W dwa lata po katastrofie lotniczej w Topolowie nieopodal Częstochowy prokuratorskie śledztwo w tej sprawie pozostaje zawieszone. Prokuratura czeka m.in. na zwrot niektórych dowodów – elementów samolotu wysłanych do badań w Stanach Zjednoczonych.

W katastrofie samolotu używanego przez prywatną szkołę spadochronową 5 lipca 2014 r. zginęło 11 osób, ocalała jedna. Śledztwo pod kątem przestępstwa nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Równoległe postępowanie – we współpracy ze śledczymi – prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL).

Jak poinformował PAP we wtorek prok. Robert Wypych z częstochowskiej prokuratury, tamtejsze śledztwo zostało zawieszone na przełomie 2015 r. i 2016 r., przede wszystkim wobec udostępnienia części dowodów PKBWL. Prokurator wykonał już w zdecydowaną większość czynności procesowych, które powinien był w tej sprawie przeprowadzić – m.in. przesłuchał świadków i zabezpieczył dowody.

„Część tych dowodów wypożyczono PKBWL, która działa autonomicznie, ale współpracuje z prokuraturą – i ma prawo do tych dowodów. To m.in. silniki i inne istotne części wraku samolotu, które zostały przesłane do Stanów Zjednoczonych. Z tego co wiemy, w nieodległym czasie mają zostać zwrócone prokuratorowi. Kiedy to nastąpi, prokurator będzie mógł wznowić postępowanie” - wyjaśnił prok. Wypych.

Wówczas powołanym przez prokuraturę biegłym powierzone zostanie sporządzenie już kompleksowej opinii dotyczącej katastrofy – obejmującej m.in. stan techniczny samolotu, jakość paliwa, kwestie pilotażu. Prokuratura zapewne skorzysta też z opinii, którą dla swoich potrzeb przygotuje PKBWL, a także z raportu, który będzie wieńczył postępowanie tej instytucji.

Samolot Piper PA 31P Navajo o znakach N11WB wystartował 5 lipca 2014 r. ok. godz. 16 z lądowiska w Rudnikach koło Częstochowy, by zrzucić spadochroniarzy. Był to ósmy lot samolotu tego dnia. Na pokładzie, oprócz pilota, znajdowało się jedenaścioro pasażerów.

Śledczy już wkrótce po wypadku podejrzewali, że szkoła spadochronowa „Omega" z siedzibą w woj. podkarpackim, oprócz właściwego paliwa lotniczego, mogła tankować samolot 98-oktanowym paliwem samochodowym. W postępowaniu zostało to potwierdzone; następnym krokiem było ustalenie, czy w i jaki sposób mogło to mieć wpływ na pracę silników przed katastrofą.

Wątek paliwa jest częścią prac w jednym z trzech wątków śledztwa. Uwzględniają one możliwości: awarii maszyny, błędu ludzkiego oraz nieprawidłowości przy organizacji i kontroli lotu.

Pierwsza z nich dotyczy przede wszystkim hipotezy awarii silników. Z ustaleń służb wynikało m.in., że w chwili katastrofy nie pracował lewy silnik maszyny (eksperci mieli też wątpliwości co do prawego). Problemy z silnikami specjaliści (wśród nich biegły prokuratury) wyjaśniali, analizując je, a także obsługujący je osprzęt, w warunkach laboratoryjnych.

Druga wersja dotyczy błędu pilota - mimo awarii jednego silnika, nadal powinna bowiem istnieć możliwość bezpiecznego sprowadzenia samolotu tego typu na ziemię.

Wątek dotyczący nieprawidłowości przy organizacji lotów został rozdzielony na dwie wersje. Poza kwestią związaną ze stosowanym przez szkołę paliwem, badano m.in. kwestię obciążenia samolotu – przy wysokiej temperaturze.

Specjaliści PKBWL wskazywali m.in., że bezpośrednio przed katastrofą samolot leciał na wysokości ok. 100 m, a powinien znajdować się 200-300 m wyżej. Jak sygnalizowali, możliwe że wpływ na to miała wysoka tego dnia temperatura (wpływająca m.in. na sprawność silników i na pogorszenie aerodynamiki).

Po katastrofie m.in. zabezpieczono do badań elementy wraku samolotu. Na podstawie odczytu zabezpieczonych kamer przejrzano zapis lotów z 5 lipca 2014 r., w tym zapis przygotowania i fazy startu do ósmego lotu. Nie udało się odczytać nagrania z kamery, która znajdowała się we wraku samolotu, wobec spalenia karty pamięci.

Zbadano też próbki paliwa z dystrybutora na lotnisku oraz zbiornika na samochodzie szkoły spadochronowej, z którego był tankowany samolot. Zabezpieczono dokumentację dotyczącą szkoły, lotniska oraz uczestników lotu. Przesłuchano łącznie ponad 100 osób, m.in. świadków zdarzenia i osoby mające wiedzę ws. działalności szkoły, remontów i przeglądów samolotu, organizacji skoków spadochronowych oraz funkcjonowania lotniska w Rudnikach.

Parę dni po katastrofie na pytania prokuratorów i przedstawiciela PKBWL odpowiadał 40-letni instruktor, który jako jedyny przeżył katastrofę. Według prokuratury opisał wówczas moment wypadku i okoliczności, które poprzedzały lot. Członkowie Komisji relacjonowali też część jego zeznań, z których wynika, że pilot przed katastrofą informował o awaryjnym lądowaniu, jednak wkrótce doszło do tzw. przeciągnięcia, czyli utraty siły nośnej i sterowności – przy niskiej prędkości i wobec innych czynników.

Samolot spadł 5 lipca w odległości ok. 3 km od lotniska w podczęstochowskich Rudnikach - w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. (PAP)