Kandydat Nowoczesnej na prezydenta stolicy Paweł Rabiej nie jest znanym warszawskim politykiem, jego doświadczenie samorządowe jest dość mikre; nie uważam, że jego start zakończy się jakimś szczególnym powodzeniem - powiedział PAP warszawski radny Piotr Guział.

Pod koniec października lider Nowoczesnej Ryszard Petru zainicjował spotkania ugrupowań opozycyjnych nt. przyszłej współpracy koalicyjnej w związku z wyborami samorządowymi. Tymczasem przewodniczący PO Grzegorz Schetyna zapowiedział na początku listopada, że chciałby, aby Rafał Trzaskowski był kandydatem PO i całej zjednoczonej opozycji w wyborach na prezydenta m.st. Warszawy. Deklaracja ta zaskoczyła polityków Nowoczesnej, którzy już w czerwcu zapowiedzieli start zasiadającego w komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji Pawła Rabieja.

Odnosząc się do deklaracji Rabieja, że nie poprze w wyborach na prezydenta stolicy kandydata PO, gdy jeszcze kilka dni temu mówił on, że jest gotów ustąpić na rzecz wspólnego kandydata, nawet jakby to był pan Trzaskowski, Guział podkreślił że to jest duży dysonans pomiędzy tymi słowami w perspektywie zaledwie kilku dni.

Jak zauważył Paweł Rabiej nie jest znanym warszawskim politykiem. "On dopiero startuje w dużą politykę. Powinien zostać najpierw radnym, potem parlamentarzystom i będzie mógł się ubiegać o najwyższe zaszczyty" - zauważył Guział.

Dodał, że doświadczenie samorządowe Rabieja jest "dość mikre", podobnie jak Rafała Trzaskowskiego. "Nie uważam, że start Rabieja zakończy się jakimś szczególnym powodzeniem" - zaznaczył. W ocenie Guziała, jeżeli celem startu w wyborach samorządowych Pawła Rabieja jest pokazanie się, uzyskanie kilku procent poparcia, "to zapewne to osiągnie".

"Jeżeli jego celem jest walka o fotel prezydenta, zdobycie zauważalnego wyniku, to myślę, że się srogo rozczaruje" - powiedział.

Guział odniósł się także do propozycji zawiązywania koalicji partii opozycyjnych na wybory samorządowe.

"Wszyscy, którzy dłużej interesują się polityka wiedzą, że integrowanie obozów politycznych jest bardzo trudne i praktycznie niemożliwe, bowiem zawsze każdy lider największej partii w tym obozie musiałby powiedzieć swoim współpracownikom: ustąpcie, nie będziecie mieć dobrych miejsc na listach, nie będziecie mieli fruktów władzy, jeśli uda nam się zwyciężyć, bo musimy się podzielić tym z ludźmi spoza partii" - zauważył Guział.

"Mieliśmy takie obozy w najnowszej historii politycznej Polski: była Akcja Wyborcza Solidarność, ale wszyscy, którzy pamiętają tamte czasy wiedzą, jak ciężko rządziło się wtedy Polską właśnie w tej koalicji" - mówił Guział. "Były permanentne tarcia, targi o stanowiska, targi o koncepcje, o programy" - przypomniał.

Radny przypomniał także, że był Sojusz Lewicy Demokratycznej, któremu udało się skutecznie stworzyć koalicję. "Ale SLD przekształciło się w jedną partię i to uratowało tę partię w tamtym czasie przed dezintegracją" - zaznaczył. Przywołał też koalicję Lewica i Demokraci. "Która również się rozpadła z powodu tarcia tych kilku ugrupowań" - podkreślił.

Według Guziała gdyby różne partie chciały budować wspólny obóz, to de facto ich członkowie byliby w jednej partii. "A przecież wielu członków Nowoczesnej to są sympatycy, stronnicy, a nawet byli członkowie Platformy Obywatelskiej, zatem budowanie wspólnego obozu wydaje się prawie niemożliwe" – powiedział radny.