Powstała koalicja rządowa w Grecji. W ekspresowym tempie kilkanaście godzin po głosowaniu zwycięska lewicowa partia SYRIZA porozumiała się z małą prawicową partią Niezależni Grecy.

Ten wydawałoby się egzotyczny sojusz ma jednak wytłumaczenie. Oba ugrupowania w kampanii wyborczej mówiły stanowcze nie dotychczasowej prowadzonej pod naciskiem UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego polityce oszczędności.

Unia Europejska nie reaguje nerwowo, bo po pierwsze - przygotowała się na zwycięstwo radykalnej lewicy, a po drugie liderzy SYRIZY łagodzili ostatnio ton wypowiedzi. W Brukseli panuje przekonanie, że nowe greckie władze nie zerwą współpracy z Unią, bo to może oznaczać jeszcze większe kłopoty. Będą zatem spłacać dług i przeprowadzać reformy.

„Latem będziemy wiedzieć więcej, czy SYRIZA chce zniszczyć wszystko to, co do tej pory zostało zrobione. Szczerze wątpię, że Ateny pójdą tą drogą. Wydaje mi się, że rozpoczną negocjacje z Brukselą, która jest gotowa do ustępstw. Jest możliwość osiągnięcia kompromisu” - skomentował w rozmowie z Polskim Radiem szef brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską Daniel Gros.

O umorzeniu części greckiego długu, czego domagała się radykalna lewica, raczej nie ma mowy. Strefa euro dopuszcza natomiast możliwość wydłużenia okresu spłaty i obniżenia oprocentowania pożyczek.