O tym, że konformizm jest potrzebny, żeby społeczeństwo działało. Ale zbyt daleko posunięty prowadzi na skraj przepaści.
Człowiek bez własnego zdania, bez kręgosłupa, podporządkowujący się innym. Po prostu konformista. Nikt interesujący. A przecież dziś w cenie jest podkreślanie odrębności. Własne poglądy trzeba mieć. Sęk w tym, że i goniąc za nimi, łatwo wpaść... w sidła konformizmu. – Najbardziej jaskrawym przykładem jest kultura hipsterska. Polega ona właśnie na podkreślaniu oryginalności, nonkonformizmie. Z czasem jednak takie zachowania stają się normą grupową. Żeby więc do grupy należeć, trzeba się z nią utożsamiać. I tu wpadamy w konformizm – zauważa Dariusz Drążkowski z Instytutu Psychologii UAM.
Bo konformista to, najkrócej mówiąc, ten, który postępuje zgodnie z ogólnymi wzorcami zachowań społecznych. Jak pisał amerykański socjolog Robert Merton, konformizm zakłada akceptację zarówno celów społeczeństwa, jak i środków, którymi je realizuje. Konformistą jest więc ten, który akceptuje i realizuje normy prawne, moralne, obyczajowe, często rezygnując z tych, które początkowo wydawały się mu słuszne.
Jak w słynnym eksperymencie wykonanym przez Solomona Ascha, amerykańskiego psychologa, gdzie badani mieli porównać długość odcinków. Zadaniem było wskazać, który z przedstawionych – A, B czy C – jest najbardziej podobny do wzorcowego – X. Kiedy uczestnicy eksperymentu sami przystępowali do badania, bezbłędnie wskazywali odcinek C – był dokładnie tej samej długości co X. Asch postanowił sprawdzić, jak ocena ta się zmieni, kiedy do indywidualnej oceny dodamy wpływ grupy. Wynajął aktorów, których zadaniem było nie zgadzać się z racjonalną oceną. Badanego wprowadzano pojedynczo do grupy, w której poza nim było siedmiu aktorów. Okazało się, że pod ich wpływem aż dwie trzecie prawdziwych uczestników zmieniało zdanie, wskazując jako prawidłowy odcinek A lub B. Wcześniej 98 proc. uczestników badania stawiało na poprawną odpowiedź.
Ćwiczenie zastosowane przez Ascha w latach 50. było tylko eksperymentem. Z jego skutkami codziennie mierzymy się jednak w życiu społecznym. Konformizm to podstawa jego istnienia. Bez niego nie udałoby się nie tylko przetrwać, ale też wprowadzić żadnej istotnej zmiany.
– Konformizm jest przydatny wtedy, kiedy mamy za mało czasu na opracowanie własnego rozwiązania. Ułatwia podejmowanie decyzji, bo nie musimy się zastanawiać, co robić. To pozostałość naszej zwierzęcej natury, kiedy szybkie reagowanie mogło ocalić życie w sytuacji zagrożenia – tłumaczy dr Krystyna Doroszewicz, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Ale podporządkowanie się grupowym normom nie ogranicza się do tego, by wiedzieć, kiedy trzeba uciekać. – Pozwala zaspokoić jedną z podstawowych potrzeb człowieka – potrzebę przynależności. Jeśli wszyscy wyznają podobne normy, podobnie się zachowują, czują się w grupie bezpiecznie. Jej spójność jest zachowana. Osoba, która nie przestrzega tego kanonu, będzie z grupy wykluczana. Nie powinno więc dziwić nasze dążenie do jedności. Może je powodować już sam lęk przed izolacją – ta wszakże jest bardzo dotkliwą karą. Przecież więzienie dokładnie na tym polega – mówi Dariusz Drążkowski.
Jak wygląda izolowanie, w psychologicznym eksperymencie sprawdził inny amerykański badacz, Stanley Schachter. Tym razem cała grupa studentów była badanymi, a tylko jeden wynajęty aktor miał przypisaną scenariuszową rolę. Grupa miała przedyskutować, jakie środki zaradcze miała podjąć wobec nieletniego przestępcy. Aktor, który z nią pracował, nieustannie wypowiadał odmienne zdanie niż reszta zespołu. Początkowo studenci starali się z nim dyskutować. Później raczej ignorowano jego obecność. Na koniec eksperymentu każdego członka grupy poproszono o wskazanie, kogo wykluczyliby z następnej sesji. Większość głosów padała na aktora.
Konformizm jest kształtowany u nas już od małego. – Od narodzin w XIX w. szkoła – czy raczej system szkolny, bo istnieją przecież fantastyczne szkoły, świetne nauczycielki i znakomici nauczyciele – pełni przede wszystkim funkcję konformizującą. Jej najważniejszy przekaz wychowawczy brzmi: podporządkuj się, nie podskakuj, spełniaj wymogi – diagnozował w rozmowie z „Przeglądem” dr hab. Piotr Laskowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, współtwórca Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia w Warszawie. Ale promocja konformizmu sięga dużo dalej. Psychologowie zwracają uwagę, że już kulturowy obraz wygnania Adama i Ewy z raju był sankcją za sprzeciw wobec autorytetu. Pouczeniem, żeby przestrzegać określonych norm.
Zapracować na uznanie
Dobra opinia jest dla nas tak ważna, że jesteśmy w stanie zgodzić się z grupą, nawet jeśli sądzimy, że ta nie ma racji. Dokładnie tak, jak robili to badani w eksperymencie Ascha. – Żeby nie być negatywnie traktowanym, mówimy, że czarne jest białe, że podobał nam się film, który uważaliśmy dotąd za kiepski – wyjaśnia dr Doroszewicz.
Skłonność do konformizmu jest tym większa, im niższą pozycję człowiek zajmuje w hierarchii. Aby zostać przez grupę zaakceptowanym, musi się podporządkować. Wszelkie odstępstwa czy próby podważenia powszechnie obowiązujących sądów kończą się w najlepszym wypadku zwróceniem uwagi. W najgorszym – wykluczeniem ze społeczności. Im wyższy status, tym jednak niezależności w myśleniu więcej. Wraz z prestiżem i władzą jednostki w hierarchii grupowej rośnie tolerancja grupy na odmienność jej poglądów i zachowań. Grupa obdarza ją bowiem pewnym kredytem zaufania, a nawet sama przejmuje wprowadzane przez nią poglądy. Najłatwiej jest myśleć o tym zjawisku na przykładzie mody. Gdzie dla jednych szczególnie wyzywające ubranie jest ekstrawagancją, tam dla innych zaczyna się już bariera śmieszności. Tak samo jest z politycznymi przekazami dnia – im kto silniejszą pozycję posiada, tym bardziej niezgodnie z linią partii może się wypowiadać.
Badania pokazują, że kiedy ludzie uzmysławiają sobie własną śmiertelność, jeszcze chętniej podporządkowują się opiniom panującym w grupie
I o to właśnie chodzi, bo konformizm jest jedną z form wpływu społecznego. Z jednej strony polega na upodabnianiu się do grupy, z drugiej – na posłuszeństwie wobec autorytetu. Tę prawidłowość zaobserwowano nawet u małp, u których więzi społeczne są podobnie jak u ludzi niezwykle istotne. W jednym z amerykańskich eksperymentów psychologicznych nauczono młode osobniki, które ze względu na wiek zajmują niską pozycję w hierarchii stada, zjadać karmelizowaną pszenicę, której normalnie te zwierzęta nie ruszały. To, by ponad połowa małp z badanego stada zaczęła naśladować młodych, zajęło rok. W innej grupie postąpiono odwrotnie. Badacze nauczyli jeść pszenicę przewodnika stada. Wszystkie zwierzęta sięgnęły po nowy smakołyk już po czterech godzinach.
– Jeśli człowiek ma generalnie niską samoocenę, szybciej i łatwiej podporządkowuje się grupie. Także wychowanie polegające na wymuszaniu posłuszeństwa, akcentowaniu dyscypliny, skutkuje wytworzeniem się osobowości autorytarnej, szczególnie łatwym podporządkowaniem się autorytetom – dodaje prof. Urszula Jakubowska, psycholog polityczny z Instytutu Psychologii PAN.
Autorytet pomaga zwłaszcza w sytuacji niepewności i niedostatecznej wiedzy na temat problemu. Tak jak w czasie dyskusji wokół Trybunału Konstytucyjnego. O odwoływaniu i powoływaniu sędziów tak naprawdę dyskutowali ze sobą prawnicy. Nieprofesjonaliści byli zdani wyłącznie na to, co powiedzą eksperci (albo kosztowną czasowo inwestycję w naukę tematu).
– Podporządkowanie się autorytetom ma jednak również pozytywne konsekwencje. Ktoś za nas decyduje, nie musimy ponosić konsekwencji. Czujemy się komfortowo, wiemy, co mamy robić, sytuacja jest jasna. Norma podporządkowania się jest ważna, pełni funkcję adaptacyjną – zastrzega ekspertka. – Konformizm jest potrzebny. Jeśli ktoś się podporządkowuje normom grupowym z jednej strony, to z drugiej możemy powiedzieć, że dobrze współpracuje w grupie, jest lubiany. Jeśli w grupie nie ma odrębnego zdania, to oznacza, że jest spoista. Czyli przetrwa – mówi.
Grupa musi przetrwać
Asch i jego liczni naśladowcy wielokrotnie powtarzali eksperyment z długością odcinków. Badacze uznali, że poziom konformizmu w amerykańskim społeczeństwie nigdy już nie był tak wysoki jak w 1955 r., gdy eksperyment wykonano po raz pierwszy. Wówczas w Stanach Zjednoczonych poczucie zagrożenia wzbudzała groźba wojny ze Związkiem Radzieckim. – To zewnętrzne zagrożenie sprawia, że grupa staje się bardziej spójna, a konformistów przybywa – nie ma wątpliwości Dariusz Drążkowski.
Dlatego dziś, jego zdaniem, szczególnie łatwo zawalczyć o jednomyślność obywateli. Niepokój związany z wojnami na Bliskim Wschodzie i działalnością ISIS, kryzys imigrancki, zamachy w Paryżu przyczyniły się do bardzo dobrych wyników pierwszej tury wyborów regionalnych we Francji uzyskanych przez Front Narodowy (choć ostatecznie nie przyniosły zwycięstwa w kluczowych okręgach w wyborach lokalnych), który w normalnych warunkach prawdopodobnie nie miałby szans na podobne sukcesy. Ugrupowanie prowadzone przez Mariene Le Pen jako jeden z głównych tematów porusza „groźbę zalania Francji falą imigrantów”.
– Konformizm, zacieśnianie grupy obserwuje się zwłaszcza wtedy, kiedy pojawia się lęk przed śmiercią. Badania pokazują, że kiedy ludzie uzmysławiają sobie własną śmiertelność, jeszcze bardziej chętnie podporządkowują się opiniom panującym w grupie. Często stają się bardziej konserwatywni – przekonuje Drążkowski.
Jak pokazują badania opinii publicznej, także w Polsce stosunek do obcych pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Kiedy CBOS pytał we wrześniu o stosunek do przyjmowania uchodźców, 38 proc. uznawało, że nie powinniśmy tego robić. 56 proc. co prawda widziałoby ich w kraju, ale tylko do czasu, kiedy w ich rodzinnych stronach nie ucichną konflikty. To z kolei przekłada się na to, kogo wybieramy.
Konformizm bez zająknięcia wykorzystują nasi liderzy polityczni, pielęgnując podział na dwie Polski. Egzemplifikację mogliśmy obserwować w weekend 12–13 grudnia. W sobotę na ulice wyszły tłumy pod flagami Komitetu Obrony Demokracji. W kilkudziesięciotysięcznej manifestacji spotkali się przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości, dla których działania partii wokół Trybunału Konstytucyjnego były pogwałceniem demokratycznego porządku. Następnego dnia, z dokładnie odwrotnymi hasłami, tą samą trasą przeszli ci, którzy rząd popierają. Oba marsze miały swoich trybunów. W czasie pierwszego do demonstrantów mówili i Ryszard Petru, i Barbara Nowacka. W czasie drugiego – do walki przez głośniki zagrzewał Jarosław Kaczyński, lider PiS. Wszyscy wskazywali zagrożenie na zewnątrz swojego marszu. Budowali w ten sposób tożsamość i spójność grupy, które w przyszłości zmonetyzują w poparciu w wyborach. Bo, jak tłumaczył w rozmowie z Polskim Radiem dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog z UW, konformizm prowadzi do tego, że wyborcy wskazują przy urnach i w sondażach tę partię, która najczęściej pojawia się w mediach albo po prostu jest u władzy.
Podziałowi Polski sprzyjają nie tylko politycy, ale i dziennikarze. – Wiele osób się odżegnuje od konformizmu, ale mimo to jest konformistami. Kiedy bierze się do ręki większość gazet, nie znajdzie się w nich różnych opinii. Publicyści i dziennikarze krytykują wyłącznie drugą opcję, nie ma tam różnorodności spojrzenia – mówi dr Doroszewicz. – To jest zresztą bardzo ciekawe, że są całe gazety, które chcą się nazywać nonkonformistycznymi, a dziennikarze, którzy tam piszą, nigdy nie powiedzą o sobie, że są konformistami. Tymczasem dokładnie nimi są – dodaje, przekonując, że to samo dzieje się po obu stronach sporu.
Polskim problemem wydaje się to, że nie ma wśród nas autorytetu najwyższego, który mógłby pogodzić pod egidą wspólnych norm lub szacunku obie strony napędzanego przez partie konfliktu.
– Wydawałoby się, że taką rolę powinien mieć prezydent czy Trybunał Konstytucyjny. Ale autorytet trybunału jest sukcesywnie niszczony po to właśnie, żeby nie wszyscy uznawali odwołanie się do niego jako do urzędu o powszechnym uznaniu – mówi prof. Jakubowska. – Tymczasem takie instytucje są bardzo potrzebne w społeczeństwie. Jeżeli ktoś ma prawdziwy autorytet, to w sposób szybszy przełamuje kryzysy. Stąd szarganie osób, które sprawują określone urzędy państwowe, nie służy nikomu.
Procedury zamiast myślenia
Konformizm może dostarczyć nam gotową instrukcję życia, zastępując uległością chęć dokonywania wyboru. Niesie jednak wiele zagrożeń. Choćby takie, że członkowie społeczeństwa tracą zdolność do oceny rzeczywistych zjawisk. Tam, gdzie powinno zadziałać myślenie, wchodzą procedury i przepisy. Kontrola prawna, zamiast wspierać ład i stabilizację, przyczynia się do narastania chaosu w stosunkach między ludźmi. A to nie koniec. – Zagrożenia, które wzbudzają poczucie niepewności, mogą powodować wzrost wzajemnych uprzedzeń – ostrzega psycholog z UAM.
Zbyt daleko posunięty konformizm sprawia, że w pewnym momencie ludzie uwewnętrzniają przekonania, które mogą w zwykłych warunkach budzić wątpliwości. Których kiedyś by nie poparli, a teraz się pod nimi podpisują. Wszystko, by zachować jak największą spoistość grupy. Co może prowadzić do różnych negatywnych sytuacji w państwie. – Nazizm pokazał rolę, jaką w skrajnym przypadku odegrał konformizm. Niemcy znaleźli się w obliczu poważnego zagrożenia: kryzysu gospodarczego, deklasacji klasy średniej, ubóstwa, bankructwa. Raptem pojawił się wódz, który pokazał, jak tę sytuację można rozwiązać, wprowadził pakiet socjalny, uruchomił przemysł, zmniejszył bezrobocie, ludziom zaczęło się żyć lepiej. Uwierzyli, że ta ideologia jest słuszna. A im sytuacja zagrażająca jest trudniejsza, tym mocniejsze uruchamiają się ludziom mechanizmy obronne i nie dopuszczają do siebie żadnych informacji. Właśnie dlatego po drugiej wojnie światowej mieliśmy taką sytuację, że Niemcy mówili: a ja nie wiedziałem o Holokauście, nie wierzyłem w to – mówi prof. Jakubowska.
Konformizm jest przydatny wtedy, kiedy mamy za mało czasu na opracowanie własnego rozwiązania. Ułatwia działanie, bo nie musimy się zastanawiać, co robić
– Problemem jest bezrefleksyjny konformizm. Sytuacja podążania za normami, kiedy te normy są nieetyczne. Podobnemu zjawisku ulegamy w wielu sytuacjach. Zwłaszcza kiedy tracimy samoświadomość. Kiedy grupa jest spora, a związane z nią negatywne emocje bardzo silne – dodaje Dariusz Drążkiewicz z UAM. Jako przykład, zupełnie zresztą nieodległy, podaje sytuację, która w wakacje zdarzyła się w Toruniu. Jest koniec dnia pracy, ludzie wracają do domów. – Na jedynym moście stoi człowiek, który grozi, że skoczy. Policja blokuje przejazd, pojawiają się negocjatorzy. Sytuacja się przedłuża, wśród ludzi pojawia się frustracja, wysiadają z samochodów. Nagle spod mostu zaczynają krzyczeć: skocz! skocz! Normą w tym tłumie stało się prowokowanie tego mężczyzny do skoku. Nie zastanawiano się, że w efekcie straci życie – wspomina. – Takie zjawisko to nic nowego. W analizie podobnych przypadków okazało się, że w połowie z nich tłum namawia niedoszłego samobójcę do skoku. Tłum ma to do siebie, że pozwala na rozproszenie odpowiedzialności.
Szybkie rozprzestrzenianie się emocji w tłumie zostało nazwane przez Gustava Le Bona indukowaniem. Jeśli w tłumie dochodzi do indukowania strachu, może nastąpić wybuch paniki. W sytuacjach niejednoznacznych czy wobec zagrożenia, gdy ludzie nie mają dostatecznych informacji i robią to, co inni, ich działanie może być autodestrukcyjne.
Kiedy ktoś się wyłamuje, jego zachowanie może być przełomem. W negocjacjach często bywa tak, że pozornie wszyscy się zgadzają i jest już blisko osiągnięcia porozumienia. Jeśli przynajmniej jedna osoba zgłosi jednak wątpliwości, otwiera przed pozostałymi inne możliwości.
– Nie tylko większość ma wpływ na mniejszość, ale mniejszość może wywierać wpływ na większość. Wyniki badań pokazują, że ta mniejszość może narzucić swoje przekonania grupie, jeżeli w sposób konsekwentny i spójny je przedstawia. Kropla drąży skałę – przypomina prof. Jakubowska.