Niemcy wierzą, że wszyscy są równi wobec prawa i że kiedy ktoś popełni przestępstwo, dosięgnie go sprawiedliwość. Sytuacja, w której kobiety nie mogą spokojnie wrócić z nocy sylwestrowej, bo otaczają je i molestują, a nawet gwałcą bandy mężczyzn, wszystkich zaszokowała.
Po pierwsze, każda kobieta pomyślała, że to mogła być ona, a mężczyźni pomyśleli o swoich siostrach, córkach, żonach i partnerkach. Po drugie, dlatego że ze względu na poprawność polityczną władze policji, a za nimi również Kolonii i media unikały podania informacji, że niektórzy atakujący byli świeżo upieczonymi azylantami. Część Niemców straciła zaufanie do władz i mediów, na których do tej pory polegała. Fala oburzenia, jaką wywołały zdarzenia z Kolonii, to wyraz niepokoju, który narasta w kraju od kilku miesięcy. Czym innym jest dobrowolna pomoc w ośrodku dla uchodźców przy wydawaniu posiłków i odzieży, co tysiące Niemców robią w wolnym czasie, a czym innym jest konieczność ograniczenia poruszania się po ulicy, bo można zostać zaatakowanym, zmiana stylu życia.
Kiedy 31 sierpnia Angela Merkel powiedziała „damy radę” i postanowiła przyjąć wszystkich uchodźców, którzy chcą być w Niemczech, zapanowała euforia. Niemiecki tabloid „B.Z.” opublikował wydanie po arabsku, a berlińczycy, hamburczycy i mieszkańcy innych miast rzucili się do pomocy. Z balonikami, słodyczami i kanapkami w rękach witali wycieńczonych długą podróżą ludzi przyjeżdżających z Węgier, gdzie ich bito i grożono im aresztem.
Ta euforia już dawno minęła. Jak się okazało, nikt nie był przygotowany na taką liczbę uchodźców. Ciężar ich przyjęcia spadł na już i tak przeciążony federalny urząd ds. migracji i uchodźców oraz lokalne władze. W centrach miast, na dworcach i w parkach błąkają się grupy mężczyzn, którzy poza czekaniem na decyzję władz nie mają nic do roboty. Podobnie wygląda sytuacja w Sztokholmie i innych europejskich stolicach.
Nie ma jeszcze planu, jak zintegrować uchodźców. Ludzi, którzy w dużej mierze uciekli ze swoich ogarniętych wojną krajów właśnie po to, żeby zbudować sobie nowe, lepsze życie w Europie i wykazali największą determinację, żeby to zrobić, zamyka się w gettach XXI wieku, na byłym lotnisku Tempelhof w Berlinie, w opuszczonych supermarketach budowlanych, halach sportowych lub na kempingach na skraju miasta. Karmi się ich i poi, nie dając możliwości pracy, chociaż chcieliby ją podjąć. A najlepszym zapalnikiem zadymy jest nuda. Czekają na nich duże koncerny, ale żeby pracować, muszą znać język.
Nie wzięto też pod uwagę różnic kulturowych. Uchodźcy pochodzą z krajów, w których rola kobiety jest przedmiotowa i które w kwestii równouprawnienia są lata świetlne za Europą. Po zdarzeniach z Kolonii nagłówek jednej z tureckich gazet głosił: „Molestowanie z placu Taksim wyeksportowane do Niemiec”. Sceny z nocy sylwestrowej przypominały też zdarzenia z placu Tahrir w Kairze. Na to nie ma miejsca w Europie.
Zadaniem dla UE w 2016 roku będzie wielka próba integracji. Nie będzie łatwo, bo obecność uchodźców doprowadziła do podziałów na bardzo wielu poziomach, a zdarzenia z Kolonii tylko je umocniły. Z jednej strony jest to podział w Unii Europejskiej na kraje takie jak Niemcy czy Szwecja, które otworzyły swoje bramy, i konserwatywną Europę Wschodnią, która je jeszcze szczelniej zamknęła. Polska, Węgry i Czechy cieszą się, że to nie do nich chcą przybywać uchodźcy. Premier Słowacji Robert Fico postanowił nawet zrzucić winę na wszystkich muzułmanów i po prostu nie wpuszczać ich do kraju.
Jednak budowanie wielkiego muru lub kopanie fosy wokół granic Unii Europejskiej nie przyniesie żadnych skutków i nie zlikwiduje problemu. Uchodźcy dalej, być może z jeszcze większym narażeniem życia, będą szturmowali bramy Unii – aż do skutku. Jedynym sposobem, żeby temu zaradzić, jest naprawienie sytuacji na miejscu i zaprowadzenie dobrobytu w regionie. To wymagałoby konkretnych planów, być może narażenia się europejskim rolnikom poprzez zlikwidowanie dopłat do eksportu, tak żeby opłacalna stała się produkcja na miejscu. Jednak skacząc od problemu do problemu we własnym domu, nikt w Unii Europejskiej nie ma do tego głowy.
Z drugiej strony dokonał się podział wśród zwykłych ludzi. W Niemczech po atakach w Kolonii nasiliły się protesty – radykalnie nacjonalistycznego stowarzyszenia PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu) i partii Alternative für Deutschland, a z drugiej strony ludzi nadal popierających politykę otwartości wobec uchodźców. Protestują też kobiety, które boją się o swoją wolność i prawa. Przykładem, jak mocny jest ten konflikt, jest sama burmistrz Kolonii Henriette Reker, która jeszcze jako bezpartyjna kandydatka opowiadała się za przyjmowaniem uchodźców, za co została zaatakowana nożem podczas wiecu wyborczego w październiku. Teraz spotkała ją ostra krytyka za to, że doradziła kobietom trzymanie się na „odległość ręki” od potencjalnych napastników.
Wydaje się, że Angela Merkel, która decyzją o przyjęciu uchodźców w lecie być może uniknęła wojny na Bałkanach, przeszacowała możliwości swojego kraju. Jeżeli jej rząd nie zmieni kursu i nie uporządkuje sytuacji w kraju, dając obywatelom poczucie, że wszystko jest pod kontrolą, to nawet w najbardziej tolerancyjnym i otwartym kraju Unii, jakim okazały się Niemcy, może dojść do radykalizacji, której skutki będą nieprzewidywalne.
Poprawność polityczna ocenzurowała niemieckie media