Danny Jordaan twierdzi, że RPA wyjdzie na mistrzostwach świata lepiej niż Pekin na igrzyskach
Futbolowa gorączka przy dźwiękach wuwuzele rozlała się na cały świat, a Danny Jordaan nazywany też „Mr 2010” może wreszcie odetchnąć.
To moment, na który charyzmatyczny szef komitetu organizacyjnego mistrzostw świata w RPA pracował długie 16 lat.
Ruszające dziś mistrzostwa świata w piłce nożnej, pierwsze na kontynencie afrykańskim, pod względem historycznej doniosłości porównywane są z uwolnieniem Nelsona Mandeli. To symboliczne ukoronowanie życia i kariery człowieka, który polityczne szlify zdobywał jako aktywista antyrasistowski.
Kiedy przyszedł na świat 58 lat temu w czarnej dzielnicy Port Elizabeth, nawet nie marzył, że tuż obok powstanie stadion, na którym będzie rozgrywany jego mundial. Stadion w Port Elizabeth z dachem przypominającym płatki słonecznika to jeden z dziesięciu obiektów, na które RPA wydała 2 mld dol. A to nawet nie jest połowa środków, które państwo zainwestowało w organizację jednych z najdroższych mistrzostw świata w historii.
Mundial porywa wyobraźnię. Ale nie chodzi tylko o futbol – ta impreza ma zmienić RPA, dać impuls do ekonomicznego rozwoju w kraju, gdzie duża część populacji wciąż nie ma dostępu do podstawowych urządzeń sanitarnych. W to, że mistrzostwa mają taką moc, święcie wierzy każdy obywatel. Podobnie jak w to, że przeraźliwy ryk wuwuzele, gdy grają Bafana Bafana, zsyła na nich dobre duchy.
– Kiedy spytasz kogokolwiek na ulicy o mundial, pierwszą reakcją jest uśmiech. Momentalnie wypinają pierś – mówi Jordaan.
Paradoksalnie człowiek, który przekonał świat, że RPA uniesie to wyzwanie, jeszcze w latach 60. zrobił wiele, aby wielki sport z południowoafrykańskiej ziemi wyrzucić. Na studiach był członkiem organizacji Steve’a Biko sprzeciwiającej się apartheidowi. Został członkiem Południowoafrykańskiej Rady Sportu, która promowała hasło „No normal sport for abnormal society” i skutecznie działała na rzecz wykluczenia rasistowskiego państwa z międzynarodowych federacji – w tym FIFA.
Sam przez kilka lat był zawodowym piłkarzem, ale jako kolorowy nie mógł zagrać w reprezentacji. – W ogóle nie byłem uważany za obywatela, pierwszy raz głosowałem, kiedy miałem 42 lata – mówił Jordaan.
Właśnie po pierwszych demokratycznych wyborach w RPA w 1994 roku został członkiem parlamentu. Zrezygnował z funkcji po trzech latach, aby zostać szefem federacji piłkarskiej (SAFA). Niezwłocznie rozpoczął starania o prawo do organizacji mundialu – pierwszy raz przegrał o włos z Niemcami. Jako zaprawiony w bojach polityk wiedział, że pomóc może mu poparcie Seppa Blattera starającego się o reelekcję na stanowisku prezydenta FIFA.
Mistrzostwa świata Jordaan podzielił na 624 projekty – odpowiedź na pytania o to, jak zamierza poradzić sobie z gigantyczną przestępczością, wcale nie należała do najbardziej skomplikowanych. W wywiadach, o jakie zabiegali niezliczeni dziennikarze, lubi wyliczać sukcesy.
– Szybka kolej w Johannesburgu, nowe lotnisko w Durbanie. Zbudowano je w 15 miesięcy, a dyskutowano o nim przez 15 lat – mówi.
Według niego na mundialu RPA wyjdzie lepiej niż Pekin na igrzyskach.