że nie chcielibyśmy, by nasze dzieci padły ofiarą nielegalnego obrotu jakimikolwiek lekami" – dodał.

Brejza pytał też o współpracę z fundacją Ordo Iuris i tzw. kompromis aborcyjny – czy według RPD "zmuszanie kobiet do rodzenia dziecka z bardzo ciężkimi wadami jest właściwe i nie jest barbarzyństwem".

Pawlak wyjaśnił, że nie współpracował i nie pracuje w Ordo Iuris i że brał udział zarówno w konferencjach, w których uczestniczyli i przedstawiciele Ordo Iuris, i Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Zaznaczył, że nie bada poglądów swoich współpracowników, nie wie, który z nich, w jakich fundacjach "pracuje, świadczy pomoc, udziela się społecznie".

Odnosząc się do pytania o kompromis aborcyjny, podkreślił, że "kwestie dotyczące zdrowia dziecka to są zawsze przypuszczenia".

Magdalena Kochan (KO) pytała RPD, dlaczego zgodził się na objęcie funkcji rzecznika, mimo że nie spełniał kryterium 5 lat pracy z dziećmi. Dociekała też, co jako rzecznik mówi w imieniu dzieci urodzonych metodą in vitro, "którą uznaje za niegodziwą" i w imieniu dzieci nieheteronormatywnych. Chciała też wiedzieć, jak w związku z narastająca przemocą wobec dzieci nieheteronomrmatywnych rzecznik ustosunkuje się do postulatu, by każdy kraj uchwalał narodową strategię walki z przemocą wobec dzieci.

Odpierając zarzut o niespełnienie kryteriów do objęcia funkcji rzecznika, Pawlak stwierdził, że "te kwestie zostały rozstrzygnięte i udowodnione i jest to kwestia ocenna".

Wskazał też, że nie różnicuje dzieci i staje w obronie każdego dziecka. Zauważył, że narodowe strategie są bardzo ważne, ale ważniejsze są realne działania. Jako takie wymienił swoją pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości przy tzw. ustawie antyprzemocowej, która wprowadziła możliwość natychmiastowej ochrony rodziny przed sprawcą przemocy domowej.

Pawlak jest rzecznikiem praw dziecka od 14 grudnia 2018 r.