Władysław Kosiniak-Kamysz otrzymał 2,6 proc. głosów – wynika z niedzielnego exit pollu. Polaryzacja jest silniejsza niż nam się wydawało – tłumaczył kandydat ludowców.

W niedzielnym wyścigu prezydenckim znowu górę wziął podział, a Kosiniakowi-Kamyszowi z jego konsekwentnie budowanym wizerunkiem polityka kompromisu nie udało się dotrzeć do wyborców.

Kandydat PSL nie ukrywał rozgoryczenia. – Finał osobiście nie daje mi satysfakcji – podkreślał. – Wierzę, że jeszcze kiedyś przed wami stanę, chociaż nie wiem, w jakiej roli, ale wtedy zwycięży Polska, która jest wspólną sprawą – mówił prezes ludowców. Sam jednak nie zamierza rezygnować ze stanowiska prezesa ugrupowania i – jak zapowiadał – wystartuje w kolejnych wyborach na tę funkcję.

B. wicepremier, obecnie europoseł Jarosław Kalinowski podkreślał, że o zmianie na stanowisku prezesa nie ma mowy, a wynik Kosiniaka-Kamysza jest jednym z lepszych w ostatnich latach. Jak mówił, we wtorek odbędzie się posiedzenie kierownictwa PSL, które ma dyskutować o udzieleniu poparcia w drugiej turze. Kalinowski dodał, że sam poprze w drugiej turze Rafała Trzaskowskiego.

Zgodnie z sondażem exit poll dla TVP, Polsatu i TVN kandydat ludowców otrzymał 2,6 proc. głosów. To daje mu szóste miejsce w wyścigu prezydenckim, zaraz za kandydatem Lewicy Robertem Biedroniem, który dostał 2,9 proc. To najlepszy wynik dla kandydata PSL biorąc pod uwagę wyniki na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. W wyborach w 2000 r. Jarosław Kalinowski był czwarty z wynikiem 5,95 proc. potem kolejni kandydaci PSL na prezydenta nie przekraczali 2 proc. lądując – podobnie jak Kosiniak-Kamysz – daleko poza podium. Pięć lat temu Adam Jarubas otrzymał 1,60 proc. głosów.

Jako jeden z powodów porażki Kosiniak-Kamysz podawał podział na dwa polityczne plemiona. – Polaryzacja jest silniejsza niż nam się wydawało – mówił prezes PSL. Wyborcy nie kupili jego oferty zakończenia wojny polsko-polskiej. – Na to pytanie zadane dzisiaj moim rodakom uzyskałem odpowiedź, że to może nie ten moment. Ale ja dalej wierzę, że to jedyna słuszna droga – przekonywał.

W tych wyborach stawka była dużo wyższa, bo po kiepskim początku kampanii kandydatki Koalicji Obywatelskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Kosiniak-Kamysz miał szanse na drugie miejsce i dwucyfrowy wynik.

Według sondażu Kantaru z 26 marca kandydat ludowców mógł liczyć na 15 proc. głosów. Dobrym prognostykiem dla ludowców były zeszłoroczne wybory parlamentarne, w których PSL dostał 8,55 proc. głosów. Poparcie dla kandydata PSL zaczęło topnieć, kiedy w połowie maja do gry wszedł Rafał Trzaskowski. Wraz z nim wrócił najtrwalszy zdaje się podział na polskiej scenie politycznej. W połowie czerwca prezes ludowców miał zgodnie z badaniem tej samej sondażowni zaledwie 3 proc. głosów.

Sondaże to kolejny zdaniem prezesa ludowców powód porażki – widząc niskie wyniki ci, którzy chcieli na niego głosować, rezygnowali. Czy żałuje, że wybory nie odbyły się 10 maja, kiedy miał jeszcze wysokie notowania i szanse na drugą turę? – Nie mógłbym sobie spojrzeć w lustro – dodawał. – To nie byłyby wybory, lecz parodia – dodaje Kalinowski.

Kosiniak-Kamysz jako prezes PSL stawia na szukanie kompromisów. Tak też pozycjonował się w kampanii prezydenckiej, kiedy zaproponował powołanie na sekretarzy stanu w Pałacu Prezydenckim przedstawicieli wszystkich ugrupowań. W ten sposób urząd prezydenta miał umożliwić budowanie ponadpartyjnego porozumienia.