W obliczu dzisiejszych zagrożeń terrorystycznych i militarnych z jednej strony, a niedostatku przekonujących argumentów mogących zapobiec nasilającemu się eurosceptycyzmowi z drugiej nie dziwi, iż wielu europejskich polityków opowiada się za stworzeniem unijnych sił zbrojnych. Swą jednoznaczną wypowiedzią ożywioną dyskusję na ten temat odnowił niedawno szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, poparty wprawdzie przez niektórych unijnych polityków, ale znacznie szerzej ostro skrytykowany.

Wśród krytyków jako pierwszy podnoszony jest pogląd o utopijności pomysłu, szczególnie w momencie obecnego zaostrzenia sytuacji międzynarodowej. Pomysłu zgłoszonego w rzeczywistości już 60 lat temu i dyskutowanego od tego czasu parokrotnie – zawsze bez jakiegokolwiek rezultatu. Przecież stworzenie unijnych sił zbrojnych w obliczu ewidentnych niedoskonałości unijnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zaowocowałoby armią zdolną wyłącznie do, jak napisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, defilad z okazji świąt narodowych w unijnych stolicach. A źle przygotowany eksperyment ze wspólną unijną walutą powinien być ostrzeżeniem przed podejmowaniem nieprzemyślnych decyzji. Unia nie powinna marnować czasu na mrzonki dotyczące odległej przyszłości, lecz stawić czoła aktualnym zagrożeniom, pisze dalej opiniotwórczy niemiecki dziennik.

Innymi słowy, powinniśmy politycznie i militarnie wzmacniać NATO, bowiem to jego zdolność odstraszania potencjalnych agresorów jest dzisiaj kluczem do europejskiego bezpieczeństwa. Mówienie zaś o armii unijnej jest krokiem osłabiającym NATO, sugeruje bowiem brak zaufania wewnątrz paktu, powielanie struktur dowódczych i wątpliwości co do nuklearnego parasola USA w Europie. Czyli wzmacniajmy NATO – do czego, poza sprawami stricte militarnymi, kluczowe jest zacieśnianie współpracy gospodarczej USA z Unią.
To stawia nas automatycznie wobec pytania dotyczącego losów TTIP, czyli transatlantyckiego partnerstwa handlowo-inwestycyjnego. Przeciągające się negocjacje nie zwiastują jednak szybkiego sukcesu, po obu stronach Atlantyku jest bowiem ciągle wielu opiniotwórczych krytyków paktu, wskazujących na rzekomo fundamentalne przeszkody w jego zawarciu. Problemem nie są bynajmniej bariery taryfowe, dzisiaj już mocno ograniczone i wynoszące średnio jedynie 3 proc. Przedmiotem krytyki są natomiast obciążenia „pozataryfowe”, czyli limity, formalności administracyjne, normy techniczne i sanitarne. Dochodzi do tego nieprzejrzystość prowadzonych negocjacji, oskarżanych o sprzyjanie wielkim koncernom, a nie obywatelom po obu stronach. Szczególnie krytykowane są zapisy dopuszczające możliwość wytaczania przez prywatne koncerny procesów sądowych państwom, na terenie których prowadzą one działalność.
Przyznajmy, niektóre z podnoszonych obaw rzeczywiście brzmią przekonująco i aż prosi się o czytelną interpretację korzyści i ewentualnych strat TTIP ze strony polskiego rządu i Komisji Europejskiej – tematu niestety całkowicie pomijanego. W takiej analizie z pewnością jednak uwzględniać dzisiaj trzeba znacznie szerszy, nie tylko gospodarczy kontekst – wobec szerzących się na świecie dramatycznie brutalnych działań agresywnych państw i ugrupowań terrorystycznych bezpieczeństwo i utrzymanie pokoju urasta do rangi priorytetu o nieporównywalnie większym znaczeniu. Fakt, iż Stany Zjednoczone wydają się przywiązywać dzisiaj większą wagę do negocjacji podobnego paktu z krajami regionu Pacyfiku niż z UE, jest znaczący i wskazuje na dominujący kierunek przyszłego amerykańskiego zaangażowania. A to będzie mieć konsekwencje dla bezpieczeństwa.
Powiedzmy więc w konkluzji, że wspólna unijna armia mogłaby dzisiaj mieć zapewne sens jako kolejny etap integracji europejskiej, ale tylko łącznie z innymi działaniami zwiększającymi spójność Unii, szczególnie w zakresie polityki zagranicznej. Na razie Unia nie zrosła się jednak na tyle, by powstało wspólne, głęboko ugruntowane poczucie zagrożeń i globalnych interesów. Wzmacniajmy więc – i to intensywnie – współpracę w zakresie bezpieczeństwa w ramach NATO, kładąc szczególny nacisk na rozszerzanie współpracy gospodarczej z pozaeuropejskimi sygnatariuszami paktu – to łączy dzisiaj bardziej niż lokalne inicjatywy obronne czy przepełnione unijną poprawnością deklaracje niektóre europejskich polityków.