Wiedzę na temat spraw dot. nieruchomości "wrażliwych społecznie", na których zlokalizowane były np. szkoły i parki przekazywałem przełożonemu, ten informował o tym prezydent stolicy - zeznał przed komisją ds. reprywatyzacji były p.o. wicedyrektor stołecznego BGN Jerzy Mrygoń.

Świadek był pytany czy prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz osobiście nadzorowała Biuro Gospodarki Nieruchomościami. "Pracowałem przez okres dwóch kadencji prezydent Gronkiewicz-Waltz; za pierwszej kadencji BGN podlegało bezpośrednio pani prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz, później zostaliśmy przeniesieni pod nadzór zastępcy prezydenta miasta stołecznego pana Jarosława Jóźwiaka" – odparł.

Świadek wskazał, że wiedzę na temat spraw, które oceniał jako "wrażliwe społecznie" - dotyczących nieruchomości, na których były zlokalizowane przedszkola, szkoły, boiska, placówki opieki zdrowotnej czy parki - przekazywał przełożonemu dyrektorowi BGN Marcinowi Bajko.

"Nie sądzę by szef mnie okłamywał - bo trudno się spodziewać, że mówił, iż uzyskał zgodę pani prezydent na wydanie decyzji, a pani prezydent o tym nic nie wiedziała. (…) Szef z wiedzą, którą ja mu przekazywałem kontaktował się z panią prezydent informując ją, że jest przygotowany, gotowy projekt decyzji zwrotowej ws. nieruchomości, które nazwałbym wspólną kategorią +wrażliwych społecznie+" – powiedział.

"Ja nigdy nie podpisałem żadnej decyzji tego typu, zanim nie miałem potwierdzenia, że pani prezydent ma o tym wiedzę i że nie będą podejmowane żadne inne działania mające na celu np. ochronę dotychczasowej funkcji tej nieruchomości" – dodał.

Pytany, czy prezydent miała wiedzę na temat nieruchomości pod adresem Twarda 10, świadek odparł, że nie wie. Dodał, że widział osobiście Gronkiewicz-Waltz – nie licząc czasu, gdy był jej studentem – dwukrotnie.

"Raz, gdy była przygotowywana tzw. biała księga reprywatyzacji i w gabinecie pani prezydent zostały mi przekazane odręczne poprawki pani prezydent. I drugi raz, gdy była rozważana sprawa Chmielnej, (…) był szczyt NATO wtedy w Warszawie i zostaliśmy dość gwałtownie wezwani" – powiedział.