Najbliższe 10 miesięcy będzie czasem nerwowego wyczekiwania na wyniki kilku wyborów. Kluczowe znaczenie mają wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne w Niemczech. Ważne będzie także referendum konstytucyjne we Włoszech. Porażka premiera Mattea Renziego może wpędzić Włochy w głęboki kryzys polityczny i ekonomiczny, a to może doprowadzić do wypchnięcia kraju z eurostrefy. Pilnie obserwowana powinna być też Austria, gdzie skrajna prawica może zdobyć urząd głowy państwa. To swoiste laboratorium Europy. Ten kraj jest jednocześnie Europą Zachodnią i Środkową.



Debata o przyszłości UE i europejskiej demokracji już teraz toczy się wokół trzech tematów: imigracji, tożsamości i globalizacji. Wszystkie te hasła do tej pory uosabiały w jakiejś mierze sukces Unii i jej atrakcyjność dla reszty świata, miękką siłę, na której wzorowały się inne kontynenty. UE przez dekady pokazywała, że tożsamość narodową można połączyć z otwartością na sąsiadów. Bycie Francuzem i Europejczykiem było możliwe, bycie Niemcem i Europejczykiem – pożądane, a bycie Polakiem i Europejczykiem wydawało się trwałym zakotwiczeniem powikłanego polskiego losu w bezpiecznym europejskim porcie.
Kraje UE swoją otwartością na imigrację pokazywały, że nowoczesne, rozwinięte społeczeństwa są już na tyle posthistoryczne, że chętnie zaproszą do siebie ludzi spoza Europy i zaoferują im uczestnictwo w dobrobycie w zamian za mniej lub bardziej zaawansowaną integrację i asymilację. Powód przyjęcia licznych imigrantów był często prozaiczny. W RFN powojenny cud gospodarczy wymagał dodatkowych rąk do pracy, a z powodu muru berlińskiego i żelaznej kurtyny nie można ich było ściągnąć z Europy Wschodniej (z wyjątkiem Jugosławii). Dlatego sięgnięto do prozachodniej wtedy Turcji.
Po II wojnie światowej, wraz z szybkim rozwojem gospodarczym i zniwelowaniem różnic w poziomie życia w Europie Zachodniej, upowszechniła się migracja wewnątrzeuropejska. Dziesiątki tysięcy Brytyjczyków i Niemców osiedlało się w Hiszpanii i Włoszech, a dziesiątki tysięcy Hiszpanów i Włochów szukało pracy w bogatszej Europie Północnej. Ten model po wielkim rozszerzeniu Unii w 2004 r. zastosowano wobec krajów naszego regionu. Ale niemal natychmiast w Europie Zachodniej zaczęła narastać niechęć wobec wschodnich Europejczyków. Imigracja rozumiana jako otwartość rynku pracy na pracowników z UE trafiła na mieliznę.
Pierwsi przeciwko „polskiemu hydraulikowi” zaprotestowali Francuzi i Holendrzy w zapomnianych nieco i przegranych przez zwolenników integracji UE referendach konstytucyjnych. Kilka lat później masowy napływ Polaków i Rumunów na Wyspy Brytyjskie obudził i tak silne resentymenty antyunijne, a wrogość wobec swobody przepływu osób – jak nazywano imigrację ze wschodniej części kontynentu – stała się paliwem ideologicznym kampanii na rzecz opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. Trwałym skutkiem brexitu będzie na dodatek wprowadzenie takich mechanizmów przez bogatsze państwa Unii, które pozwolą im zatrzymywać osiedlanie się obywateli z naszego regionu. To na razie tylko perspektywa, ale bądźmy pewni, że ktoś prędzej czy później użyje takiego hamulca wobec nas lub naszych sąsiadów.
Model współpracy ponadpaństwowej pasował do rozwoju gospodarki światowej w ramach globalizacji. Do lat 70. funkcjonowała mała globalizacja oparta na państwach Zachodu lub blisko związanych z Zachodem. Na przełomie lat 70. i 80. do globalizacji dołączyły Korea Płd., Tajwan oraz komunistyczne Chiny, które otworzyły się na zachodni kapitał i zdecydowały dołączyć do rozwiniętego świata. W latach 80. ogromny skok technologiczny oraz wzorowany na państwach anglosaskich model liberalizmu ekonomicznego przyczyniły się do błyskawicznego postępu globalizacji, a po upadku komunizmu światowa gospodarka rozwijała się już bez skrępowania na całym globie. Koniec historii wydawał się oczywisty.
Aż nastąpił moment po kryzysie lat 2008–2009, od którego wiele zaczęło się zmieniać. I od którego w państwach zachodnich podejście do tożsamości, imigracji i globalizacji poddano nowej ocenie, a wszystkie te hasła zostały poddane weryfikacji przez wyborców, elity polityczne i opiniotwórcze. Pytanie: „Kim jesteśmy?”, w drugiej dekadzie XXI w. padało z wielką siłą we Francji, w Wielkiej Brytanii, Polsce czy Niemczech. Kanclerz Angela Merkel, tłumacząc się z krytykowanej polityki imigracyjnej, zapowiada, że zagwarantuje, iż „Niemcy pozostaną Niemcami”. Bawarscy konserwatyści otwarcie mówią, że kultura niemiecka to kultura zachodnia i judeochrześcijańska, a we francuskiej debacie prezydenckiej tożsamość Francji i Francuzów jest nierzadko omawiana częściej niż kwestie bezrobocia i wzrostu gospodarczego.
Prawica i skrajna prawica francuska, które najprawdopodobniej pokonają lewicę, bronią dzisiaj świeckości jako kolejnego elementu tożsamości państwa, obok wolności, równości i braterstwa. Dzisiaj świeckość jest definiowana jako zapora przeciw rzekomej islamizacji lub realnemu zagrożeniu atakami ze strony rodzimych dżihadystów. Niepodległość i odrębność wobec UE oraz Francji i Niemiec to z kolei hasło zwycięzców brytyjskiego referendum. Kolejne pytanie – „Kto może do nas przyjechać?” – to kolejny element nowego dyskursu. Czy świat zachodni pozostanie zachodni, jeśli w jego granicach swobodnie będą się osiedlać ludzie innych kultur? W USA w kampanii prezydenckiej wróciła nawet kwestia, czy państwo zachowa swój dotychczasowy charakter, jeśli za pokolenie czy dwa przewagę zdobędą obywatele o korzeniach latynoskich.
I do tego wszystkiego dochodzą wątpliwości wobec globalizacji. Nieograniczony i nieskrępowany rozwój gospodarczy, którego przejawem są wolny handel oraz znoszenie barier handlowych i inwestycyjnych, został zakwestionowany. Dzisiaj nie tylko Francuzi, zawsze niechętni globalizacji, ale i narody, które stworzyły wolny handel, jak Amerykanie, Brytyjczycy czy Holendrzy, chcą zablokowania globalizacji w obecnej wersji, bojąc się, że inne regiony świata, wykorzystując zachodnie doświadczenia, prześcigną w rozwoju Europę i Amerykę. Globalizacji bronią jeszcze nastawieni na szeroki eksport Niemcy, ale nie wiadomo, jak długo. Glo balizacja jest także kojarzona z utratą miejsc prac y na skutek digitalizacji i robotyzacji produkcji. Przez najbliższe miesiące, aż do września 2017 r., musimy bacznie obserwować, jak będzie prowadzona dyskusja o tożsamości, imigracji i globalizacji. Ta dyskusja będzie miała coraz większy wpływ także na nasz kraj.