Wniosek Komisji Europejskiej do Trybunału Sprawiedliwości UE nie wpłynie na sytuację w Sądzie Najwyższym. Po pierwsze – jest za późno. Po drugie – niewykluczone, że TSUE uzna, że nie może interweniować.
Media pisały w ubiegłym tygodniu o rychłym wniosku KE do TSUE w sprawie naruszenia przez Polskę prawa unijnego w związku ze zmianami w Sądzie Najwyższym. Jeśli taki wniosek miał doprowadzić do zatrzymania tych zmian, to reakcja Brukseli jest spóźniona. Procedura przeciwnaruszeniowa musi potrwać co najmniej dwa miesiące, zanim Komisja w ogóle będzie mogła przekazać taką skargę do trybunału w Luksemburgu.
Najpierw Bruksela musi wezwać polskie władze do usunięcia naruszenia prawa (takiego kroku jeszcze nie było). Nasz rząd będzie mieć dwa miesiące na zajęcie stanowiska. W przypadku braku odpowiedzi lub odpowiedzi niezadowalającej KE zwróci się do TSUE o wszczęcie postępowania. Bruksela może też wnioskować w Luksemburgu o zastosowanie środka zapobiegawczego. Gdyby trybunał się na to zdecydował, Warszawa musiałaby natychmiast zawiesić wykonywanie ustawy o SN. To dotyczyłoby również zapisu o obniżonym wieku emerytalnym, na mocy którego część sędziów przejdzie jutro w stan spoczynku.
Możliwość przyspieszenia sprawy była jeszcze miesiąc temu. Wtedy o skierowanie do trybunału przepisów dotyczących SN apelowały organizacje pozarządowe i ruchy obywatelskie. Gdyby Komisja wówczas wszczęła procedurę, mogłaby zdążyć z wnioskiem o zastosowanie środka zapobiegawczego. Działając w trybie pilnym, mogłaby przyjąć za wyjaśnienia polskiej strony odpowiedzi na rekomendacje formułowane przez Brukselę oraz postępowanie prowadzone w ramach art. 7 unijnego traktatu. I na to liczyli apelujący do KE.
Środek zapobiegawczy został już raz zastosowany wobec Polski: w związku z wycinką Puszczy Białowieskiej. Zanim zapadł wyrok, trybunał zwrócił się do polskich władz o jej przerwanie. Po raz pierwszy TSUE, używając środka zapobiegawczego, zagroził, że w przypadku niezastosowania się do wezwania nałoży karę finansową – 100 tys. euro za każdy dzień prowadzenia wycinki.
W sprawie przepisów dotyczących SN pierwsza sądowa bitwa zostanie zapewne stoczona o to, czy TSUE może w ogóle zająć się skargą Komisji. – Posługując się kategoriami racjonalności, tego typu skarga jest niedopuszczalna i trybunał powinien ją odrzucić. Sama KE miała wątpliwości, czy można ją złożyć – mówi Karol Karski, eurodeputowany PiS. Przywołuje art. 5 Traktatu o UE. Mówi on, że instytucje takie jak TSUE czy Komisja działają na podstawie uprawnień zawartych w traktatach. Polityk podkreśla, że nie dotyczy to kwestii sądów.
Zdaniem Karskiego nie ma mowy, by TSUE nakazał wstrzymanie wejścia w życie przepisów ustawy o SN. – Trybunał nie może orzeczeniem wstrzymać wejścia w życie jakichś przepisów. Może jedynie stwierdzić, że są one niezgodne z prawem UE – podkreśla Karski.
Także opozycja, choć popiera możliwy wniosek KE do TSUE, nie ma pewności, czy będzie on skuteczny. – W Polsce nie ma dziś de facto kontroli konstytucyjnej, a zmiana przepisów o SN godzi w fundament państwa – podkreśla wiceszef PO Borys Budka. Przyznaje, że może się okazać, iż TSUE uzna, że nie może się tą sprawą zająć. Liczy jednak, że będzie inaczej i trybunał w ramach środka zapobiegawczego nakaże Polsce zmianę przepisów.
To pokazuje, że trudno dziś ocenić, czym faktycznie okaże się wniosek Komisji do TSUE. Zdaniem Karskiego to tylko instrument Komisji mający wzmocnić jej stanowisko w postępowaniu wobec Polski w sprawie art. 7 w Radzie UE, gdzie decydują kraje członkowskie. – Postępowanie w Radzie wymyka się Timmermansowi. Zostanie przez Komisję przegrane przy pierwszym głosowaniu. Wnioskiem do TSUE wiceszef Komisji chce pokazać, że sprawa cały czas się toczy – uważa polityk PiS.
Ale samo wszczęcie takiej procedury może być dla Polski problemem. Jeszcze bardziej osłabi jej pozycję w negocjacjach budżetowych. Mając nad głową procedurę o naruszenie prawa unijnego, polskiemu rządowi będzie o wiele trudniej przekonać partnerów do swoich racji.
Rusza procedura naboru do SN
W Monitorze Polskim ukazało się obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach sędziego w Sądzie Najwyższym. Dotyczy ono 44 wakatów. 20 stanowisk do obsadzenia będzie w izbie kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych. Niewiele mniej przewidziano w izbie dyscyplinarnej – 16. Obie te izby zostały dopiero co powołane na mocy nowej ustawy o SN (Dz.U. z 2018 r. poz. 5 ze zm.) i na chwilę obecną nie orzeka w nich ani jeden sędzia. Obwieszczenie dotyczy wakatów także w izbach karnej i cywilnej. Skład tej pierwszej ma być uzupełniony o jednego sędziego, natomiast drugiej – o siedmiu.Obecnie w SN orzeka 74 sędziów. Po 3 lipca liczba ta spadnie prawdopodobnie do 55 (nie wiadomo jeszcze, jaką decyzję prezydent podejmie względem sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia uprawniający do przejścia w stan spoczynku, ale wyrazili gotowość do pozostawania na urzędzie, powołując się przy tym na konstytucję). A to oznacza, że nawet po obsadzeniu 44 wakatów, o których mowa w obwieszczeniu, nie będzie można rozpocząć procedury wyboru kandydatów na I prezesa SN. Wówczas bowiem obsadzonych będzie zaledwie 99 stanowisk, podczas gdy ustawa pozwala na wybór dopiero wówczas, gdy sędziów w SN będzie 110.
Małgorzata Kryszkiewicz