W renomowanym czasopiśmie medycznym „The Lancet” opublikowano niedawno alarmujący artykuł. W zawarte w nim dane wręcz trudno uwierzyć. Otóż długotrwałe badania brytyjskich i amerykańskich uczonych wykazały, że zapoczątkowany w 2008 r. światowy kryzys finansowy spowodował do końca 2015 r. przedwczesną śmierć 260 tys. ludzi na świecie, w tym aż 160 tys. w samej Europie.
Autorzy ubolewają, że fakt ten przeszedł całkowicie niezauważony przez europejskie media, które przez lata były skoncentrowane na sprawie pomocy dla zagrożonych banków i ratowaniu gospodarki Grecji. Zdrowiem społeczeństw stojących w obliczu bankructwa instytucji finansowych, zagrożeń dla systemów emerytalnych i drastycznych obniżek realnych dochodów nikt się natomiast nie interesował. A nie jest przecież tajemnicą, że istnieje silna korelacja sytuacji ekonomicznej ze zdrowiem społeczeństwa.
Dobrą ilustracją jest zachorowalność na nowotwory. Na świecie na różne rodzaje raka umiera rocznie około 8,2 mln osób, 14 mln zaś zapada na tę chorobę. Postępy w leczeniu onkologicznym są znaczące. Rozwój wielu rodzajów chorób nowotworowych można dzisiaj skutecznie powstrzymywać. Tyle że skuteczne terapie drogo kosztują. A to z kolei w wielu krajach dotyka osób niemających pracy, a zwłaszcza ludzi pozbawionych jakiejkolwiek formy ubezpieczenia. W takich przypadkach diagnoza jest opóźniona, niemożliwe staje się zastosowanie najskuteczniejszych metod terapii. W ekstremalnych sytuacjach prowadzi to do dramatycznych konsekwencji. W niektórych krajach utrata pracy prowadzi często do utraty życia.
W dodatku, jak twierdzą autorzy wspomnianego artykułu, kłopoty egzystencjalne w istotnym stopniu zwiększają zachorowalność na inne choroby. Wiele mówi w tej sprawie przykład Grecji. W ciągu pierwszych trzech lat kryzysu bezrobocie wzrosło tam dwuipółkrotnie, a środki budżetowe przeznaczone na ochronę zdrowia zmalały o przeszło jedną trzecią. Miało to dramatyczne konsekwencje. W tym krótkim okresie śmiertelność dzieci wzrosła o 40 proc., liczba nieleczonych chorób wzrosła o 50 proc., a w aptekach zabrakło ponad 500 leków ważnych dla zdrowia i życia, co z pewnością miało olbrzymie, choć trudne do precyzyjnej oceny konsekwencje.
Przykładowo w maju 2010 r. 50 tys. diabetyków zostało nagle pozbawionych insuliny, na południu kraju pojawiła się od dawna już niewystępująca w Europie epidemia malarii, a brak środków na program walki z AIDS spowodował drastyczny wzrost zakażeń wirusem HIV. Konsekwencją tych kłopotów były liczne samobójstwa. Ich liczba w ciągu trzech lat wzrosła o ponad 20 proc.
Problemy dotknęły także kraje bogate. Na przykład w Wielkiej Brytanii w latach kryzysu finansowego odnotowywano wzrost liczby samobójstw o około 1000 przypadków rocznie. W Stanach Zjednoczonych poważne symptomy depresji zdiagnozowano w latach 2009–2010 u 3,5 proc. dorosłych obywateli, co oznacza wzrost o ponad 50 proc. w stosunku do sytuacji sprzed pięciu lat. Jedna trzecia Amerykanów twierdzi, że sytuacja gospodarcza z początków drugiej dekady obecnego wieku w istotny sposób wpłynęła na pogorszenie się ich stanu zdrowia. Jedna czwarta zadeklarowała zaś, że przez kryzys musiała wziąć kredyt na kontynuację leczenia.
Na szczęście są jednak także przykłady wskazujące na możliwość skutecznego przeciwstawiania się problemom tego typu. W Szwecji poważny kryzys z początków lat 90. poprzedniego stulecia nie spowodował żadnych zdrowotnych kłopotów mieszkańców, co przypisuje się niezwykle aktywnemu w tym czasie zaangażowaniu państwa w znajdowanie pracy dla bezrobotnych. W Islandii natomiast, poważnie dotkniętej kryzysem lat 2007–2010, negatywne konsekwencje zażegnano, znacznie zwiększając w tym okresie wydatki na ochronę zdrowia, wbrew wymuszonym ograniczeniom w innych sektorach życia publicznego.
Można przyjąć za pewnik, że sytuacja ekonomiczna w kraju i towarzysząca jej atmosfera tworzona przez media mają istotny wpływ na zdrowie obywateli. Mniej oczywista jest zależność odwrotna – wpływ zdrowia na gospodarkę. A jest on olbrzymi. Według Banku Światowego 50 proc. różnicy w tempie wzrostu gospodarczego między krajami bogatymi a biednymi można przypisać różnicom w stanie zdrowia społeczeństwa i długości życia mieszkańców. Czym zdrowsze jest bowiem społeczeństwo, tym bardziej efektywna praca obywateli, większy odsetek pracujących, mniejsze kłopoty z dbałością o wychowanie dzieci. Choć uwaga: choroby cywilizacyjne bogatych społeczeństw mogą niebawem zniwelować te przewagi. Już dzisiaj więcej osób na świecie umiera z nadmiernej otyłości niż z głodu.
W konkluzji powiedzmy, że podwyższanie wydatków na ochronę zdrowia, obok oczywistej empatii dla cierpiących, służy w końcowym efekcie nam wszystkim, także tym (jeszcze) zupełnie zdrowym. Przy czym wydatki te muszą być oczywiście powiązane ze skutecznymi metodami zdrowotnej prewencji i efektywnością całego systemu niesienia pomocy potrzebującym. Wśród wielu wyzwań, przed którymi stoi nowoczesne społeczeństwo, to chyba jest największe.
Światowa recesja, która miała początek w 2008 r., przyczyniła się rzekomo do śmierci 260 tys. osób