Autonomia regionu nie zostanie przywrócona, dopóki nie powstanie nowy rząd. A tego nie będzie, dopóki kandydatem na jego szefa pozostaje Carles Puigdemont.
Spór wokół osoby Carlesa Puigdemonta, którego katalońscy secesjoniści znów chcą wybrać na szefa rządu autonomicznego, staje się coraz bardziej groteskowy. Puigdemont pozostaje ich jedynym kandydatem, mimo że przebywa w Brukseli, gdzie schronił się przed hiszpańskim nakazem aresztowania.
– Dzisiejsza sesja została przełożona, ale w żadnym wypadku nie jest odwołana. Nie zostanie przedstawiony żaden inny kandydat – oświadczył wczoraj na konferencji prasowej Roger Torrent, przewodniczący regionalnego parlamentu. Nie podał jednak nowego terminu posiedzenia. – Ani hiszpański rząd, ani trybunał konstytucyjny nie będą decydowały, kto zostanie szefem władz. O tym zdecydują członkowie demokratycznie wybranego parlamentu – dodał.
W minioną sobotę hiszpański trybunał konstytucyjny orzekł, że Puigdemont nie może zostać wybrany, jeśli nie będzie go w sali parlamentu, a ponieważ grozi mu aresztowanie, musi najpierw wrócić do Hiszpanii i uzyskać zgodę sądu na udział w sesji. Puigdemont, który kierował regionalnym rządem od stycznia 2016 do października 2017 r., uciekł do Brukseli po tym, jak władze w Madrycie wydały na niego nakaz aresztowania za próbę ogłoszenia niepodległości Katalonii. Secesjoniści przekonują, że dzięki współczesnym możliwościom technicznym nic nie stoi na przeszkodzie, by efektywnie kierował gabinetem, pozostając w stolicy Belgii. Ale rząd centralny w Madrycie kategorycznie odrzuca taką ewentualność. – Nie można uciekać przed wymiarem sprawiedliwości, mieszkać w Brukseli i próbować być wybranym szefem demokratycznej instytucji. Najroztropniejszą rzeczą, jaką może zrobić przewodniczący parlamentu, byłoby wysunięcie nieobciążonego niczym kandydata – oświadczył wczoraj rano hiszpański premier Mariano Rajoy, zanim jeszcze Torrent przełożył sesję.
Trwanie przy kandydaturze Puigdemonta oznacza, że Katalonia pozostanie w zawieszeniu. Dopóki nie powstanie nowy rząd, nie może zostać przywrócona autonomia regionu, zawieszona po tym, jak pod koniec października lokalne władze proklamowały deklarację niepodległości. W obozie secesjonistów pojawiają się pierwsze rozdźwięki. – Kluczowe jest to, żebyśmy mieli rząd. Jeśli będziemy musieli poświęcić przewodniczącego Puigdemonta, trzeba to zrobić – powiedział dziennikowi „La Vanguardia” Joan Tarda, deputowany z Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC). Ta partia wraz z kierowaną przez Puigdemonta koalicją Razem dla Katalonii (Junts per Catalunya) będzie tworzyć koalicję rządową. W przedterminowych wyborach parlamentarnych w grudniu oba ugrupowania uzyskały łącznie 66 miejsc w 135-osobowej izbie, co oznacza, że tak jak w poprzedniej kadencji będą potrzebowały jeszcze wsparcia skrajnie lewicowej Partii Jedności Ludowej (CUP).
Gdyby ugrupowania popierające niepodległość upierały się przy dotychczasowym przywódcy, pojawi się ryzyko kolejnych wyborów. A niezdolność do powołania rządu będzie w oczach wyborców czynnikiem działającym na niekorzyść polityków koalicji. W sytuacji gdy przewaga zwolenników niepodległości nad jej przeciwnikami jest w parlamencie tak niewielka, może to zupełnie odwrócić układ sił. Wiele też zależy od tego, czy sam Puigdemont uzna, że lepszym rozwiązaniem jest desygnowanie kogoś innego, czy też będzie podtrzymywał swoją kandydaturę. Na razie nie dawał żadnych sygnałów, że rozważa to pierwsze.