Partia rządząca Słowacją chce tak znowelizować przepisy, by lepiej służyły urzędnikom państwowym.
Jeśli polityk lub urzędnik państwowy poczuje się urażony tym, co na jego temat opublikowały słowackie media, albo uzna, że naruszono jego godność czy prawo do prywatności – będzie mógł napisać odpowiedź. A wydawca, niezależnie od swojej oceny prawdziwości zawartych w polemice oświadczeń, będzie ją musiał opublikować. W przeciwnym razie grozić mu będzie od 1,66 tys. euro do prawie 5 tys. euro kary.
Taki projekt nowelizacji prawa prasowego złożyli w słowackim sejmie (Národná rada Slovenskej republiky) posłowie Dušan Jarjabek i Miroslav Číž. Obaj należą do Smer – partii najliczniej reprezentowanej w parlamencie, która rządzi w koalicji ze Słowacką Partią Narodową oraz ugrupowaniami Most-Híd i Sieť.

Powrót do przeszłości

Obecnie ani politycy, ani urzędnicy państwowi zagwarantowanego prawa do opublikowania ich odpowiedzi nie mają. Nie dotyczy to oczywiście sprostowania, które może składać każdy, wskazując w tekście treści niezgodne z prawdą.
Taka nowelizacja byłaby powrotem do przeszłości. Prawo do odpowiedzi dla polityków uchwalono już bowiem w 2008 r. – wtedy także Smer był najsilniejszą partią koalicji rządzącej. Po silnej krytyce, także międzynarodowej, regulacja została jednak uchylona w 2011 r., gdy Słowacją rządziła już centroprawica.
Obecny projekt Smer wywołał sprzeciw słowackiego Stowarzyszenia Wydawców Prasy (Asociácia Vydavateľov Tlače, AVT), które wezwało posłów do odrzucenia nowelizacji. W swoim oświadczeniu wydawcy podkreślają, że nic nie uzasadnia wprowadzania prawa do odpowiedzi prasowej dla polityków. „Nie znamy żadnego przypadku, gdy politykowi nie zaoferowano by miejsca na polemikę” – stwierdzają.
Duże zaniepokojenie inicjatywą poselską wyraził Harlem Désir, przedstawiciel Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie ds. wolności mediów. „Wzywam parlament Słowacji do uchylenia tych poprawek, do ochrony wolności mediów i dziennikarstwa śledczego oraz do uwzględnienia zastrzeżeń zgłaszanych przez media i społeczeństwo obywatelskie w tym kraju” – zaapelował Désir. Podkreślił, że zaproponowane prawo do odpowiedzi wykracza daleko poza istniejące prawo do korekty. „Stwarza to wysokie ryzyko nadmiernej i nieproporcjonalnej ingerencji w redakcyjną niezależność” – podkreśllił przedstawiciel OBWE, zaznaczając, że nie wolno dopuścić do wywierania presji na media i skłaniania ich do autocenzury. „Politycy muszą zaakceptować wysoki poziom kontroli i krytyki, a prasa musi pozostać wolna, by mogła wykonywać swoje zadania, bez groźby kar finansowych” – dodał.
Międzynarodowy Instytut Prasy (IPI) zaalarmował też w tej sprawie Radę Europy.

Węże i presstytutki

Potępiając projekt nowelizacji prawa prasowego, AVT wezwało przedstawicieli władzy „do zmiany tonu i treści ich komunikacji z dziennikarzami”. Nie bez powodu. Liderzy słowackiej partii rządzącej regularnie atakują bowiem krytycznych wobec Smer dziennikarzy. Prym wiedzie szef ugrupowania Robert Fico, nazywający reporterów „wężami” i „presstytutkami”. Jak przypomina „The Slovak Spectator” – anglojęzyczny dwutygodnik wydawcy liberalnego dziennika „Sme” – to właśnie Fico na wiecu w grudniu ub.r. powiedział, że chciałby zmienić prawo do odpowiedzi prasowej, aby położyć kres „terrorowi i linczowi medialnemu”.
„To jest walka o ponowne zdefiniowanie dziennikarstwa” – stwierdza na łamach „The Slovak Spectator” była naczelna pisma Beata Balogová, nazywając posłów Jarjabka i Číža „lokajami Fico”. Jej zdaniem zmiana prawa nie leży w interesie publicznym. „Politycy nawet nie udają, że chodzi o wyborcę. Próby reanimacji odpowiedzi dla urzędników państwowych służą głównie politykom niezadowolonym z krytyki mediów” – pisze. Bo, jak podkreśla, na Słowacji wciąż działają redakcje, „które nie tylko starają się przetrwać, lecz również mają ambicję kontrolowania rządzących”. Dlatego „niektórzy politycy i ich analitycy mówią o tyranii mediów. Szukają sposobów spacyfikowania dziennikarzy, pokazując, gdzie jest ich miejsce: żeby nie przerywali, gdy polityk mówi i nie powtarzali pytań, których unika; by współpracowali i informowali o sukcesach rządu” – komentuje Balogová.

Rok od śmierci Kuciaka

Nowelizacja jest już po pierwszym czytaniu w sejmie. Porę na dopasowywanie prawa prasowego do potrzeb polityków Smer wybrał szczególną. Jutro minie rok od zastrzelenia reportera śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnirovej. Wciąż trwa śledztwo w tej sprawie. Dziennikarz portalu Aktuality.sk (Ringier Axel Springer) rozpracowywał powiązania ludzi premiera Słowacji Roberta Fica z kalabryjską mafią. Po jego śmierci opublikowano niedokończony artykuł na ten temat. Słowacka policja uważa, że Kuciak zginął z powodu swojej pracy, najprawdopodobniej na zlecenie biznesmena Mariana K. Niedawno media opublikowały szczegóły dotyczące kontaktów czołowych polityków kraju z Aleną Z., domniemaną pośredniczką w zleceniu morderstwa.
Było to jedyne zabójstwo dziennikarza na Słowacji po demokratycznym przełomie 1989 r. Wywołało największe od upadku komunizmu protesty społeczne. Żeby uniknąć wcześniejszych wyborów, w połowie marca ub.r. Fico podał swój gabinet do dymisji. Na czele rządu stanął wiceprzewodniczący Smer Peter Pellegrini.
„Niestety przy okazji tej rocznicy musimy stwierdzić, że nie tylko nie wprowadzono regulacji prawnych chroniących dziennikarzy i poprawiających ich status, ale wręcz ze strony czołowych przedstawicieli środowisk politycznych pojawiają się ataki na dziennikarzy i media oraz działania utrudniające ich pracę” – oświadcza słowackie Stowarzyszenie Wydawców Prasy.