Śmierć George’a Floyda i zamieszki, które potem wybuchły, mają wpływ na niemiecką politykę. Zieloni proponują zmianę konstytucji.
Przewodniczący frakcji opozycyjnych Zielonych w Bundestagu Katrin Goering-Eckardt i Anton Hofreiter zaproponowali w liście skierowanym do innych ugrupowań wykreślenie z niemieckiej ustawy zasadniczej słowa „rasa”. Przeciwnicy tego pomysłu przekonują, że bez niego nie da się skutecznie na gruncie prawa walczyć z rasizmem.
– Nadszedł czas, żeby oduczyć się rasizmu. Termin ten wyraża podział ludzi na kategorie, które są sprzeczne z duchem konstytucji. Nie ma ras. Są ludzie – uzasadniał apel swoich kolegów szef partii Zielonych Robert Habeck.
Konkretnie chodzi o artykuł 3. niemieckiej ustawy zasadniczej, w którego części czytamy: „Nikt nie może być dyskryminowany lub uprzywilejowany ze względu na płeć, urodzenie, rasę, język, ojczyznę i pochodzenie, wyznanie, poglądy religijne lub polityczne”. Zdaniem Zielonych samo użycie słowa „rasa” – nawet w takim kontekście – sugeruje, że państwo niemieckie uznaje taki podział.
Proponują zatem zastąpienie go przymiotnikiem „rasistowski”. Wówczas ta część artykułu brzmiałaby: „Nikt nie może być dyskryminowany lub uprzywilejowany (…) w sposób rasistowski”. Dodane ma być też zapewnienie, że „państwo gwarantuje ochronę przed naruszeniem godności wszystkich ludzi ze względu na jakąkolwiek przynależność grupową i działa na rzecz usunięcia istniejących nierówności”.
Pomysł zyskał niemal natychmiastową aprobatę opozycyjnych ugrupowań – FDP i Die Linke. Za opowiedzieli się też współrządzący socjaldemokraci.
– Użycie tego terminu było uzasadnione, gdy ustawa zasadnicza weszła w życie w 1949 r. Żyjemy dziś jednak już w innych czasach (…). Musimy nadal angażować się w walkę z rasizmem – oznajmiła minister sprawiedliwości RFN Christine Lambrecht (SPD). Kanclerz Angela Merkel stwierdziła z kolei, że jest „otwarta na debatę” w Bundestagu.
W jej partii nie ma w tej sprawie jednomyślności. Pełnomocniczka rządu ds. integracji Annette Widmann-Mauz (CDU) pomysł popiera, argumentując, że „język kształtuje myślenie”. Jednak zdaniem wiceszefa frakcji CDU/CSU w Bundestagu Thorstena Freia „językowe zmiany w konstytucji nie posuną walki z rasizmem ani o krok do przodu”. Przewodnicząca komisji spraw wewnętrznych w niemieckim parlamencie Andrea Lindholz (CSU) uważa całą sprawę za „temat zastępczy” i ostrzega: – Bez odpowiedniej koncepcji prawnej, która jest również zakotwiczona w prawie międzynarodowym, rasizm może być jeszcze trudniejszy do zwalczania.
Wtóruje jej przedstawiciel największej partii opozycyjnej w Bundestagu, narodowo-konserwatywnej AfD, Gottfried Curio. „Cenzurując pojęcia, Zieloni chcą narzucić lewicowe ramy postrzegania rzeczywistości” – napisał na Facebooku, dodając jednak, że „rasę” można byłoby zastąpić „pochodzeniem etnicznym”. Do zmiany konstytucji potrzebna jest w Bundestagu większość 2/3 głosów.
Konserwatywny dziennik „Rheinische Post” zwraca uwagę, że Niemcy powinni się rozliczać nie tylko z okresem narodowego socjalizmu, w którym koncepcja „rasy panów” odgrywała jedną z kluczowych ról. Niemal całkowicie zapomniana jest kolonialna przeszłość Cesarstwa Niemieckiego. Tymczasem było ono jednym z najbrutalniejszych. Stłumienie przez Niemców powstań afrykańskich ludów Herero i Namaqua w latach 1904–1907 w dzisiejszej Namibii jest uznawane za pierwsze ludobójstwo XX w. Zginęło w nim około 100 tys. osób. Niemniej jednak niemieccy dowódcy wojskowi z kolonii, tacy jak Adolf Luederitz, Paul von Lettow-Vorbeck czy Hermann von Wiss mann wciąż są upamiętniani w nazwach ulic.
Niektórzy niemieccy historycy uznają też, że napaść Adolfa Hitlera na Polskę w 1939 r. wpisuje się w tradycję niemieckiego kolonializmu. „Trwająca od lat debata (...) pokazuje, że dziedzictwo kolonializmu w Niemczech jest kojarzone głównie z dążeniem do posiadania zamorskich kolonii i grabieżą dzieł sztuki poza Europą. Dlaczego jednak nie pamiętamy o długiej pruskiej historii wewnętrznej kolonizacji Polaków, którzy żyli zaledwie dwieście kilometrów na wschód od bram Berlina?” – pisał w 2019 r. w dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Felix Ackermann, badacz Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. „Polityka pruska w części Polski po 1772 r. nie była identyczna z imperialistyczną logiką, jaką Niemcy stosowały w Afryce i Azji. Rzeczywistość Afryki Subsaharyjskiej zasadniczo różniła się od tej wokół Poznania. Ale także w polskojęzycznych częściach Prus utrwalano asymetrię opartą na systematycznym ucisku i rasistowskich uprzedzeniach, które do dziś w Niemczech kształtują postrzeganie sąsiada i wywołują odpowiednie reakcje w Polsce” – analizował historyk.