Premier Donald Tusk zdecydowanie wkracza w kampanię Bronisława Komorowskiego. Proponuje wyborcom kontrakt: jeśli marszałek nie sprawdzi się jako prezydent, weźmiecie moją głowę.
Układanie się z elektoratem to zasadniczy element strategii Platformy na czas przed drugą turą wyborów. Teraz nacisk zostaje położony na pozytywny przekaz: tylko Bronek i Donek mogą razem zmienić Polskę. Nie ma mowy o monopolu władzy, chodzi o dobro kraju.
Taki spójny wizerunek obu polityków będzie teraz konsekwentnie prezentowany do 4 lipca. A Straszenie Jarosławem Kaczyńskim zostaje odłożone na drugi plan.
– Będziemy podkreślać zalety marszałka. Nie będzie czarnego PR ani zaostrzania kampanii. Obawy sztabu Kaczyńskiego są bezpodstawne. Nie będzie też oferty dla Napieralskiego, o jakiej mówił Janusz Palikot – zapewnia „DGP” Jarosław Gowin.
Jednak układ z wyborcami pod hasłem „dajcie nam trochę czasu” ma obowiązywać dłużej, aż do czasu wyborów parlamentarnych. Przez ten okres rząd zapowiada przeprowadzenie reform kluczowych dla Polski z punktu widzenia kryzysu europejskiego. – Bardzo pokornie prosimy o ten rok spokoju. Jeśli się okaże, że ten pozytywny układ Komorowski – Tusk – Pawlak zawiedzie, to za rok Polacy mogą nas pogonić – mówił wczoraj premier.

Twardy przeciwnik

Platforma liczy na to, że pozytywny przekaz i umiarkowany ton dysputy uda się jej utrzymać także podczas debat wyborczych, które czekają kandydatów w przyszłym tygodniu. Gorączkowe targi między sztabami wyborczymi dały w końcu rezultat i wczoraj uzgodniono, że pierwsze starcie odbędzie się w tę niedzielę. Jak zapowiadają sztabowcy kandydata PO, Komorowski będzie do niego starannie przygotowany. Zdają sobie bowiem sprawę z tego, że Jarosław Kaczyński to twardy przeciwnik: jest dobrym, logicznym i konsekwentnym mówcą. W dodatku lider PiS ma doświadczenie premierowskie, co daje w takim pojedynku przewagę. Ale nie jest nie do pobicia, bo i on ma na swoim koncie porażki: to właśnie podczas debaty Tusk – Kaczyński w 2007 roku posypała się strategia wyborcza PiS.
Inna sprawa, że i sztabowcy Kaczyńskiego też na pewno wyciągnęli z tego wnioski.



Według osób z otoczenia Komorowskiego działania samego kandydata i jego patrona, premiera Tuska, to tylko połowa sukcesu. Dlatego po pierwszej turze w PO obowiązuje zasada „wszystkie ręce na pokład”.

Totalna mobilizacja w partii

Zaraz po ogłoszeniu wyników sztabowcy zaczęli analizować – miasto po mieście, gmina po gminie – jak się rozkładały głosy wyborców. Teraz są z tego wyciągane wnioski. Mobilizuje się wszystkich działaczy i sympatyków Platformy, aby wyruszyli w teren. Z uśmiechami na twarzach i ulotkami w dłoniach mają się udać do miast, wsi i miasteczek, by przekonywać nieprzekonanych. W tej akcji liczą się zwłaszcza politycy o znanych twarzach.
– Wręczamy ulotkę Bronisława Komorowskiego i prosimy o głos. Tłumaczymy, dlaczego warto na niego zagłosować – opowiada poseł Platformy Maciej Orzechowski. Działacze PO do przyszłego piątku mogą zastukać nawet do 3 – 4 milionów mieszkań.
Ta mobilizacja oznacza też odłożenie na później wewnątrzpartyjnych sporów. Do wczoraj nad PO wisiała groźba wojny o władzę – i to w samym środku kampanii Komorowskiego. Na sobotniej konwencji, w której uczestniczyć będzie 1300 członków Platformy, miano wybierać członków Rady Krajowej. A co ważniejsze, premier chciał przeforsować taką zmianę statutu, która wzmocniłaby jego władzę jako szefa partii, zaś osłabiła pozycję zarządu i sekretarza generalnego, czyli Grzegorza Schetyny.
Ale druga tura wyborów wszystko zmieniła i zamiast konwencji partyjnej będzie konwencja wyborcza. Jedynym rozstrzygnięciem będzie wybór Donalda Tuska na przewodniczącego PO. Na resztę będzie czas po wakacjach.