O tym, że nasze działania są wypadkową procesów uświadomionych i nieuświadomionych. I w ogromnym stopniu zdeterminowane poziomem różnych neurotransmiterów.
Karol Kot, seryjny morderca z Krakowa, za dwa zabójstwa, usiłowanie dziesięciu i cztery próby podpalenia został stracony w maju 1968 r. Nikt nie miał litości dla sadysty, który szczycił się tym, że pił krew ofiar, fantazjował o obcinaniu kobietom piersi i wyściełaniu nimi żołnierskich hełmów, by nie uciskały w głowę. Psychiatrzy stwierdzili, że jest poczytalny. Ale sekcja zwłok, którą wykonano po jego straceniu, wykazała rozległego guza mózgu. Więc może nie powinien zginąć, jeśli był chory.
To wielki dylemat, bo z jednej strony człowiek chory nie odpowiada za swoje zachowanie, z drugiej – społeczeństwo ma prawo się bronić przed osobnikami, którzy mu zagrażają. Wówczas nie znano tak zaawansowanych technik obrazowania mózgu jak dziś, więc lekarze nie byli w stanie stwierdzić, że jego czyny spowodowane są guzem i wynikającymi z jego obecności zaburzeniami w funkcjonowaniu tego organu. Gdyby mogli, to pewnie Kot dokonałby żywota w zakładzie psychiatrycznym. Bo ludzie cywilizowani nie zabijają chorych.
Pozostało
98%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama