Ze wstępnych ustaleń śledztwa wynika, że nic nie wskazuje, by incydent, do którego doszło we wtorek w Brukseli, miał podłoże terrorystyczne - podała belgijska prokuratura. Policja otworzyła tam ogień z broni palnej w kierunku uciekającego auta; nie ma rannych.

Do zdarzenia doszło w dzielnicy Molenbeek-Saint-Jean w północno-zachodniej części belgijskiej stolicy. Okolicę otoczono policyjnym kordonem, tamtejsze sklepy i lokale usługowe ewakuowano, a mieszkańcom polecono, by nie opuszczali domów.

Po zatrzymaniu kierowca powiedział, że w samochodzie są środki wybuchowe. Choć zdaniem policji nic na to nie wskazywało, ze względów bezpieczeństwa na miejsce wezwano wojskowych saperów.

Funkcjonariusze podjęli interwencję, gdy kierowca przejechał na czerwonym świetle na skrzyżowaniu. Następnie odmówił podporządkowania się poleceniom policji i dwukrotnie spowodował kolizję z radiowozem. Policjanci użyli broni.

Molenbeek-Saint-Jean to dzielnica zamieszkana w dużej mierze przez wywodzącą się z Maroka mniejszość muzułmańską. Zyskała rozgłos, gdy okazało się, że związani z nią byli terroryści, którzy w listopadzie 2015 roku przeprowadzili zamachy w Paryżu, w których zginęło 130 osób. Ta sama komórka Państwa Islamskiego w marcu 2016 roku przeprowadziła zamach w Brukseli, który kosztował życie 32 osób. (PAP)