Finanse miast, kadencyjność, współpraca z biznesem, finansowanie oświaty – to tematy, którymi wkrótce zajmie się głowa państwa. Będzie nowa inicjatywa legislacyjna?
Od jakiegoś czasu Andrzej Duda jest aktywny w tematyce samorządowej, a lokalni politycy – skonfliktowani z ekipą rządzącą – widzą w nim sojusznika. To prezydent przystopował plan wprowadzenia zasady dwukadencyjności z mocą wsteczną (co skutkowałoby pozbawieniem prawa do kandydowania w przyszłorocznych wyborach 1,6 tys. szefów miast i gmin). Zawetował również nowelizację ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych, twierdząc, że za bardzo ingeruje w uprawnienia lokalnych władz.
Wygląda na to, że ta prezydencko-samorządowa symbioza będzie kwitła. Także za sprawą powołanego z inicjatywy pałacu zespołu ds. przeglądu prawa samorządowego. Pierwsze, organizacyjne spotkanie odbyło się 19 lipca i wówczas ustalono, że po wakacjach dojdzie do kolejnego – merytorycznego (termin nie został jeszcze wyznaczony). Dotarliśmy do korespondencji między prezydenckim ministrem Pawłem Muchą a przedstawicielami lokalnych władz. Wynika z niego, że pierwszą rzeczą, jaką zajmie się zespół, jest pakiet ustaw stabilizujących finanse miast, przygotowany już kilka miesięcy temu przez Związek Miast Polskich (ZMP). – Otrzymaliśmy sygnały, że prezydent może wyjść z inicjatywą legislacyjną w tym zakresie – zdradza Andrzej Porawski z ZMP.
Na pakiet ustaw przygotowany przez miasta składają się m.in. nowelizacje: ordynacji podatkowej, ustawy o podatkach i opłatach lokalnych, o finansach publicznych czy kodeksu postępowania administracyjnego. Lokalne władze chciałyby móc zarabiać na rządowych dotacjach. Chodzi im o możliwość deponowania wolnych środków z tego źródła na lokatach typu overnight, zanim pieniądze zostaną wydane na określony cel (np. wypłaty z programu „Rodzina 500 plus”). Dziś jest to niedozwolone, a na wprowadzenie takiej możliwości krzywo patrzy resort finansów. Samorządy podliczyły, że gdyby im na to pozwolono w latach 2010–2015, zarobiłyby niemal 700 mln zł.
Kolejny pomysł dotyczy egzekucji danin publicznych. Dziś odpowiada za to urząd miasta, a samorządy chciałyby tworzyć wyspecjalizowane jednostki do ściągania zaległości. I to obsługujące więcej niż jedno miasto, na zasadach centrum usług wspólnych. Chcą też zrezygnować z naliczania i dochodzenia odsetek o niskiej wartości od należności cywilnoprawnych, takich jak czynsze czy opłaty za wodę, gdyż związane z tym koszty często przekraczają wartość odsetek.
Są też postulaty dotyczące możliwości zadłużania się gmin. Dziś przy wyliczaniu potencjału samorządu do zaciągania kredytów pod uwagę bierze się jego wyniki finansowe z trzech poprzedzających lat. Włodarze chcą rozciągnąć ten okres do siedmiu – co dałoby szerszy ogląd.
Samorządowcy zamierzają namówić prezydenta i jego otoczenie do tych pomysłów. I to mimo że na pierwszym spotkaniu zespołu w lipcu br. przedstawiciele pałacu prosili, by nie wchodzić zbyt głęboko w temat finansów publicznych, bo to oznaczałoby trudne pertraktacje z resortem finansów. – Tyle że propozycje zawarte w pakiecie ustaw nie wywracają systemu, są też neutralne dla budżetu państwa – przekonuje jeden z samorządowców.
Z kolei prezydent liczy na zaangażowanie samorządów w przygotowania do referendum na temat kształtu przyszłej konstytucji (w formułowanie pytań i promocja projektu). A to oznacza, że musi włodarzom coś dać.
Finanse samorządowe to niejedyna kwestia, która interesuje głowę państwa. W piśmie skierowanym do władz lokalnych minister Paweł Mucha zwraca uwagę na zbliżające się posiedzenia działającej przy prezydencie Narodowej Rady Rozwoju, a konkretnie sekcji samorząd, polityka spójności (jej koordynatorem jest wiceszef resortu rozwoju Jerzy Kwieciński). Z załączonego harmonogramu wynika, że pod koniec września sekcja ta zajmie się gospodarką odpadami, a następnie: kadencyjnością w samorządach (27 października), gospodarką lokalną i współpracą z biznesem (25 listopada) oraz finansowaniem oświaty (16 grudnia).
– Samorządowcy prosili, by te kwestie przedyskutować – mówi wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński. Nie chce spekulować, czy efektem dyskusji mogą być zmiany prawa.
Dwa dni temu odbyło się w pałacu seminarium naukowe, podczas którego rozmawiano o doświadczeniach innych państw w kwestii kadencyjności władz lokalnych. – Krążą domysły, że prezydent może chcieć zapytać Polaków o kadencyjność urzędników w referendum – zdradza samorządowiec.
Pałac Prezydencki wciąż drąży – wydawałoby się zarzuconą – kwestię limitu kadencji. – Nie widzę tu politycznego zysku dla PiS. Miłość do ograniczania kadencyjności kończy się w momencie objęcia stanowiska, niezależnie od tego, kto do jakiej partii należy – komentuje Jarosław Flis, socjolog z UJ.
Ale zdaniem Anny Materskiej-Sosnowskiej, politolog z UW, nie można wykluczyć jakiejś inicjatywy prezydenta w tym zakresie. – Choć odczytuję to w kategoriach wyborczych – zastrzega. – Prezydent odwiedza kolejne gminy, powiaty i ma tam poparcie. Ustawia się w roli orędownika samorządu, choć rozumianego bardziej jako baza wyborcza niż przymiot państwa demokratycznego. Centralizacja w wykonaniu rządu PiS skutkuje wzmacnianiem ministrów, co prezydentowi nie musi odpowiadać. A to kolejny argument przemawiający za zaangażowaniem się głowy państwa w sprawy samorządowe – ocenia Materska-Sosnowska.