KE ma żądać od nas zmiany stanowiska w sprawie ustaw sądowych. Ale premier nie ma mandatu, by takie decyzje podjąć. Możemy być pierwszym państwem w historii, wobec którego zastosowano art. 7.



Już w tę środę Komisja Europejska może sięgnąć po procedurę opisaną w art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Jeśli po analizie ustaw sądowych (o KRS i Sądzie Najwyższym) zdecyduje się na taki krok, wówczas Rada UE będzie mogła stwierdzić – większością czterech piątych głosów, że w Polsce istnieje ryzyko poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości demokratycznych. Angela Merkel i Emmanuel Macron na zakończonym w piątek unijnym szczycie zadeklarowali poparcie dla KE, jeśli ta odwoła się do art. 7. – Jeżeli Komisja Europejska zdecyduje się iść do przodu, będzie uważała, że to konieczne, będziemy to wspierać – mówiła niemiecka kanclerz.
– Będę wspierał inicjatywy podejmowane przez Komisję Europejską za każdym razem, gdy broni ona spójności naszych zasad – dodawał francuski prezydent. Polski premier mógł już nie słyszeć tych słów. Z powodu konieczności zapoznania się – jak to sam określił – z tajnymi dokumentami wcześniej opuścił szczyt. Tego samego dnia „Süddeutsche Zeitung” napisał, że KE uważa, iż sytuacja w Polsce zaszła za daleko, i ostrzegł przed eskalacją konfliktu na wielką skalę.
Według gazety Komisja ma żądać zmiany stanowiska w sprawie ustaw sądowych. Problem w tym, że Morawiecki nie ma mandatu, by takie decyzje podjąć lub choćby je obiecać. Premier ze swojej strony przekonywał dziennikarzy „SZ”, że „we wspólnocie suwerennych państw, jaką jest UE, państwa powinny mieć prawo do tego, by reformować swoje wymiary sprawiedliwości”. Dodał, że nie ma ryzyka przekroczenia czerwonej linii, która wymagałaby interwencji Komisji. W piątek mówił również, że jest skłonny w styczniu 2018 r. wyjaśnić szefowi KE Jeanowi-Claude’owi Junckerowi szczegóły reformy sądownictwa. Wówczas może być jednak za późno. Korespondenci niemieckiej gazety – powołując się na swoje źródła w Brukseli – napisali, że większość czterech piątych w Radzie UE konieczna do stwierdzenia ryzyka poważnego naruszenia wartości unijnych jest możliwa do zbudowania. Jeśli te informacje się potwierdzą, Polska będzie pierwszym państwem w historii, wobec którego zastosowano art. 7.
Kolejną datą związaną z polityką europejską, którą do swojego kalendarza będzie musiał wpisać premier Morawiecki, jest 20 lutego. Tego dnia spodziewana jest opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE ws. Puszczy Białowieskiej. KE zarzuca Polsce naruszenie dwóch dyrektyw – siedliskowej i ptasiej – które są źródłem prawa europejskiego. Opinia rzecznika najczęściej jest tożsama z późniejszym rozstrzygnięciem TSUE. To planowane jest na kwiecień. Kwestia respektowania postanowień TSUE jest fundamentalna dla Niemiec i Francji. Obydwa państwa obawiają się, że obstrukcja trybunału przez duże państwo unijne, jakim jest Polska, będzie oznaczała jego wygaszenie.
Obydwa wydarzenia – kwestia art. 7 i postępowanie przed TSUE – w znaczący sposób osłabiają pozycję Polski na unijnej arenie, i to w kluczowym dla Wspólnoty okresie – kiedy waży się jej przyszły kształt. Polska, chcąc nie chcąc, wyłącza się z procesu decyzyjnego. Podobnie Węgry. I buduje koalicję dywersantów.
Jak pisze Bogdan Góralczyk z Centrum Europejskiego UW w raporcie „Unia Europejska w kryzysie egzystencjalnym?” przygotowanym dla think tanku Nowa Konfederacja, „zachowanie Budapesztu i Warszawy prowadzi najważniejsze, zachodnie stolice do wniosku, że Wschód jest jednak inny, co łatwo może skłonić je do zakwalifikowania go do drugiej kategorii”. Artykuł 7 to zaproszenie do budowy Europy dwóch prędkości, której ani Warszawa, ani inne państwa regionu nie chcą, bo oznacza marginalizację polityczną wewnątrz UE. Według Góralczyka problem polega na tym, że nad Wisłą nie docenia się woli dalszej integracji, jaka jest w wielu państwach członkowskich. Jeśli nie ziści się wizja twardego jądra, doprowadzi to do dalszej fragmentaryzacji Wspólnoty i budowy Europy wielu prędkości. Poszczególne kraje członkowskie będą w niej tak silne, jak silne będą zawarte przez nie w obrębie UE sojusze. „Siła Polski może płynąć tylko z siły Europy, a nie jako przywódcy »grupy renegatów« czy »koalicji anty-Merkel«, wymierzonej w główny nurt poszukiwań integracji na Zachodzie kontynentu, czego ostatnio jesteśmy – niestety – nagminne świadkami” – pisze Góralczyk.
Jego analiza zawiera opis siedmiu wariantów reformy UE, które są obecnie rozpatrywane. Żaden z nich nie jest korzystny dla Polski. To raczej wybór między scenariuszem złym i bardzo złym. W skrajnym scenariuszu możliwe jest wypchnięcie Polski z Unii poprzez fakty dokonane.