Ledwie wrócił z półtoramiesięcznego leczenia w Londynie, a znów narzeka na zdrowie i nie przychodzi do pracy. W Nigerii coraz częściej słychać głosy, że prezydent Muhammadu Buhari jest zbyt chorowity i słaby, by podołać rządzeniu krajem pogrążonym w kryzysie.

W minionym tygodniu prezydent opuścił już drugie, cotygodniowe posiedzenie rządu, któremu przewodniczy, a w piątek nie poszedł nawet modlić się do meczetu, choć zwykle tam bywał, a jego oficjalną rezydencję dzieli od niego ledwie minuta marszu.

Prezydencki sekretarz Lai Mohammed zapewnił, że Buhari aż rwie się do pracy, ale lekarze nakazali mu, żeby zwolnił tempo, oszczędzał się i więcej czasu spędzał w domu. Rad nie rad – powiedział Lai Mohammed – prezydent uległ lekarzom, zdecydował się popracować w domu i poprosił wiceprezydenta Yemiego Osinbajo, by w jego zastępstwie poprowadził posiedzenie rządu, a potem przesłał do prezydenckiej rezydencji wszystkie niezbędne dokumenty.

„Prezydent ma w rezydencji wszystko, co jest mu potrzebne do pracy” – zapewnił Lai Mohammed. „Stan zdrowia prezydenta nie budzi obaw i to on nadal sprawuje władzę” - dodał.

Stan zdrowia prezydenta od dawna jednak niepokoi jego rodaków. Buhari ma 74 lata, a w zeszłym roku wyjechał do Londynu na badania do miejscowych laryngologów choć obejmując w maju 2015 roku urząd obiecywał, że ukróci obowiązujący wśród nigeryjskich dygnitarzy zwyczaj, by leczyć się na koszt państwa u zagranicznych lekarzy.

W styczniu prezydent znów wyjechał do Wielkiej Brytanii. Oficjalnie na krótki urlop. Pobyt w Londynie zaczął się jednak przedłużać, a w końcu okazało się, że Buhari wylądował w szpitalu i musiał prosić parlament o przedłużenie mu urlopu. Na czas swojej nieobecności oficjalnie przekazał władzę wiceprezydentowi Osinbajo.

Buhari wrócił dopiero w połowie marca. Zapewnił, że ma się znakomicie, ale jego urzędnicy wciąż utrzymują w tajemnicy szczegóły niedyspozycji, która zatrzymała prezydenta tak długo w Londynie. Sam Buhari wygadał się dziennikarzom, że „jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak chory” i „nie pamięta kiedy po raz ostatni miał przetaczaną krew”. Powiedział też, że lekarze kazali mu odpoczywać i że będzie musiał przejść kolejne badania.

I faktycznie, przejąwszy władzę od wiceprezydenta, Buhari zwolnił tempo. Spędzał w gabinecie najwyżej trzy, cztery godziny, spowalniając pracę rządu, odkładając na później decyzje. W Nigerii rozeszły się plotki, że do Abudży przyjechali jego londyńscy lekarze, by na miejscu kontynuować leczenie. Inne pogłoski zapowiadały, że w kwietniu Buhari znów wyjedzie na kurację do Londynu.

Powolność i kiepska kondycja Buhariego raziły zwłaszcza po półtoramiesięcznych rządach jego zastępcy Osinbajo, który zadziwiał aktywnością, energią i zdecydowaniem, cechami, których oczekiwano by od przywódcy państwa, przeżywającego głęboki kryzys. Nasunęło to wielu Nigeryjczykom pytania czy Buhari jest odpowiednim człowiekiem na stanowisku prezydenta, czy nadaje się, by rządzić.

Nie mieli podobnych wątpliwości gdy wiosną 2015 roku wybierali do na prezydenta. Buhari, emerytowany generał i wojskowy dyktator w latach 1981-1983, znany z uczciwości, skromności i stanowczości, obiecywał gruntowne zmiany, rozprawienie się z korupcją i dżihadystami z Boko Haram, postawienie na nogi gospodarki.

Ale dwa lata rządów Buhariego przyniosły Nigeryjczykom tylko rozczarowania. Nigeryjskie wojsko z ogromnym trudem odebrało Boko Haram kontrolowane przez nich ziemie, ale dżihadyści wciąż dokonują zamachów bombowych i organizują zasadzki. Wznawiając zaś w zeszłym roku ataki separatyści z Delty Nigru, naftowego zagłębia, doprowadzili do tego, że Nigeria straciła na rzecz Angoli tytuł największego producenta ropy naftowej na południe od Sahary.

Spadek wydobycia ropy, a zwłaszcza spadek o połowę jej cen na światowych rynkach sprawiły, że całkowicie zależna od petrodolarów nigeryjska gospodarka po raz pierwszy od ćwierć wieku w zeszłym roku wpadła w recesję. Z miesiąca na miesiąc rośnie inflacja i drożyzna.

Choroby i nieobecności prezydenta spowodowały, że w rządzącej partii dochodzi do frakcyjnych wojen. Choć większość przyczyn kryzysu było niezależnych od Buhariego, zbiegł się on jednak z jego prezydenturą i sprawił, że coraz większa liczba Nigeryjczyków czuje się swoim prezydentem rozczarowana.

Na wieść o nowej niedyspozycji prezydenta i jego nieobecności w pracy, kilkunastu znanych i szanowanych w Nigerii intelektualistów wystosowało do niego list otwarty, w którym zażądali do Buhariego, by niezwłocznie wziął kolejny urlop lekarski, zajął się swoim zdrowiem, a sprawy państwa przekazał swojemu zastępcy Osinbajo.

Nigeryjczycy niepokoją się stanem zdrowia Buhariego, także dlatego, że dobrze pamiętają chaos, jaki nastąpił po śmierci jednego z jego poprzedników, który umarł sprawując urząd. Prezydent Umaru Yar’Adua (2007-2010) też zapewniał, że czuje się świetnie gdy w 2009 roku wyjeżdżał na krótki odpoczynek i leczenie do Arabii Saudyjskiej. Kiedy jego nieobecność przedłużyła się do ponad trzech miesięcy, nigeryjski Senat ogłosił, że w powodu choroby nie jest w stanie sprawować władzy i na tymczasowego prezydenta zaprzysiągł wiceprezydenta Goodlucka Jonathana; to jego w 2015 roku Buhari pokonał w wyborach. Pod koniec lutego 2010 roku Yar’Adua wrócił w końcu do kraju, ale nie już nie na fotel prezydenta, a w maju zmarł.