Najważniejszą sprawą są egzaminy uczniów. Apelujemy do nauczycieli, by nie brali pod uwagę strajków w tym okresie – powiedziała we wtorek wicepremier Beata Szydło. Prezydencki minister Andrzej Dera dodał, że naruszenie terminów egzaminów byłoby "niewyobrażalną katastrofą".

W poniedziałek w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Prezydium Rady Dialogu Społecznego o sytuacji w oświacie. Uczestniczyli w nim m.in. wicepremier Beata Szydło, minister edukacji narodowej Anna Zalewska, szefowa MRPiPS Elżbieta Rafalska i wiceminister finansów Filip Świtała. Stronę związkową reprezentowali m.in. przedstawiciele MEN, ZNP, OPZZ, FZZ i oświatowej "Solidarności". Po ponad czterech godzinach negocjacji ustalono, że rozmowy będą kontynuowane w poniedziałek 1 kwietnia.

O ten temat pytani byli politycy w porannych audycjach radiowych i telewizyjnych, m.in. wicepremier Beata Szydło, szef kancelarii premiera minister Michał Dworczyk i prezydencki minister Andrzej Dera.

"Dobrze, że rozmowy trwają. To, że usiedliśmy razem do stołu i ta rozmowa wczoraj była długa i oczywiście nie łatwa to jest jakiś sygnał. Natomiast żeby porozumienie było zawarte muszą tego chcieć dwie strony" – powiedziała wicepremier Szydło w radiowej Jedynce.

Dodała, że rząd jest w procesie realizacji podwyżki dla nauczycieli. "Chcemy przyspieszyć podwyżkę, która była planowana od 1 stycznia 2020 r. na wrzesień tak, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom" – tłumaczyła.

Szydło przypomniała, że rząd czeka na "uzgodnienie stanowisk central związkowych". Przyznała także, że ma "ograniczone zaufanie do intencji" prezesa ZNP Sławomira Broniarza. "Wielokrotnie angażował się w politykę. Wczoraj też miałam wrażenie (...), że przede wszystkim przyświecają mu intencje polityczne" – stwierdziła. Podkreśliła, że priorytetem rządu jest "wyłączenie z negocjacji uczniów". "Najważniejszą sprawą są egzaminy uczniów klas szkół podstawowych i gimnazjalnych. (...) Odbędą się w terminie, zgodnie z tym, jak było wcześniej planowane" – powiedziała. Zaapelowała do nauczycieli, by nie strajkowali w okresie egzaminów.

Pytana, czy dopuszcza możliwość podpisania porozumienia tylko z jednym związkiem zawodowym, np. z Solidarnością, odpowiedziała, że "jeśli któryś ze związków będzie skłonny do podpisania porozumienia, to rząd jest na to otwarty".

Z kolei prezydencki minister Andrzej Dera w rozmowie w TVP wyraził przekonanie, że wynagrodzenia nauczycieli wzrosną. "Nauczyciele dostaną więcej, wywalczą podwyżki i im się to należy" – powiedział. Zaznaczył przy tym, że do porozumienia potrzeba dobrej woli dwóch stron. "Jeśli ktoś mówi: +1 tys. zł i nie ustąpimy ani o krok+, to myślę, że do strajku dojdzie, bo takich możliwości moim zdaniem nie ma" – dodał Dera.

Jego zdaniem jeżeli dojdzie do strajku nauczycieli, to najbardziej straci na tym młodzież. "Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w jakikolwiek sposób zagrożony byłby termin egzaminów. (...) Egzaminy to są rzeczy święte, których nie powinniśmy naruszać. (...) "Naruszenie terminów egzaminów byłoby niewyobrażalną katastrofą" – oświadczył minister.

Szef kancelarii premiera minister Michał Dworczyk pytany był w radiowej Trójce o to, co może przynieść przerwa w negocjacjach rządu ze związkami zawodowymi nauczycieli.

"Przede wszystkim czekamy na przygotowanie przez trzy centrale związkowe, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, wspólnego stanowiska" – powiedział minister. "Na przykład chodzi o to, czy żądanie podwyżki w wysokości 1000 zł dotyczy tylko nauczycieli czy wszystkich pracowników oświaty, a jeśli tak, to skąd mają na to być pieniądze, bo część wynagrodzeń jest finansowana z budżetu państwa, a część przez samorządy" – wyjaśnił.

Dworczyk pytany był też, czy rząd poszuka pieniędzy, aby podwyżki były zgodne z oczekiwaniami i wyższe od zaplanowanych. "Wszystko wymaga jeszcze rozmów, ustaleń" – powiedział.

"Rząd też analizuje wszystkie możliwości związane z funkcjonowaniem systemu oświaty i wynagrodzeń. Natomiast jedno jest pewne dzisiaj budżet nie jest w stanie wyjść z pozytywną odpowiedzią na te oczekiwanie 1000 zł podwyżki na każdego nauczyciela" – podkreślił.

Wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha podkreślił we wtorek w TVP Info, że dla prezydenta Andrzeja Dudy "fundamentalne jest to, żeby ten protest w żaden sposób nie naruszał kwestii interesu dziecka, kwestii dobra ucznia". "Bo to jest rzecz zupełnie podstawowa i myślę, że dla ogromnej większości nauczycieli jest to zrozumiałe" – zaznaczył.

W jego ocenie wynagrodzenia nauczycieli trzeba podwyższać. "Natomiast formuła protestu budzi zaniepokojenie rodziców" – podkreślił Mucha. Według niego "dzieci nie mogą być zakładnikiem w zakresie postulatów płacowych".

ZNP chce zwiększenia o 1000 zł tzw. kwoty bazowej służącej do wyliczania średniego wynagrodzenia nauczycieli. Forum Związków Zawodowych żąda zwiększenia o 1000 zł wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli na wszystkich stopniach awansu zawodowego. Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" domagała się natomiast wcześniej podwyżki o 15 proc. jeszcze w tym roku, a później poinformowała, że żąda m.in. podniesienia płac w oświacie, podobnie jak w resortach mundurowych, czyli nie mniej niż 650 zł od stycznia tego roku i kolejnych 15 proc. od stycznia 2020 r. do wynagrodzenia zasadniczego bez względu na stopień awansu zawodowego nauczyciela.

Procedury sporu zbiorowego w styczniu rozpoczęły ZNP i Wolny Związek Zawodowy "Solidarność – Oświata", należący do FZZ, prowadzą referenda strajkowe. Jeśli taka będzie wyrażona w referendum wola większości, strajk rozpocznie się 8 kwietnia. Oznacza to, że jego termin może zbiec się z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma odbyć się egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia – egzamin ósmoklasisty, a 6 maja mają rozpocząć się matury.

Jak podał w poniedziałek Broniarz, dotychczas za strajkiem w szkołach, które weszły w spór zbiorowy, opowiedziało się od 85 proc. do 90 proc. pracowników. Powiedział, że do sporu zbiorowego weszło ponad 85 proc. placówek edukacyjnych.

Od 11 marca w budynku kuratorium oświaty w Krakowie akcję okupacyjną prowadzą nauczyciele z sekcji oświatowej "Solidarności". W czwartek szef Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa poinformował, że jeżeli postulaty pracowników oświaty nie zostaną uwzględnione przez rząd, to w poniedziałek przedstawiciele "Solidarności" rozpoczną protest głodowy. Decyzja o proteście głodowym zapadła podczas nadzwyczajnego posiedzenia Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" w Krakowie. W poniedziałek tę formę protestu rozpoczęły trzy osoby.

W ramach negocjacji płacowych, które rozpoczęły się w styczniu, szefowa MEN zaproponowała nauczycielom przyspieszenie trzeciej z zapowiedzianych pięcioprocentowych podwyżek. Chodzi o trzy podwyżki wynagrodzeń nauczycieli po 5 proc., zapowiedziane w 2017 r. przez ówczesną premier Beatę Szydło. Pierwszą podwyżkę nauczycielom przyznano od kwietnia 2018 r., drugą – od stycznia 2019 r. Trzecią podwyżkę nauczyciele mają otrzymać – zgodnie z projektem nowelizacji ustawy Karta nauczyciela, który trafił na początku marca do konsultacji – we wrześniu 2019 r. Pierwotnie trzecią podwyżkę nauczyciele mieli dostać w styczniu 2020 r. Podczas negocjacji szefowa MEN zapowiedziała też przyznanie dodatku "na start" nauczycielom stażystom, a dodatku za wyróżniającą się pracę nie tylko nauczycielom dyplomowanym, ale także kontraktowymi i mianowanym.