Rola Ankary w rozwiązaniu konfliktu syryjskiego wzrosła jeszcze bardziej wraz z pojawieniem się na scenie Rosji. Kraj jest jednak sparaliżowany przez polityczny impas i wewnętrzny konflikt z Kurdami.
Zaangażowanie się Rosji w walki w Syrii skomplikowało sytuację w regionie. Moskwa chce przy pomocy interwencji osiągnąć jeden cel: mieć bezpośredni wpływ na kształt Bliskiego Wschodu po zakończeniu toczącej się od czterech lat wojny. Turcja przystąpiła do syryjskiego konfliktu ledwie w sierpniu, po zamachu bombowym przeprowadzonym przez Państwo Islamskie. Biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń, zaangażowanie kraju musi być maksymalne. Chwilowo jednak polityków w Ankarze zajmują bardziej sprawy wewnętrzne.
Przede wszystkim Turcja czeka na wynik wyborów, które zostały zarządzone na 1 listopada. Rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) liczy, że uda jej się odzyskać utraconą w czerwcowych wyborach większość parlamentarną, co doprowadziło do impasu politycznego. Owszem, AKP wciąż cieszy się 40-proc. poparciem, co jest wynikiem, którego pozazdrościłaby jej niejedna europejska partia. Problem polega jednak na tym, że nie różni się ono znacząco od odsetka głosów, jaki ugrupowanie zdobyło w trakcie czerwcowych wyborów (41 proc.). A to oznacza, że AKP wciąż może mieć kłopot ze zdobyciem większości bezwzględnej.
Zagrywka Kurdami
Prezydent Recep Tayyip Erdogan liczy, że do zwiększenia poparcia przyczyni się prowadzona przez siły rządowe kampania przeciw Kurdom. Problem w tym, że w ostatecznym rozrachunku może ona partii szkodzić. To właśnie Erdogan, kiedy jeszcze był premierem, zainicjował serię ukłonów w stronę kurdyjskiej mniejszości. Zezwolono wtedy m.in. na nadawanie audycji w języku kurdyjskim, a także na prowadzenie lekcji w tym języku w szkołach prywatnych. W efekcie w wyborach parlamentarnych w latach 2007 i 2011 AKP cieszyła się dużym poparciem wśród Kurdów, zgarniając 26 z 38 mandatów do zdobycia w zamieszkanych przez nich prowincjach Agri, Bitlis, Diyarbakir, Hakkâri, Mardin, Şirnak i Van.
Jednak kiedy Państwo Islamskie oblegało Ajn al-Arab leżące tuż przy granicy z Turcją miasto zamieszkane przez syryjskich Kurdów – prezydent Erdogan stwierdził, że to ośrodek bez znaczenia i uparcie odmawiał wsparcia walczącej tam ludności. W efekcie gromadzone przez AKP wśród kurdyjskiej ludności poparcie wyparowało. W czerwcowych wyborach w kurdyjskich prowincjach AKP uzyskała już tylko cztery mandaty. Resztę zgarnęła Ludowa Partia Demokratyczna, sojusz polityków kurdyjskich i działaczy lewicowych.
Dotychczasowa siła AKP, przekładająca się na wysokie poparcie, wynikała z dobrych wskaźników gospodarczych. Obecnie jednak gospodarka nie ma się najlepiej. W kraj uderzyła perspektywa podwyżek stóp procentowych przez amerykański bank centralny. Inwestorzy zaczęli masowo wycofywać kapitał z gospodarek rozwijających się, w tym z Turcji. Lira w stosunku do dolara straciła na wartości ponad 35 proc. Według sondażowni Metropoll, o ile w czerwcu – miesiącu wyborów parlamantarnych – 58 proc. Turków uważało, że gospodarka kraju jest słabo zarządzana, o tyle teraz odsetek ten wynosi już 65 proc.
Kampania przeciw Kurdom może także zniechęcić elektorat dotąd przychylny Erdoganowi, a nawet zwolenników interwencji. Ta bowiem z dnia na dzień staje się bardziej kosztowna – do tego stopnia, że niektórzy badacze tureckiej problematyki zastanawiają się, czy nie przerodzi się w wojnę domową. Władze w Ankarze mówią, że od 20 lipca do 28 września w starciach z siłami kurdyjskimi zginęło 135 policjantów i żołnierzy, a 278 zostało rannych. Tylko w dwóch zamachach bombowych 7 i 8 września Kurdowie zabili 30 policjantów i żołnierzy.
Odsunąć Al-Asada
– Ludzie chłodzą ciała zmarłych, używając worków z lodem, bo zabrania im się dokonać pochówków. Brakuje wody i żywności, a do tego obowiązuje zakaz opuszczania domów. Przypomina to Gazę albo Karbalę – opisywał na początku miesiąca sytuację w leżącym na południu kraju mieście Cizre lider Ludowej Partii Demokratycznej Selahattin Demirtaş. Miasto przez tydzień zostało przez wojska rządowe uznane za strefę specjalną, po czym odcięto je od świata.
Ankara nigdy nie ukrywała, że jej ostatecznym celem w Syrii jest odsunięcie od władzy prezydenta kraju Baszara al-Asada. Z tego względu kraj tak długo zwlekał z przystąpieniem do koalicji krajów walczących z Państwem Islamskim. W końcu jak długo islamiści atakowali wojska rządowe, tak długo osłabiali wewnętrzną pozycję prezydenta. Z tego też względu Ankara przymykała oczy na przedostających się przez granicę bojowników, którzy zasilali szeregi Państwa Islamskiego. Przystąpienie do koalicji było znakiem, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Jeśli politycy w Ankarze naprawdę chcą odsunięcia od władzy syryjskiego prezydenta, będą musieli teraz zainwestować w ten proces znacznie więcej niż dotychczas. Al-Asad zyskał bowiem w konflikcie potężnego sojusznika.