Producenci drobiu liczyli, że ich problemy związane z bakterią salmonelli wkrótce się skończą. Decyzja KE nie pozostawia jednak złudzeń: będą musieli mierzyć się z nim dalej
W ubiegłym tygodniu Komisja Europejska głosowała nad ponownym dopuszczeniem formaldehydu jako dodatku konserwującego w paszach dla drobiu i trzody chlewnej. W UE jest on zakazany od 1 lipca 2015 r., w Polsce – od połowy 2016 r. Krajowi producenci spodziewali się decyzji pozytywnej. Szczególnie że organizacje branżowe, jak Krajowa Rada Drobiarstwa, opowiedziały się w zakończonych 19 grudnia konsultacjach publicznych za stosowaniem formaldehydu. Środek uzyskał w sumie 97 pozytywnych rekomendacji nie tylko z Europy, ale i świata, m.in. USA.
Z naszych informacji wynika jednak, że nie zostały one uwzględnione przez KE, która utrzymała zakaz. Powód? Formaldehyd jest środkiem rakotwórczym, a jego spożycie może zagrażać życiu. Za utrzymaniem zakazu opowiedziało się 26 z 28 krajów UE, choć jeszcze kilka tygodni temu 21 było odmiennego zdania. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy na temat głosowania, są zaskoczeni taką zmianą frontu, choć zauważają, że KE nie zamknęła zupełnie drzwi dla tego środka. Rozważy ponownie jego wdrożenie, gdyby poziom zachorowalności na salmonellozę w Europie nadal rósł. Podkreślają jednak, że w takiej sytuacji o dopuszczenie formaldehydu do obrotu będzie musiał wystąpić jego producent. Procedura rejestracji trwa około dwóch lat.
Polskich producentów drobiu takie rozwiązanie nie satysfakcjonuje. Szczególnie że nie radzą sobie z bakterią, czego dowodem jest zwiększająca się liczba chorych na salmonellozę. W tym roku Państwowy Zakład Higieny odnotował już ponad 9,7 tys. przypadków. Wygląda na to, że ubiegłoroczny poziom 10 tys. zachorowań zostanie utrzymany. Producenci obawiają się, że to w połączeniu z nasilającą się grypą ptaków w Europie może być powodem, dla którego nie zostaną ponownie wpuszczeni na rynek chiński. Główny Inspektorat Weterynarii w rozmowie z DGP przyznał, że liczył na pozytywną decyzję Pekinu w tej sprawie najpóźniej do połowy grudnia. Decyzja wciąż jednak nie zapadła.
Państwo Środka jest oceniane przez producentów jako remedium na coraz większą konkurencję na rynku unijnym. Przed wprowadzonym przez ChRL w 2016 r. zakazem importu z Polski mięsa drobiowego szło tam ok. 20 tys. ton mięsa rocznie. Teraz eksport mógłby być nawet dzięsięciokrotnie większy. Polska jest nie tylko europejskim liderem w produkcji mięsa drobiowego, ale i jednym z największych producentów jaj. Tymczasem według ostatniego raportu EFSA i ECDC Polska pod względem zachorowań na salmonellozę plasuje się na trzecim miejscu w Unii za Niemcami i Czechami. W sumie w całej Wspólnocie notuje się już niemal 95 tys. przypadków choroby. Na nasz kraj przypada ponad 10 proc. z nich.
Decyzji KE w sprawie formaldehydu nie rozumieją eksperci. – Środek zastosowany w dawkach rekomendowanych przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności wykazuje najwyższą skuteczność wśród wszystkich dotychczas przebadanych dodatków w eliminowaniu salmonelli z pasz – tłumaczy prof. Romuald Zabielski z SGGW. Wygląda więc na to, że producenci będą musieli znaleźć inny sposób na walkę z bakterią. Alternatywą dla formaldehydu są kwasy tłuszczowe. Jednak te, jak wykazały liczne badania, obniżają przyrosty brojlerów.
– Stosujemy alternatywne rozwiązania. Nie są one jednak tak skuteczne – wyjaśnia jeden z producentów drobiu. Zdaniem ekspertów decyzja KE stwarza jednak szansę na rozwój nowych środków likwidujących bakterię salmonelli. – W naszym rozwiązaniu wykorzystujemy naturalnie występujące bakteriofagi. Jego sprzedaż jest już prowadzona na Ukrainie. W tym roku rozpoczęliśmy też procedurę rejestracji w Unii Europejskiej – wyjaśnia prof. Jarosław Dastych, prezes Proteon Pharmaceuticals.