Media wytykają Donaldowi Trumpowi, że mijał się z prawdą, zbyt często przerywał, krzyczał i miał niewiele do zaproponowania. Amerykańskie media są w zasadzie zgodne, że to Hillary Clinton wygrała poniedziałkową, pierwszą debatę prezydencką z Donaldem Trumpem. Nawet te sympatyzujące z republikanami przyznają, że kandydat tej partii był znacznie słabiej przygotowany, kilka razy dał się zepchnąć na tematy, w których gorzej się czuje, i nie wykorzystywał okazji do ataku.
Część prawicowych mediów zwraca wprawdzie uwagę na rolę moderatora, który ich zdaniem sprzyjał byłej pierwszej damie, ale nie był to najważniejszy czynnik decydujący o porażce Trumpa, bo główną winę ponosi on sam. Z drugiej strony, choć wszyscy podkreślają opanowanie i przygotowanie Clinton oraz to, że lepiej się zaprezentowała jako potencjalna głowa państwa, nie znaczy to, że jest ona kandydatką idealną. Nikt też nie stawia tezy, że wyścig do Białego Domu został już rozstrzygnięty na korzyść demokratów. Następna debata prezydencka odbędzie się 9 października, a wcześniej, w najbliższy poniedziałek, zmierzą się kandydaci na wiceprezydenta Tim Kaine i Mike Pence.
„Trump wyolbrzymiał swój sprzeciw wobec wojny w Iraku. Powiedział, że nie nazwał zmian klimatu oszustwem (nazwał), utrzymywał, że nie prowadzi negatywnej kampanii reklamowej wymierzonej w przeciwników (robi to) i pomniejszał rozmiar »bardzo niewielkiej pożyczki«, którą otrzymał od ojca (pożyczki – w liczbie mnogiej – według »The Wall Street Journal« »były ośmiocyfrowe«). Nieścisłości, wprowadzanie w błąd i oszustwa nie są niczym nowym dla republikańskiego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa. Ale poniedziałkowa debata w Hempstead była pierwszą prezydencką debatą w czasach nowożytnych, w której rządziła postprawda. Był to pojedynek dwojga kandydatów, którzy nie tylko nie zgadzali się co do faktów, ale także czy są one ważne (...). Czy to ma jednak jakieś znaczenie? Przy wszystkich nieprawdach Trumpa, to w przypadku Clinton są większe wątpliwości co do jej uczciwości”.
„»Debata« to wątpliwe słowo na określenie ćwiczenia, w którym kandydaci są zachęcani przez moderatora do tego, by w świetle reflektorów po kawałku wygłaszać swoje kampanijne przemówienia, gdy zegar odmierza sekundy, a każdy żart, szturchnięcie i zająknięcie służy temu, by ustalić wynik i ogłosić zwycięzcę. Ale gdy tylko jeden kandydat jest poważny, a drugi jest tępym łobuzem, ten termin traci jakiekolwiek znaczenie. W tym ćwiczeniu była fundamentalna asymetria, bo okropna prawda jest taka, że jeden z uczestników nie miał nic prawdziwego do zaproponowania. Stojąc na mównicy, przerywając, krzycząc, grając dłonią na niewidzialnym akordeonie, stosując obstrukcję, rzucając swoim zestawem słów – miejsca pracy i terroryzm, i NAFTA, i Chiny, i wszystko jest okropne – Trump powiedział mnóstwo”.
„Niespodzianką debaty było to, że Clinton przedstawiła wyborcom nowego Trumpa, którego mogą nie lubić. Trump prowadził kampanię jako populistyczny paladyn klasy pracującej. Ale Trump, którego Clinton opisała, był plutokratą, który pozostawia długi i zobowiązania wobec własnych pracowników. Przesunęła debatę w kierunku długiej dyskusji o tym, jak Trump stał się bogaty, i obróciła to, co on postrzega jako jeden ze swoich głównych atutów – smykałkę do interesów – w coś, co w dalszej części kampanii może być dużym obciążeniem (...). Jedno ważne starcie niekoniecznie rozstrzyga wynik wyborów. Ale to poniedziałkowe pokazało Trumpa, który był źle przygotowany, niezorganizowany, rozdrażniony i – o ironio! – w miarę, jak debata zmierzała do końca, coraz bardziej speszony i opadły z sił. Dokonana przez Clinton chłodna wiwisekcja przeciwnika przywróciła pewność jej zwolennikom i bez wątpienia wstrząsnęła wieloma wyborcami rozważającymi głosowanie na Trumpa”.
„Dwoje najbardziej niepopularnych kandydatów na prezydenta we współczesnej historii zmierzyło się w poniedziałek wieczorem podczas pierwszej debaty i najlepsze, co można o nich powiedzieć, to to, że sprostali oczekiwaniom. Hillary Clinton miała do zaoferowania nieustające ataki na biznesowy dorobek Donalda Trumpa i jego kwalifikacje do tego, by być prezydentem, ale nie przedstawiła wiele powodów, by wierzyć, że wydobędzie kraj z gospodarczej i psychologicznej bojaźni. Trump przedstawił argumenty na rzecz zmiany, ale w tak niezdarny sposób, że wyborcy muszą się zastanowić, czy wie on wystarczająco dużo o tym stanowisku. Nie ma większych wątpliwości, że Clinton wygrała (...). Przy wszystkich podstawowych słabościach Trumpa, pretendent zdobył jednak trochę punktów, przedstawiając Clinton jako architekta obecnego amerykańskiego marazmu. Najważniejsze pytanie tych wyborów brzmi, czy większość Amerykanów, którzy chcą zmiany, jest gotowa podjąć ryzyko związane z tym, że to Trump miałby ją przeprowadzić. Po poniedziałkowym wieczorze to pytanie pozostaje otwarte”.
„W poniedziałek Ameryka była świadkiem jednej z najbardziej bezwartościowych i infantylnych debat prezydenckich w swojej historii. Wysłuchawszy metafikcji Donalda Trumpa i starannie przypudrowanych ściem Hillary Clinton, wyborca pozostaje z pytaniem, czy woli idiokrację, czy kleptokrację. W każdym razie i Trump bardzo kłamał, i Hillary bardzo kłamała, chociaż ona robi to znacznie sprawniej i bardziej subtelnie, w kwestii stanowiska w sprawie handlu, podatków, odsetka zabójstw, NATO itd. Tyle że hasło »nasz kandydat kłamał mniej niż wasz« jest argumentem regularnie używanym przez oboje przeciwników. Biorąc to pod uwagę, stacje telewizje doszły chyba do konsensusu, że wygrała Clinton. Gdybym był zmuszony do wydania werdyktu, przypuszczalnie przyznałbym Hillary zwycięstwo na punkty. W dużej mierze dlatego, że Trump niepotrzebnie w drugiej połowie debaty zaczął bić sam siebie”.
„Podczas debaty z ubiegłej nocy, tak samo jak przy innych okazjach, Donald Trump pokazał, że nie jest zainteresowany robieniem rzeczy w normalny sposób. Jest za to zainteresowany mówieniem bez sensu, odpowiedziami często niezgodnymi z faktami, dziesiątkami przypadków przerywania przeciwnikowi oraz moderatorowi i alarmująco słabym rozeznaniem w sprawach publicznych, przez co zamienił debatę w wyścig niszczenia rozumu. Poproszony o ustosunkowanie się do zarzutów wysuniętych przez przeciwniczkę, po prostu zaprzeczył, że powiedział rzeczy, które w rzeczywistości powiedział. Debata jest doświadczeniem podnoszącym ciśnienie, wyzwaniem intelektualnym i emocjonalnym. Ale tak samo jest z prezydenturą. Jeśli Trump nie może przygotować się do 90-minutowego starcia – i pokazać trochę kompetencji, spójności i dobrych manier – trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób dorośnie do kompleksowego zadania, jakim jest kierowanie najpotężniejszym państwem na świecie”.
„Jedynym zadaniem Hillary Clinton w pierwszej debacie było rozbudzenie ekscytacji ludzi jej kandydaturą i zmniejszenie towarzyszącego jej »deficytu entuzjazmu«. Tego nie zrobiła, ale zdołała przedstawić swojego przeciwnika jako nieprzygotowanego i nieskoncentrowanego. Jedyną ambicją Donalda Trumpa było przekonanie amerykańskich wyborców, że jest materiałem na prezydenta, a nie potworem, jakim przedstawiają go Hillary Clinton i media. Niewiele zabrakło. Bez wątpienia Trump miał łatwiejsze zadanie. Jednak miał przeciwko sobie nie tylko rywalkę, ale także moderatora Lestera Holta. Holt raz za razem podsuwał Hillary tematy, którymi mogła atakować Trumpa, w tym te będące w centrum jej kampanii. W pełni wykorzystała tę możliwość”.