Jeden z najpoważniejszych cyberataków w USA. Władze potwierdziły, że doszło do kradzieży danych około 4 milionów urzędników agencji federalnych. Amerykańscy urzędnicy winią hakerów z Chin.

Chińskie władze oskarżenia uznają za "nieodpowiedzialne". Włamanie na amerykańskie serwery, na których znajdują się dane urzędników odkryto w kwietniu tego roku. Kradzież danych miała miejsce jednak kilka miesięcy wcześniej. Łupem hakerów padły informacje gromadzone przez amerykańskie Biuro Zarządzania Zasobami Ludzkimi, które nadzoruje proces rekrutacji urzędników zatrudnionych w agencjach federalnych. To ono także przyznaje uprawnienia dotyczące dostępu do różnego typu informacji niejawnych.

Według FBI, włamania dokonano z komputerów znajdujących się na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Te oskarżenia chińskie władze uznały za bezpodstawne i nieodpowiedzialne. Chińskie władze już wcześniej oskarżane były o wspieranie hakerów. Za każdym razem jednak kategorycznie odrzucały oskarżenia utrzymując, że w Chinach tego typu działania są karalne.